Adrian Kubicki: tylko rentowny i rozwijający się LOT będzie przynosił Polsce dumę na świecie
LOT nie planuje rebrandingu i przemalowywania samolotów na barwy biało-czerwone. Koszt takiej operacji to około 70 mln zł. Mimo dynamicznego rozwoju musimy liczyć każdą złotówkę, ale święto Niepodległości będziemy obchodzić hucznie - mówi WP rzecznik PLL LOT Adrian Kubicki.
20.03.2018 | aktual.: 20.03.2018 21:58
Marcin Makowski: Przed nami obchody stulecia odzyskania niepodległości. W mediach pojawił się pomysł zmiany przemalowania floty w barwy biało-czerwone. Czy i w jaki sposób LOT zamierza się włączyć w to święto?
Adrian Kubicki, rzecznik prasowy LOT: Jako spółka Skarbu Państwa oraz jako jedna z najstarszych i najbardziej cenionych polskich marek, LOT chce się włączyć w obchody rocznicę odzyskania niepodległości. I robi to. Niezależnie od różnych toczących się dyskusji w przestrzeni publicznej, my konsekwentnie realizujemy swoje projekty. Jednym z nich jest umieszczenie na wszystkich samolotach okolicznościowego symbolu ”Niepodległa”, napisanego ręką Józefa Piłsudskiego. Pierwszy tak oznakowany Embraer poleci z pasażerami na początku przyszłego tygodnia. Kolejne samoloty będą otrzymywały ten znak przy okazji różnego rodzaju prac technicznych. Flota zachowa tę symbolikę do końca obchodów jubileuszu.
Czy na tym się skończy?
Nie, mamy w zanadrzu jeszcze jedną niespodziankę. Mieliśmy trzymać ją w sekrecie do ostatniej chwili, ale z racji toczącej się aktualnie debaty na temat malowania samolotów LOT-u postanowiliśmy odkryć karty. Trzeci Dreamliner 787-9, który dotrze do naszej floty na przełomie czerwca i lipca, będzie nosił okolicznościowe polskie biało-czerwone barwy. Dodatkowo w ten sam sposób przemalujemy nowego Boeinga 737 MAX 8. Pierwszy samolot będzie kursować na trasach międzykontynentalnych, a drugi zostanie skierowany na rejsy europejskie, co zapewni naprawdę szerokie i międzynarodowe dotarcie. Ten projekt jest już realizowany od dłuższego czasu, mamy pierwsze projekty, które niebawem chcielibyśmy oddać w ręce pasażerów, tak aby w konkursie mogli zaangażować się w powstanie tego specjalnego malowania. Co ważne, biało-czerwone barwy na Boeingach zostaną zachowane na stałe.
Dlaczego LOT celuje w połowę roku? Nie dało się tego pomysłu wprowadzić w życie wcześniej?
Przełom czerwca i lipca nie jest przypadkowy. Właśnie wtedy zaczyna się sezon wakacyjny i okres dobrej pogody, a my chcielibyśmy nasze samoloty, po przylocie, pokazać wszystkim Polakom na specjalnie zorganizowanym z tej okazji pikniku. To będzie również dobra okazja do mówienia o rocznicy niepodległości w kraju, a gdy już samoloty ruszą w trasę - na świecie.
A może to za mało? Marcin Mastalerek, były szef kampanii prezydenckiej Andrzeja Dudy stwierdził, że biało-czerwona powinna być cała flota LOT-u.
Chciałbym jasno podkreślić, że nie jest tak, że LOT nie promuje polskości. Wręcz przeciwnie. Jesteśmy jedną z najbardziej rozpoznawalnych na świecie polskich marek, a tym samym ambasadorami polskości, która znajduje się przecież w samej nazwie linii. Polska flaga umieszczona jest na stateczniku każdego naszego samolotu. Marka powstała w 1929 roku i jesteśmy dumni z jej niespełna 90-letniej tradycji. Między innymi dlatego mamy duży szacunek do naszego granatowego Żurawia. Wszelkie badania pokazują, że ocena zadowolenia z naszych usług w skali ostatnich dwóch ostatnich lat wzrasta.
