Afera szpiegowska w Monako
W Kalifornii toczy się dziwny spór sądowy, w którym adwersarzami są książę Monako Albert II i niejaki Robert Eringer, który twierdzi, że jest byłym agentem FBI.
Według mieszkającego w Kalifornii Eringera, Albert miał go zatrudnić jako agenta i powierzyć misję utworzenia "Służby Wywiadowczej Monako" (MIS). Po wielu latach książę zaniechał jednak ponoć tego projektu i pozostawił Eringera bez zapłaty. Tak przynajmniej twierdzi sam Eringer, który księcia pozwał w Kalifornii do sądu.
Księstwo Monako publicznie odpierało zarzuty Eringera. - Książęcy rząd wyjaśnia, że w służbie państwa monakijskiego nigdy nie istniała struktura pod nazwą MIS - głosi oficjalne oświadczenie.
Francuski "Paris Match" pokazał "legitymację MIS" na nazwisko Eringera, z jego fotografią i z numerem 001. Oficjalne Monako oświadczyło na to, że owa legitymacja "nie ma żadnej mocy prawnej" w księstwie i że "nie jest autentyczna".
Eringer powiedział francuskiemu dziennikowi, że zbierał dla Alberta informacje o partnerach biznesowych "i innych ludziach". Jego zadaniem było ponoć identyfikowanie "czarnych charakterów". Twierdzi, że zgłaszał księciu "próby infiltracji" podejmowane przez rosyjską tajną służbę FSB i "przestępcze loże masońskie". Ujawnił też jakoby powiązania monakijskich banków z mafią.
Dziś Eringer mówi, że Albert zmienił się, od kiedy zasiadł na tronie (w lipcu 2005 roku) i zerwał wszelkie stosunki ze swym agentem w 2007 roku.