Świadek o interwencjach. Wymienia nazwisko Czarneckiego [TRANSMISJA]
We wtorek odbyło się posiedzenie komisji śledczej ds. afery wizowej. Posłowie przesłuchali byłego konsula generalnego w Indiach Damiana Irzyka. Przyznał on, że dwukrotnie dochodziło do nacisków w sprawie przyznawania wiz, płynących ze strony wiceministra Piotra Wawrzyka. Zaznaczył też, że pamięta interwencję europosła Ryszarda Czarneckiego. Jako drugi zeznania złożył wicekonsul z Mumbaju Mateusz Reszczyk.
27.02.2024 | aktual.: 27.02.2024 17:57
Wtorkowe posiedzenie komisji śledczej rozpoczęło się od uwag wiceprzewodniczącego komisji, Daniela Milewskiego z PiS, do sposobu prowadzenia obrad przez Michała Szczerbę. Żalił się, że od trzech posiedzeń posłowie PiS zgłaszają wniosek o przesłuchanie byłego ministra spraw zagranicznych Zbigniewa Raua, ale nie są w tej sprawie wysłuchiwani.
Poseł PiS Piotr Kaleta apelował o przesłuchanie szefa polskiej dyplomacji Radosława Sikorskiego.
Poseł Andrzej Śliwka (PiS) domagał się rozszerzenia trzeciego punktu obrad o przyjęcie harmonogramu przesłuchań. Szef komisji Michał Szczerba przekonywał, że taki harmonogram jest. W głosowaniu członkowie komisji odrzucili wniosek posła Śliwki.
"Były dwie takie sytuacje"
Komisja przystąpiła do przesłuchania byłego konsula generalnego w Mumbaju Damiana Irzyka.
- Tak, były dwie takie sytuacje - przyznał były konsul generalny RP w Indiach Damian Irzyk, pytany o naciski w sprawach przyznawania wiz, płynące od wiceministra Piotra Wawrzyka.
Były konsul relacjonował, że pierwsza taka prośba pojawiła się 21 listopada 2022 r. Chodziło o sprawę wydania wiz dla rzekomych filmowców z Indii. Jedna z próśb, jak relacjonował Irzyk trafiła do konsulatu w Mumbaju i dotyczyła 35 osób, druga do konsulatu w Delhi i dotyczyła 13 osób. Jako osobę do kontaktu wskazano Edgara Kobosa. Piotr Wawrzyk napisał w treści e-maila jego numer telefonu oraz zaznaczył, że jest to sprawa bardzo pilna.
Formalnie Kobos występował w tej sprawie jako przedstawiciel producenta filmu w Polsce. Konsul mówił, że w rozmowach telefonicznych Kobos naciskał nie tylko na szybkie procedowanie, ale też na to, by wizy miały charakter wielokrotny. - Mówił, że filmowcy mogą nie zdążyć zrobić zdjęć podczas jednego pobytu - powiedział świadek.
Aplikantom przyznano początkowo wizy jednorazowe. Irzyk zeznał, że zastępca powiedział mu, że "decyzję o wizach jednokrotnych podjął ze względu na brak wcześniejszej historii wizowej tych osób". - Oznacza to, że te osoby, z wyjątkiem kilku bodajże nazwisk, nie miały w paszportach pieczątek wskazujących na podróże poza Indie. W związku z tym wydał im wizy jednokrotne - wyjaśnił.
Natychmiast drogą mailową przekazał tę informację do dyrektora Departamentu Konsularnego i wicedyrektor Departamentu Konsularnego. - Na tego maila otrzymałem odpowiedź po kilku godzinach. "Dziękuję. Zróbmy proszę wielokrotne, żeby nie musieli drugi raz przychodzić" - zacytował treść wiadomości Irzyk.
Urzędnicy nabierają podejrzeń
Druga prośba od Piotra Wawrzyka, jak poinformował Irzyk, wpłynęła e-mailem 9 grudnia. - Miała chyba pięciu lub sześciu adresatów, nie tylko konsulat w Mumbaju - poinformował. Tym razem prośba do konsulatu w Mumbaju dotyczyła wiz dla grupy 83 filmowców.
Były konsul relacjonował, że pracownicy konsulatu nabrali podejrzeń, że osoby, które miały być filmowcami wcale nimi nie są. Ich podejrzenia się potwierdziły. Były konsul pojechał w tajemnicy ze swoim zastępcą do punktu przyjmowania wniosków, w którym mieli zjawić się aplikanci. Na miejscu rozmawiali z 10 osobami składającymi wnioski. Okazało się, że żadna z nich nie ma nic wspólnego z branżą filmową.