Nie jest jednak czymś niezwykłym, że linie lotnicze zmieniają wizerunek, czyli dokonują rebrandingu.
To prawda, ale do tego tematu trzeba podchodzić bardzo ostrożnie. Po pierwsze pamiętajmy, że marka linii lotniczej musi budzić zaufanie i na ten stan ciężko pracowaliśmy. Uprzejma obsługa, bezpieczne samoloty i profesjonalni piloci - to wszystko reprezentuje nasz znany logotyp - Żuraw. Wiadomo, że zaufanie buduje się latami i wpływa na nie m.in. oswojenie się z wizerunkiem firmy. Oczywiście nie bez znaczenia jest aspekt finansowy takiego przedsięwzięcia. LOT, który dopiero co wyszedł z poważnych kłopotów, musi dokładnie liczyć każdą złotówkę. Przecież groziło nam całkiem niedawno realne widmo bankructwa. Za obecnym wzrostem przychodów nie stoi magia, ale pragmatyczne i biznesowe podejście do tematu zarządzania liniami lotniczymi. Na lataniu naprawdę ciężko się zarabia, linie lotnicze narażone są na bardzo wysokie ryzyko funkcjonowania i operują na niskich marżach. Dlatego mamy ogromny szacunek do każdej zarobionej złotówki. Taki styl zarządzania wprowadził do spółki prezes Milczarski. To prawda, że odnieśliśmy sukces, ale w dużej mierze nadal jesteśmy ”na dorobku” i nie możemy pozwolić sobie na nonszalancję w wydawaniu pieniędzy.
Porozmawiajmy w takim razie konkretnie. O jakich kwotach mówimy, gdyby ktoś chciał wcielić w życie projekt ”upatriotycznienia” narodowego przewoźnika? Zacznijmy od pojedynczego samolotu.
Jeśli chodzi o cenę jego przemalowania, to wydatek rzędu 55 tys. euro w przypadku mniejszych maszyn, do nawet 180 tys. na jednego Dreamlinera. Przeliczając to na całą flotę, same malowania to około 4 mln euro. To są bardzo duże środki. Jest jeszcze jeden element, o którym należy pamiętać. LOT jest w fazie intensywnego rozwoju, a żeby mógł powiększać zyski, musi być cały czas w ruchu. Nasze samoloty zarabiają pieniądze lataniem, a nie staniem w hangarach.
A nie da się malować samolotów przy okazji okresowych prac konserwacyjnych?
Nie jest to możliwe. Takie przemalowanie nie może być przeprowadzone przy okazji przeglądu technicznego, bo to proces, któremu trzeba poświęcić kilka, a czasami nawet kilkanaście dni. W tym czasie nie przeprowadza się przy nim żadnych innych czynności. To też musimy wziąć pod uwagę. Oszacowaliśmy, że podobna operacja to utrata nawet nie przychodów, a zysków na poziomie blisko 50 mln złotych. Jeśli te dwa omawiane koszty do siebie dodamy - przemalowanie wszystkich maszyn LOT-u kosztowałoby 70 mln zł.
Na ile szacunkowo został wyceniony rebranding gadżetów, logotypu, identyfikacji graficznej jako takiej?
