Absurdalna polityka gen. Wojciecha Jaruzelskiego doprowadziła do katastrofy gospodarczej
Wzrost cen żywności o 241 proc. i regularne braki podstawowych artykułów - to jeden z rzadko przypominanych skutków stanu wojennego. Centralne sterowanie gospodarką doprowadzono do absurdu, co dodatkowo pogłębiało kryzys. Kierujący państwem gen. Wojciech Jaruzelski chciał ingerować nawet w sprawę papieru toaletowego sprowadzanego z Portugalii i sprzedawanego w Peweksie. - Bilans gospodarczy całej dekady rządów Jaruzelskiego był dramatyczny. Dochód narodowy w 1988 r. stanowił 99,2 proc. dochodu osiągniętego w 1978 r., podczas gdy ludność Polski wzrosła w tym okresie o ok. 2,7 mln - pisze prof. Antoni Dudek w artykule dla WP.
"Musi być świadomość, że nie ma innego wyjścia niż zaciskanie pasa przez dłuższy czas i przez wszystkich" - mówił w kilka miesięcy po wprowadzeniu stanu wojennego na posiedzeniu Biura Politycznego gen. Wojciech Jaruzelski. Ta wypowiedź stanowiła komentarz do wprowadzonej z dniem 1 lutego 1982 r. radykalnej podwyżki cen żywności (o 241 proc.) oraz opału i energii (o 171 proc.). Miał to być krok w kierunku przywrócenia równowagi rynkowej, ale mimo wysokich kosztów społecznych (w wyniku podwyżki nastąpił spadek dochodów realnych ludności o około 30 proc.) w końcu 1982 r. tzw. nawis inflacyjny szacowano na 500 miliardów złotych. Dochód narodowy spadł w pierwszym roku stanu wojennego o 5,5 proc. Ogromne wyrzeczenia, do jakich zmuszono wówczas społeczeństwo polskie, okazały się w większości zmarnowane.
Wprawdzie wedle oficjalnych statystyk w 1983 r. gospodarka odbiła się od dna, a PKB wzrósł po raz pierwszy od kilku lat, ale nie był to rezultat rzeczywistych zmian w systemie ekonomicznym, a jedynie powrotu gospodarki do starych kolein, z których została wybita najpierw przez strajki z lat 1980-81, później zaś przez militaryzację wielu zakładów i sankcje ekonomiczne, jakie wobec PRL zastosowały państwa zachodnie. Już w 1985 r. tempo wzrostu gospodarczego uległo zahamowaniu bowiem - jak pisano w jednej z partyjnych analiz - "ze szczególną siłą dała o sobie znać bariera materiałowo-surowcowa (...) wynikająca z niedostatku zasobów krajowych oraz niskich możliwości importowych".
Sfałszowane statystyki
Ogłaszany oficjalnie poczynając od 1983 r. wzrost dochodu narodowego budzi zresztą wątpliwości, jak bowiem zauważył Dariusz Grala "w obliczeniach uwzględniano produkcję materialną wyrobów o złej jakości, czyli niespełniających norm jakościowych (...). Następnym czynnikiem zniekształcającym (...) było zawyżanie wyników działalności gospodarczej - w ok. 20 proc. kontrolowanych przedsiębiorstw celowo manipulowano statystką". Lektura zachowanych protokołów z posiedzeń kierownictwa PZPR ujawnia rosnącą z upływem lat bezradność i frustrację Jaruzelskiego wobec chronicznego kryzysu ekonomicznego, którego rozmiary były trudne do ogarnięcia właśnie z powodu fałszowania wyników na różnych szczeblach aparatu gospodarczego. W marcu 1987 r. generał mówił na ten temat z goryczą: "Były fałszerstwa statystyki. Ja grzmiałem na jakiejś konferencji, nie pamiętam, czy w Katowicach, czy w Zielonej Górze - będziemy karać, pociągać do odpowiedzialności. I co? I cisza. A było to udowodnione, NIK przedstawiał materiały, gdzie
zostało to sfałszowane".