- To byli pracownicy szarej strefy. Bardzo proste prace, był jeden sprzedawca warzyw, była kosmetyczka, był jakiś rolnik - tłumaczył.
10 tysięcy euro za wizę
- Czy osoby te wspominały, że zapłaciły za wizy? - pytał wiceprzewodniczący Marek Sowa.
Irzyk przyznał, że opowiadały o negocjacjach z pośrednikami. - Jedna z osób przyznała, że zapłaciła 10 tys. euro, oczywiście w lokalnej walucie - stwierdził były konsul.
Jak na odmowę przyznania wiz drugiej grupie zareagował Edgar Kobos? - W dosyć aroganckim tonie wypowiadał się o naszych wymaganiach - przyznał Irzyk.
Maria Janyska z KO nawiązała do poniedziałkowych zeznań Edgara Kobosa, który mówił o naciskach MSZ w sprawie wydawania wiz oraz o tym, że wszyscy w resorcie o tym wiedzieli. Irzyk odpowiedział, że on sam - oprócz sprawy z wizami dla rzekomych filmowców - takich nacisków nie odczuwał. - Natomiast była ze strony centrali taka presja, żeby podejmować więcej decyzji wizowych, może nie do nas, ale tak - przyznał.
21 osób z pierwszej listy tzw. filmowców dostało się do Meksyku
Aleksandra Leo (Polska 2050-TD) pytała świadka, czy dowiedział się o tym, że cudzoziemcy z list, które otrzymał finalnie trafili do innych państw. Irzyk odparł, że 25 stycznia uczestniczył w nieformalnym spotkaniu w domu konsul generalnej Szwecji. - W trakcie rozmowy konsul generalny Hiszpanii powiedział do nas: "uważajcie, bo teraz jest nowy sposób na przejazd z Indii do Meksyku". W bezpośredniej rozmowie zapytałem o szczegóły. Mówił, że sprawę zna bardzo dobrze pracownik konsulatu USA w Mumbaju i podał jego nazwisko. Po powrocie opisałem tę rozmowę i przesłałem treść do wicedyrektor departamentu konsularnego - relacjonował.
Jak dodał, w odpowiedzi wicedyrektor Beata Brzywczy stwierdziła, że czytała maila oraz, jak zaznaczył świadek, "potwierdza się to, co wie z Gruzji".
- 27 stycznia otrzymałem od dyrektora departamentu konsularnego maila ze skanami zdjęć stron z paszportów aplikantów z pierwszej grupy. Przy każdym z około 30 zdjęć brakowało pieczątki potwierdzającej powrót do Indii. Dodatkowo, lotniska wylotu tej grupy to wyłącznie Madryt i Lizbona. To potwierdziło moje najgorsze obawy dotyczącej pierwszej grupy - zaznaczył.
Irzyk podkreślił, że zwrócił się do dyrektora departamentu konsularnego z prośbą o weryfikację tej kwestii do polskiej straży granicznej. - Chciałem dowiedzieć się, gdzie cudzoziemcy trafili po wylocie z Lizbony i Madrytu. W rozmowie uczestniczyła dyrektor departamentu konsularnego, która oświadczyła, że musimy o tej sprawie poinformować ministra, bo jest to bardzo poważna rzecz - powiedział.
Irzyk zaznaczył, że poprosił swojego zastępcę o umówienie spotkania ze wskazanym przez hiszpańskiego konsula, pracownikiem konsulatu USA. - Amerykanin potwierdził w rozmowie z moim zastępcą, to co już wiedziałem od Hiszpana. Przekazał mu również szczegóły co do regionu, z którego pochodzili nasi tzw. filmowcy. Poprosiłem go o to, by sporządził notatkę ze spotkania i wysłał ją do mnie - wyjaśnił.
Były konsul oświadczył, że listę osób z pierwszej grupy przekazał Amerykaninowi z konsulatu USA. - Po ośmiu dniach przesłał nam maila z listą 21 nazwisk osób, które według jego sprawdzeń miały wylądować w Meksyku - poinformował Irzyk. Dodał, że wynik sprawdzenia przesłał natychmiast do departamentu konsularnego.
Tajemnicza prośba Ryszarda Czarneckiego
Był konsul generalny RP w Mumbaju pytany był o spotkania z przedstawicielami firm pośredniczących w załatwianiu wiz. Odparł, że starał się unikać takich sytuacji i nie przypomina sobie żadnego takiego spotkania.
