"ABW nie ma pełnomocnictwa od Kwaśniewskiego dla Kulczyka"
Szef Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego
Andrzej Barcikowski powiedział dziennikarzom, że ABW nie posiada
dokumentu, w którym prezydent Aleksander Kwaśniewski udzielałby
pełnomocnictwa Janowi Kulczykowi do prowadzenia negocjacji w
sprawie sprzedaży Rosjanom polskiego sektora naftowego.
29.08.2005 | aktual.: 29.08.2005 15:45
Barcikowski stawił się na tajne przesłuchanie przed sejmową komisją śledczą ds. PKN Orlen. ABW nie dysponuje żadnym dokumentem, który można byłoby nazwać pełnomocnictwem wystawionym przez pana prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego dla Jana Kulczyka - oświadczył Barcikowski. Jak dodał, Agencja dysponuje jedynie informacją pochodzącą z jednego źródła "wysoce niewiarygodną, pozostającą w sprzeczności" z innymi "jednoźródłowymi" informacjami na ten temat.
Wiceszef komisji śledczej ds. PKN Orlen Roman Giertych (LPR), który domaga się postawienia prezydenta Kwaśniewskiego przed Trybunałem Stanu twierdzi, że upoważnił on Kulczyka do negocjowania z Rosjanami sprzedaży polskich firm paliwowych. Zarówno Kancelaria Prezydenta, jak i Kulczyk Holding, zaprzeczali istnieniu takiego pełnomocnictwa.
Szef ABW powiedział, że uznaje za skrajnie nieuczciwe posługiwanie się przez posłów informacjami uzyskanymi od niego w trakcie przesłuchania w sposób, który te informacje fałszuje. Zapewnił też, że wszystkie działania podejmowane przez ABW w stosunku do b. społecznej asystentki Włodzimierza Cimoszewicza Anny Jaruckiej były zgodne z prawem.
Barcikowski powiedział dziennikarzom, że Agencja miała prawo do przesłuchania i przeszukania domu Jaruckiej bez prokuratorskiego nakazu. Są takie sytuacje, gdy ze względu na czas i skuteczność prowadzonych działań, ABW ma prawo do takiego postępowania. Kodeks postępowania karnego daje nam możliwości takiego działania. To był jeden z tych przypadków - zaznaczył.
Jak poinformował, przeszukujący dom funkcjonariusze pobieżnie przejrzeli znalezione dokumenty dotyczące Cimoszewicza, umieścili je w kopercie, zakleili ją, a na zamknięciu złożyła swój podpis Jarucka. Barcikowski dodał, że tak sporządzoną kopertę, bez otwierania, ABW przekazała prokuraturze następnego dnia po przeszukaniu.
Przeszukanie odbyło się w styczniu 2005 r. na skutek tego, że podczas przesłuchania jej pani Jarucka ewidentnie kłamała i mataczyła. Powstało podejrzenie, że posiada niejawne materiały u siebie w domu. Po prostu byliśmy zmuszeni do szybkich działań, bo w MSZ źle było z ochroną informacji niejawnych i trzeba było sprawdzić, czy nie jest dysponentką tych materiałów niejawnych - tłumaczył.
Barcikowski podkreślił, że nie jest prawdą, iż funkcjonariusze zakończyli przeszukanie mieszkania Jaruckiej, gdy tylko znaleźli oświadczenia majątkowe Cimoszewicza. To kolejne kłamstwo - powiedział. Poinformował, że funkcjonariusze znaleźli podczas tego przeszukania jeden dokument poufny, nie związany z Cimoszewiczem ani MSZ. Nie chciał podać, o jaki dokument chodzi.
Pytany, dlaczego w styczniu 2005 r. Anna Jarucka nie została wezwana na piśmie do złożenia zeznań, tylko na przesłuchanie przyprowadził ją pracujący w ABW mąż, Barcikowski powiedział, iż nie zawsze stosuje się formułę pisemnego wezwania. To była pierwotnie rozmowa, potem stała się przesłuchaniem. Wszystkie formalne wymogi zostały dopełnione - zaznaczył.
Barcikowski dodał, że pamięta postępowanie ówczesnego szefa zarządu śledczego ABW Ryszarda Bieszyńskiego, który kierował działaniami wobec Jaruckiej, i było ono w "pełni profesjonalne i zgodne z zasadami służby". Pamiętam tę sytuację. Bieszyński poinformował mnie, że takie przeszukanie zostanie dokonane, bo chodziło o dom funkcjonariusza ABW. Pamiętam, że wtedy zachował się z najwyższym profesjonalizmem - zadeklarował.
Powiedział, że nic mu nie wiadomo o zainteresowaniu służb specjalnych Jarucką przed styczniem 2005 r. Podkreślił, że powołał męża Jaruckiej, Michała, na szefa gospodarstwa pomocniczego ABW, bo ktoś polecił mu go jako absolwenta Krajowej Szkoły Administracji Publicznej i osobę, która już dwukrotnie prowadziła takie gospodarstwa pomocnicze. Z powierzonych zadań wywiązuje się poprawnie - dodał Barcikowski.
Nie powiedział, kto był osobą rekomendującą go na takie stanowisko. Panią Jarucką poznałem pracując w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów przed kilkoma laty i ktoś ze wspólnych znajomych - moich i państwa Jaruckich - polecił mi go w momencie, gdy byłem wiceministrem spraw wewnętrznych i administracji. Potem przypomniałem sobie o nim, gdy szukałem szefa gospodarstwa pomocniczego ABW - mówił dziennikarzom Barcikowski. Nie był to marszałek Cimoszewicz - dodał.
Barcikowski poinformował, że jego córka poznała Jarucką, gdy jako studentka stosunków międzynarodowych odbywała praktykę studencką w MSZ i pracowała z nią.