Adam Sandauer o sprawie śmierci 2,5‑letniej Dominiki
W wielu miejscach systemu ochrony zdrowia w Polsce nieleczenie pacjentów jest opłacalne, odesłanie pacjenta to czysty zysk. To chore! - komentuje w rozmowie z Wirtualną Polską dr Adam Sandauer. Honorowy przewodniczący Stowarzyszenia Pacjentów "Primum Non Nocere", organizacji udzielającej pomocy prawnej ofiarom błędów medycznych odnosi się w ten sposób do sprawy śmierci 2,5-letniej Dominiki.
04.03.2013 | aktual.: 05.03.2013 15:44
Od piątku sprawą śmierci dziewczynki zajmuje się prokuratura w Skierniewicach. 2,5-latka do szpitala w Łodzi trafiła w stanie krytycznym. Zanim do tego doszło, matka dziecka próbowała wezwać pomoc, ale lekarz, według jej relacji, uznał, że nie ma takiej potrzeby.
Zdaniem Sandauera w tej sprawie zawinił niesprawny system. - Możemy mówić, że lekarz nie wykazał się wrażliwością, albo tak skanalizować sprawę, że ukarze się dyspozytora w pogotowiu, ale chodzi o wypracowanie takich rozwiązań, które będą odporne na ludzkie błędy. Jak jest źle zbudowany system to błąd pojedynczego człowieka kończy się tragedią - mówi.
- Lekarz rodzinny, który opiekuje się 2-2,5 tys. pacjentów, dostaje z NFZ na jedną osobę 8-9 zł miesięcznie. To czego nie wyda na leczenie i obsługę gabinetu, pozostaje jako zarobek. Podobnie jest z rozliczaniem nocnej opieki lekarskiej czy szpitalnych oddziałów ratunkowych, które dostają środki za gotowość. Jak nie wydadzą to czysty zysk... W efekcie każdy odsyła pacjenta, a ten tuła się od jednego do drugiego lekarza. To głęboko błędne rozwiązanie - uważa. W opinii Sandauera pieniądze niewydane powinny tylko w pewnej części stawać się zarobkiem lekarza, a określona część, jeśli nie będzie wydana na diagnostykę, profilaktykę czy leczenie pacjentów, powinna wracać do NFZ.
To błędy, które ciągną się od 2000 r.?
Jedynie szpitale dostają pieniądze od przyjętego pacjenta, dlatego właśnie tam wysyła się pacjentów, zamiast robić badania ambulatoryjnie. Po wprowadzeniu tej zasady ilość hospitalizacji od 2000 r. wzrosła o 40 proc. - Pieniądz powinien iść za pacjentem - podkreśla Sandauer.
To druga głośna tragedia, związana ze śmiercią dziecka w ostatnim czasie. Na początku grudnia zmarł w Białymstoku 13-miesięczny Bolek - dziecko zostało hospitalizowane dopiero wtedy, gdy po raz trzeci zostało przywiezione przez rodziców, którzy mieli wtedy wyniki badań krwi chłopca. Zdiagnozowano u niego białaczkę szpikową. Chłopiec wcześniej wielokrotnie wędrował pomiędzy lekarzem rodzinnym a SOR-rem, aż w końcu został przyjęty do szpitala w stanie ciężkim, w śpiączce. Rodzice zarzucają lekarzom Izby Przyjęć Uniwersyteckiego Dziecięcego Szpitala Klinicznego w Białymstoku brak właściwej diagnozy. To oni zawiadomili prokuraturę, gdy chłopiec był już w stanie krytycznym.
Jak przyznaje ekspert, słuszne są pretensje do Bartosza Arłukowicza, ponieważ minister powinien rozpocząć naprawę systemu. - Ale to skutek zaniedbań wszystkich poprzednich ekip, wspólne dzieło kolejnych układów, które rządziły systemem ochrony zdrowia. To są błędy, które ciągną się od 2000 r. - stwierdza. Zwraca uwagę, że Rzecznik Praw Pacjenta Krystyna Barbara Kozłowska również zasługuje na krytykę, ponieważ powinna zwracać uwagę na błędy systemowe, a tego nie robiła.
"Dobrze, że Owsiak uderzył pięścią w stół"
W sobotę, w reakcji na to wydarzenie, Jerzy Owsiak wraz ze swoją żoną uznali, że w tej sytuacji "stawiają pod znakiem zapytania" sens pomocy WOŚP dla medycyny dziecięcej. - To przerażające, że Owsiak, który już i tak ma ogromne zasługi dla ochrony zdrowia w Polsce, musiał jeszcze wyręczać państwo i zwracać uwagę, że system nie działa - oburza się Sandauer. Zdaniem rozmówcy Wirtualnej Polski szef Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy dobrze zrobił, że "uderzył pięścią w stół", gdyż dzięki temu jego głos stał się bardziej słyszalny. Rozmówca Wirtualnej Polski nie wierzy jednak, że pod wpływem ostatnich wydarzeń dojdzie do zmiany tej sytuacji. - Obawiam się, że kiedy wrzawa medialna przeminie, wszystko znów będzie wyglądać tak samo - podsumowuje.
Joanna Stanisławska, Wirtualna Polska