- Pamiętam jednak interwencję europosła Ryszarda Czarneckiego, który otrzymał skądś mój numer telefonu i prosił, by przyjąć jakiegoś jego znajomego, który robi interesy w Indiach i chciałby tam rozwijać swój biznes. Z taką rekomendacją, ja się zgodziłem na to spotkanie - opowiadał Irzyk. - Bardzo szybko w czasie tego spotkania okazało się, że sprawa dotyczy sprowadzenie pracowników z Indii do Polski. Odpowiedź z naszej strony była jasna, nic nie możemy zrobić, proszę kierować się na stronę internetową i tyle - zapewnił były konsul.
Program Poland Business Harbor
Przewodniczący komisji Michał Szczerba w drugiej turze pytań zapytał świadka, czy wie, ile wiz wydano w Indiach w ramach programu Poland Business Harbor, który miał ułatwić ściągnięcie do Polski specjalistów i start-upów z branży IT. - Nie wiem, ile było ich w Indiach, w naszym konsulacie - kilkanaście - odparł Irzyk.
Szczerba stwierdził, że wydano ich łącznie 297. - Do Polski dotarły dwie osoby - stwierdził.
Przesłuchanie Reszczyka
Po krótkiej przerwie w obradach członkowie komisji przystąpili do przesłuchania drugiego świadka wicekonsula z Konsulatu Generalnego RP w Mumbaju Mateusza Reszczyka.
Został zapytany o polecenia, które miały trafiać z MSZ do konsulatu Polski w Indiach i dotyczyły wydawania wiz. - Posłużę się e-mailem, który trafił do konsulatu, od ministra Wawrzyka. "Pani dyrektor to jest ekipa filmowa (...) sprawa jest bardzo pilna, przekazuję numer telefonu do pana Edgara Kobosa" - zacytował.
Odniósł się do sprawy wiz wydawanym osobom, które przekonywały, że są twórcami filmowymi i chcą udać się do Europy. Wskazał, że "razem z konsulem Irzykiem podejrzewali, że ta sprawa śmierdzi i trzeba się jej przyjrzeć". - Zwłaszcza w kontekście pierwszej grupy, która pochodziła niemal z tej samej miejscowości - zaznaczył.
Wskazał, że zweryfikowano "aktorów", którzy próbowali otrzymać wizy do Polski. Oświadczył, że był to m.in. rozwoziciel warzyw, który twierdził, że jest "producentem filmu". - Był jedyną osobą, która przyznała się, że za wizę miał zapłacić równowartość ok. 60-70 tys. zł - sprecyzował.
Reszczyk oznajmił, że zwrócił się do agenta specjalnego rezydującego w konsulacie USA o sprawdzenie pierwszej grupy "filmowców". Z jego relacji wynika, że Stany Zjednoczone wiedziały o działaniu kanału przerzutowego.
Wicekonsul został zapytany o to, jaką opinię ma Polska wśród obywateli Indii w kontekście wydawania wiz. - Na pewno jest tak, że poprzez zezwalanie na pracę lub przez uzyskanie zaświadczenie o przyjęciu na studia, jest to łatwiejszy sposób na dostanie się do Unii Europejskiej - powiedział. Zaznaczył, że "na pewno jest to sytuacja nienormalna".
Stragany z wizami i naciski MSZ
Reszczyk był pytany o rzekome stragany, na których cudzoziemcy mogli zakupić wizy. - Nie, taka sytuacja nie jest możliwa. Stragany wynikają wyłącznie ze zdjęć Google Street View, które pokazują kolejkę do Wydziału Konsularnego Ambasady RP w Abudży - podkreślił.
Zaznaczył, że kontaktował się z Edgarem Kobosem ws. grup "filmowców". - Panu Edgarowi bardzo zależało na tym, by wjechały one na teren UE - stwierdził.
Reszczyk powiedział, że "w jego ocenie dyrektor MSZ ds. konsularnych wpływał na decyzje konsulatu RP w Mumbaju". Wskazał, że dotyczyło to m.in. zmiany wiz jednorazowych na wizy wielokrotnego wjazdu. Oświadczył, że "po konsultacji z konsulem Irzykiem sam przekreślał i zdrapywał hologramy z 35 wiz". Oznajmił, że zrobił to ze względu na presję ze strony MSZ i e-mail od dyrektora Jakubowskiego.
Podkreślił, że "nigdy nie poznał osobiście Edgara Kobosa". - Rozmawiałem z nim dwa, może trzy razy. Został przedstawiony jako przedstawiciel grupy producenckiej. Nie było nigdy żadnego udokumentowania - zaznaczył.
- Przez ostatnie osiem lat nie było żadnej wizji nt. tego, kogo chcemy wpuszczać do Polski. Tak jak mówił konsul Irzyk, zezwolenia na pracę są drukowane, jak w fabryce w każdym urzędzie wojewódzkim. Można je wydać na każdą osobę, czy to będzie wykwalifikowany pracownik, czy terrorysta - powiedział.