Dobrze, że pan o to pyta. Bo trzeba zaznaczyć, że marka linii lotniczych to nie tylko wygląd samolotów, ale cały system naczyń połączonych. Jesteśmy obecni bardzo silnie w wielu przestrzeniach i na lotniskach całego świata, w internecie, w każdym gadżecie, który otrzymują pasażerowie. Trudno wyliczyć te koszty, ale sądzę, że musielibyśmy mówić znowu nie o setkach tysięcy, a milionach złotych. Sam proces zmiany identyfikacji wizualnej trwałby wiele lat, a przecież my stosunkowo niedawno temu zaczęliśmy się znowu kojarzyć pozytywnie. Proszę sobie wyobrazić, że nagle w przestrzeni pojawiają się różne oznaczenia, malowania, logotypy. W tak wrażliwym momencie budowanie rozpoznawalności marki na pewno by na tym ucierpiało. Po prostu musimy spojrzeć na to zagadnienie biznesowo. My przecież nie uciekamy od polskości, ale wręcz robimy wszystko, aby się z nią kojarzyć. Nasza kampania reklamowa opiera się o promowanie polskiej gościnności.
Jak wspomniany rebranding wpłynąłby na międzynarodowe ambicje LOT-u?
Wiele osób nie myśli w tym kontekście, ale LOT chce być nie tylko przewoźnikiem narodowym Polski, ale docelowo - Europy Środkowo-Wschodniej. Chcemy być postrzegani jako linia z polskimi korzeniami, które podkreśla i jest z nich dumna, ale docelowo łączy ze światem także inne państwa regionu. To się już dzieje np. na Węgrzech, skąd otwieramy połączenia do USA. Niedługo ujawnimy kolejne inicjatywy, pokazujące jak LOT konsoliduje rynek regionalny. Chcemy, aby z polskim LOT-em mogli się utożsamiać obywatele wielu państw. Nie zapomnimy jednak nigdy, skąd pochodzimy, o to nie trzeba się martwić.
Jak w takim razie zapatrujecie się państwo na pozytywne przyjęcie pomysłu przemalowania samolotów LOT-u przez prezydenta Andrzeja Dudę?
Z tego co czytam panu prezydentowi podoba się pomysł, aby LOT był nośnikiem polskich barw i reprezentował Polskę za granicą, i właściwie można powiedzieć, że w tej opinii się absolutnie zgadzamy. Dwa samoloty przygotowane na rocznicę niepodległości będą promować naszą tożsamość narodową w najodleglejszych zakątkach świata. Polska flaga nigdy też nie zniknie z tożsamości marki. Co do zasady uważam, że nie warto szukać różnic i zagłębiać się w niuanse, bo przyświeca nam ta sama idea, czyli pozytywna promocja Polski zagranicą. Metody dojścia do tego celu są różne, ale muszą one uwzględniać warunki biznesowe, ale też kontekst przewoźnika regionalnego, o którym wspominałem. Tylko rentowny i rozwijający się LOT będzie przynosił Polsce dumę na świecie.
Niemniej Marcin Mastalerek sugeruje, że problemem nie są pieniądze i biznes, ale brak odważnej wizji w spółkach skarbu państwa, podając przy tym za przykład LOT.
Sądzę, że to ogólne stwierdzenie nie ma zastosowania do LOT-u. Myśmy mieli i nadal mamy ogromną odwagę - przede wszystkim by naprawiać i rozwijać narodowego przewoźnika. Z różnych scenariuszy, które mogły spotkać naszą spółkę, w 2016 r. przy ówczesnych stratach, realna była opcja bankructwa. Właśnie wtedy podjęliśmy rękawicę i postanowiliśmy uczynić z LOT-u jedną z najskuteczniejszych polskich marak, ale wymagało to żelaznej konsekwencji i pracy u podstaw. Dzięki temu dzisiaj, jako Polacy, realnie możemy być z LOT-u dumni, odbieramy nowe maszyny, otwieramy nowe trasy - np. w maju do Singapuru. Na koniec dnia trzeba jednak pamiętać, że operujemy na ogromnie konkurencyjnym rynku i żeby się na nim utrzymać, musimy zarabiać pieniądze. To nie wyklucza postawy patriotycznej, a naszym zdaniem wręcz ją definiuję. Co może być bardziej patriotycznego niż silna, konkurencyjna i skuteczna polska firma, która nie wstydzi się swoich korzeni i mówi o nich otwartym tekstem?
Marcin Makowski z Seattle dla WP Opinie