Administracja USA broni się jak może
Administracja prezydenta George'a Busha kontynuowała w niedzielę kampanię polemik z oskarżeniami byłego rządowego doradcy ds. terroryzmu Richarda Clarke'a, który zarzuca jej zlekceważenie groźby Al-Kaidy przed atakiem 11 września 2001.
29.03.2004 | aktual.: 29.03.2004 07:12
W programie telewizji ABC News "This Week" w niedzielę minister obrony Donald Rumsfeld odrzucił zarzut Clarke'a, że ekipa Busha zaniedbała walkę z Osamą bin Ladenem, gdyż była obsesyjnie skoncentrowana na planach wojny z Irakiem.
Do Afganistanu, a nie do Iraku
Szef Pentagonu przypomniał, że po ataku 11 września wojska USA "wkroczyły do Afganistanu, a nie do Iraku", i podkreślił, że kampania ta zakończyła się sukcesem. "Nie zniszczyła ona Al-Kaidy, ale uniemożliwiła jej szkolenie i azyl (w Afganistanie) oraz zlikwidowała reżim talibów" - powiedział.
Rumsfeld zaapelował, by nie szukać koniecznie w USA winnych tragedii 11 września, ponieważ - jego zdaniem - w zasadzie nie można jej było zapobiec. "Patrząc wstecz, można powiedzieć: chciałoby się, aby więcej zostało zrobione. Nie można jednak obronić się przed każdym atakiem, codziennie, w każdej minucie. Jeżeli są ludzie zdeterminowani zabić niewinnych ludzi, są w stanie to zrobić. Terroryści mogą zaatakować kiedykolwiek, 24 godziny na dobę, używając różnych metod, w każdym miejscu" - powiedział.
W niedzielę wieczorem (czasu USA) doradczyni prezydenta Busha ds. bezpieczeństwa narodowego Condoleezza Rice udzieli wywiadu w popularnym programie telewizji CBS News "60 minutes", odpowiadając na oskarżenia Clarke'a. Sam Clarke wystąpił tego dnia w telewizji NBC News, polemizując z zarzutami swoich krytyków.
Armaty przeciw Clarke'owi
Najcięższe armaty przeciw Clarke'owi wytoczył w piątek lider republikańskiej większości w Senacie Bill Frist, który powiedział, że Clarke popełnił krzywoprzysięstwo, ponieważ na przesłuchaniach w Kongresie chwalił wysiłki administracji Busha w walce z terroryzmem, natomiast przed specjalną komisją ds. ataku 11 września mówił coś całkiem przeciwnego.
Frist oskarżył też byłego doradcę ds. terroryzmu, że krytykuje rząd, w którym do niedawna pracował, aby zrobić reklamę swojej wydanej właśnie książce "Against All Enemies" (Przeciw wszystkim wrogom), w której oskarża Busha o zaniedbanie bezpieczeństwa kraju.
W rozmowie z telewizją NBC News Clarke powiedział, że już od dawna planuje przeznaczenie części dochodów z tej książki na pomoc dla rodzin ofiar ataku 11 września. Zaznaczył jednak: "Muszę mieć na względzie i to, że osoby związane z administracją grożą mi, iż nie zarobię już w Waszyngtonie ani centa".
Nie uraza i nie motywy polityczne
Clarke stanowczo zdementował tezę konserwatywnych komentatorów i sojuszników Busha, że w krytyce prezydenta kieruje się urazą, iż nie otrzymał stanowiska wiceministra w nowo utworzonym po 11 września Ministerstwie Bezpieczeństwa Kraju, na które jakoby liczył. Odrzucił też twierdzenia swych krytyków, że za jego atakami na Busha kryją się motywy polityczne.
"Nie przyjmę żadnego stanowiska w ewentualnej demokratycznej administracji i nigdy nie będę się starał o żaden wybieralny urząd" - oświadczył. Przyznał jednak, że w 2000 r. głosował nie na Busha, lecz na wiceprezydenta Ala Gore'a.
Demokratyczny kandydat na prezydenta w tegorocznych wyborach, senator John Kerry, potępił kampanię przeciwko Clarke'owi, oskarżając współpracowników Busha o ataki personalne w celu zdyskredytowania krytyków. Skrytykował też Condoleezzę Rice, że odmówiła wystąpienia na publicznych przesłuchaniach przed specjalną komisją ds. 11 września. Szefowa Rady Bezpieczeństwa Narodowego zgodziła się spotkać się z nią tylko "prywatnie", co nie wymaga odpowiadania na pytania pod przysięgą.
A kampania trwa...
Tymczasem według najnowszego sondażu tygodnika "Newsweek", rewelacje i oskarżenia Clarke'a nie wpłynęły w dużym stopniu na kampanię prezydencką. 65% Amerykanów mówi, że nie mają one "żadnych konsekwencji" w ich ocenie prezydenta Busha, 17% - że wpłynęły na nią negatywnie, natomiast 10% twierdzi, że ma teraz nawet bardziej przychylny pogląd na temat prezydenta.
Od lutego spadła wprawdzie aprobata poczynań Busha w wojnie z terroryzmem - z 65 do 57% - ale ogólne poparcie dla niego utrzymuje się na takim samym poziomie ok. 50%.