Oficjalnie jednak jednym z najważniejszych wątków, jakie przewijały się w publicznych wystąpieniach przedstawicieli władz po wprowadzeniu stanu wojennego, były deklaracje o konieczności kontynuowania reform ekonomicznych, których rozpoczęcie zadeklarowano w latach 1980-1981. Jak jednak trafnie zauważył w lutym 1982 r. gen. Jaruzelski: "Istnieje paradoksalne zjawisko towarzyszące reformie: z jednej strony liberalizacja zasad kierowania gospodarką, a z drugiej strony rygory wynikające ze stanu wojennego". Jednak to nie rygory stanu wojennego okazały się główną przyczyną braku rzeczywistej reformy w niewydolnym systemie gospodarki PRL. Jaruzelski oraz jego najbliżsi współpracownicy, werbalnie dostrzegali potrzebę zmian w gospodarce i dlatego sprzeciwiali się inicjatywom zmierzającym do otwartego wycofania się z głoszenia samej idei reformy. Jednak zarówno poziom ich wiedzy ekonomicznej, jak i mentalność, będąca konsekwencją ponad trzydziestoletniego okresu istnienia gospodarki socjalistycznej powodowały, że w
praktyce okazali się niezdolni do wprowadzenia reformy porównywalnej chociażby z tym, co udało się zrealizować na Węgrzech rządzonych przez Janosa Kadara.
Koszarową mentalność ekipy Jaruzelskiego doskonale ilustruje beznadziejna walka generałów z osobami uchylającymi się od pracy. "Jest sprawa tych nieszczęsnych pasożytów. (...) Znów to trzeba tow. Baryła zrobić. Znów zrobić taką operację, znów może tam na Żuławach, przychodzi lato, pod namiot, niech trochę łajdaki pokopią. Ja rozumiem, że jest to chwyt można powiedzieć populistyczny, ale potrzebny" - mówił Jaruzelski w 1987 r. na posiedzeniu Sekretariatu KC PZPR, proponując powtórzenie zapoczątkowanej w stanie wojennym akcji kierowania tzw. niebieskich ptaków na roboty przymusowe. Akcje tego typu przynosiły jednak w miarę upływu lat coraz mniejszy efekt propagandowy, bowiem zmęczeni kryzysem Polacy w coraz mniejszym stopniu byli skłonni uwierzyć, że wysyłanie "niebieskich ptaków" na Żuławy poprawi zaopatrzenie sklepów.
Po wprowadzeniu stanu wojennego nastąpiło "przywracanie stylu zarządzania nakazowego i silna obrona pryncypiów gospodarki socjalistycznej typu radzieckiego". Mimo proreformatorskich deklaracji ekipy Jaruzelskiego, opór stawiany przez kadrę zarządzającą gospodarką okazał się trudniejszy do pokonania niż bramy zakładów strajkujących po 13 grudnia. Dobrze ilustruje to przykład 106 zjednoczeń przedsiębiorstw państwowych zlikwidowanych w 1982 r. w ramach reformy, w których miejsce powstały 103 zrzeszenia, różniące się od swoich poprzedników głównie nazwą. "Właściwie nie ma żadnej zinstytucjonalizowanej siły zajmującej się kompleksowo wprowadzaniem reformy do praktyki gospodarczej, brak podejścia do reformy jako kompleksu polityczno-gospodarczego" - stwierdzano w obszernej analizie sytuacji społeczno-politycznej opracowanej w MSW na polecenie gen. Czesława Kiszczaka w maju 1984 r.
Opór nomenklatury
W aparacie partyjnym i państwowym istniały wpływowe siły zainteresowane utrzymaniem status quo, w tym zwłaszcza pozostawieniem bez zmian błędnej polityki inwestycyjnej. "Systematycznie przekraczano planowane nakłady - pisze Janusz Kaliński - a równocześnie nie osiągano wyników rzeczowych. W 1983 r. plan przekazania inwestycji do eksploatacji został zrealizowany w 71,7 proc., w 1984 r. 69,8 proc., a w 1985 r. w 65,5 proc.". Wielokrotnie mówiono w ścisłym kierownictwie PZPR o konieczności korzystania z doświadczeń węgierskich, ale równocześnie padały w tym samym gronie propozycje w rodzaju tych, którą podczas dyskusji na temat sytuacji w rolnictwie przedstawił na posiedzeniu Biura Politycznego w marcu 1982 r. gen. Czesław Kiszczak. "Proponuję: przeprowadzić w ciągu 2-3 tygodni uderzeniową akcję - mówił Kiszczak - wykorzystując w niej wszystkie siły i środki - studentów, młodzież szkolną, robotników, chłopów, wojsko do uprawienia i obsiania odłogującej ziemi, (...) wydać administracyjny zakaz podejmowania przez
absolwentów szkół rolniczych pracy poza resortem rolnictwa". Z kolei gen. Florian Siwicki stwierdził, że "można rozważyć militaryzację POM-ów", a "ekipy wojskowe mogą dokonywać remontów maszyn w SKR-ach w zamian za zboże". Realizację tego rodzaju pomysłów musiał - oczywiście działając w oględny sposób - powstrzymywać minister rolnictwa Jerzy Wojtecki informując, że w przypadku absolwentów szkół rolniczych "są duże trudności zatrudnieniem ich w nowym systemie ekonomiczno-finansowym i nawet namawiamy ich do podejmowania pracy poza rolnictwem".