Poseł Krzysztof Mulawa zapytał o szczegóły dot. spotkania z Ryszardem Czarneckim. - Przez sen przypominam sobie, że było to spotkanie. Wyrzuciłem to z pamięci, bo nie było mi to potrzebne. (...) Nic w tej sprawie nie było wykonane - stwierdził Reszczyk.
Zastrzegł, że "nie ma pojęcia", kto otrzymywał pieniądze za wydawanie wiz. - Ale wiza generalnie jest towarem deficytowym i ludzie są w stanie bardzo dużo za nią zapłacić - wskazał.
Reszczyk oświadczył, że "miał takie same opinie, jak konsul Irzyk" ws. wiz dla grupy "filmowców". - Uważaliśmy, że w tej sprawie jest coś złego i istnieje bardzo duże ryzyko, że pan Kobos może działać niezgodnie z prawem - wskazał. - Wątpliwości dzieliłem z konsulem Irzykiem i to on przekazywał je dalej do wydziału konsularnego MSZ - dodał.
W drugiej rundzie pytań szef komisji zapytał wicekonsula, co działo się, gdy wybuchła tzw. afera wizowa. - Wedle mojej wiedzy nie było żadnych dyspozycji, by kasować maile - podkreślił.
Szczerba zapytał o kontrolę, którą przeprowadził Departament Kontroli i Audytu. - Była kolejnym elementem represji w stosunku do pracowników Konsulatu Generalnego RP w Mumbaju. Przypuszczałem, że ona nastąpi - powiedział.
- Gdy dowiedziałem się, że 35 osób, którym wydałem wizę, znalazło się w USA, natychmiast te wizy unieważniłem - zastrzegł Reszczyk.
Reszczyk podał statystyki dot. wydawania wiz przez Konsulat Generalny RP w ostatnich latach. - W roku pandemicznym 2020 przyjęto 2278 wniosków. W 2021 roku, również pandemicznym, przyjęto 7235 wniosków. W 2022 roku przyjęto 19 923 wszystkich wniosków. W 2023 roku nastąpił spadek - ze względu na zakończenie współpracy z outsourcingiem wizowym - było to 15 905 aplikacji wizowych - podał. Sprecyzował, że "w 2020 roku wydano łącznie wiz krajowych i Schengen 1649, w 2021 roku było to 4490 decyzji pozytywnych i 2745 negatywnych, w 2022 roku 14 843 decyzji pozytywnych 5073 negatywnych, w 2023 roku 11 105 decyzji pozytywnych, 4788 negatywnych".
Oświadczył, że naciski na kierownictwo konsulatu "to była próba zniszczenia niezależnego konsula". - Próba, bo się nie poddaliśmy - podkreślił.
Reszczyk powiedział, że nie ufał Piotrowi Wawrzykowi i prokuraturze za rządów PiS. Wskazał, że postanowił zbierać dowody, by złożyć zawiadomienie w sprawie "w odpowiednim czasie".
Poseł Andrzej Śliwka zapytał o uczelnie, które stanowiły "pewną rolę w procesie wydawania wiz". - Uczelnia Vistula, Wyższa Szkoła Menadżerska w Warszawie i Wyższa Szkoła Gospodarki Euroregionalnej im. Alcide De Gasperi w Józefowie i wiele więcej. Uczelnie mają swoich naganiaczy w Indiach. Oferują oni studia w Polsce albo w innych krajach. (...) - wskazał. Reszczyk powiedział, że pytania uczelni "pozostawały bez odpowiedzi".
Pierwsi świadkowie już przesłuchani
Komisja przygląda się legalności, prawidłowości oraz celowości działań, a także występowaniu nadużyć, zaniedbań i zaniechań w zakresie legalizacji pobytu cudzoziemców na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej w okresie od dnia 12 listopada 2019 do 20 listopada 2023 roku.
W poniedziałek przed komisją stawili się pierwsi świadkowie: były wiceminister spraw zagranicznych Piotr Wawrzyk oraz jego bliski współpracownik Edgar Kobos. Obaj usłyszeli zarzuty w śledztwie dotyczącym płatnej protekcji w związku z przyspieszaniem procedur wizowych prowadzonym przez prokuraturę w Lublinie.
Wawrzyk odmówił jednak składania zeznań. Zupełnie inne podejście zaprezentował jego człowiek - Edgar Kobos. Najpierw wygłosił oświadczenie, w którym przyznał, że afera wizowa miała miejsce i oskarżył Zjednoczoną Prawicę o jej tuszowanie, a potem - za pośrednictwem swoich pełnomocników - wniósł o utajnienie obrad.