Wedle Władysława Baki, pełniącego funkcję pełnomocnika rządu ds. reformy, na posiedzeniach Rady Ministrów w lipcu 1983 r. i czerwcu 1984 r. forsowano projekty zmierzające do otwartego "zdławienia reformy". Jednym z ich głównych orędowników miał być wicepremier Zbigniew Messner, argumentujący, że "doprowadzony do końca model reformy społeczno-gospodarczej, który zarysował minister Władysław Baka, oznacza w istocie zmianę ustroju społeczno-politycznego". Hasła o kontynuacji reformy miał wedle Baki bronić Jaruzelski, ale w rok później - na przeprowadzonej w Poznaniu Krajowej Naradzie Partyjno-Gospodarczej - zmienił zdanie i udzielił poparcia zachowawczym hasłom głoszonym przez Messnera. Po kilku miesiącach - w listopadzie 1985 r. - ten ostatni objął stanowisko premiera, a Urząd pełnomocnika rządu ds. reformy został zlikwidowany.
Messner otwarcie mówił o konieczności "umocnienia roli centrum w programowaniu i kierowaniu procesami gospodarczymi i w kontroli funkcjonowania organizmów gospodarczych". Dopiero w wydanych po latach wspomnieniach przyznał, że "praktyczna realizacja [reformy] (...) zatrzymała się na nierównowadze rynkowej i zjawiskach będących jej pochodnymi. Przede wszystkim na reglamentacji (zarówno w zaopatrzeniu, jak i na rynku konsumpcyjnym). W warunkach pełnej zależności zaopatrzenia od decyzji centrum, samodzielność przedsiębiorstw stawała się iluzoryczna". Zapomniał tylko dodać, że jeden z jego najbliższych współpracowników, wicepremier Zbigniew Szałajda, odpowiadając na protesty dyrektorów skarżących się na ręczne sterowanie gospodarką zapytał: "czy tę samodzielność chcecie bez dotacji?".
Towary zastępcze
Jednym z głównych problemów gospodarki w okresie stanu wojennego i latach późniejszych stała się konieczność drastycznego ograniczenia importu z tzw. drugiego obszaru płatniczego czyli państw kapitalistycznych. W 1982 r. import surowców i komponentów z Zachodu zmniejszył się o około 40 proc. Wynikało to zarówno z sankcji ekonomicznych, jak i chronicznego braku dewiz wynikającego z załamania się eksportu. "Obecnie 1150 zakładom grozi częściowe ograniczenie produkcji, a 151 zupełna likwidacja z powodu braków surowcowych i materiałowych" - informował w lutym 1982 r. kierownictwo PZPR Marian Woźniak. Panaceum upatrywano zarówno w zwiększaniu wymiany z krajami RWPG, jak i produkcji różnego rodzaju towarów o charakterze zastępczym, co było szczególnie istotne w przypadku artykułów konsumpcyjnych.
"Tow. Tadeusz Czechowicz zwrócił uwagę na konieczność zwiększenia produkcji substytutów kawy i herbaty" - zapisano w protokole jednego z kwietniowych posiedzeń Biura Politycznego. Z kolei w maju 1982 r. Włodzimierz Mokrzyszczak na tym samym forum proponował aby "iść na tanie budownictwo, z odpadów z drzewa". W pięć lat później niewiele się zmieniło, bowiem gen. Józef Baryła na posiedzeniu Sekretariatu KC oceniał, że trzeba "rozwiązać pilnie kilka spraw palących - to zaopatrzenie w watę i papier toaletowy [oraz] lekarstwa". Na początku 1987 r. Biuro Polityczne rozpatrywało też bulwersującą sprawę sprzedaży za dolary w Pewexie portugalskiego papieru toaletowego. Jaruzelski był oburzony: "To przecież jest wręcz dywersja. Jak ten naród ma nas ocenić. (...) Taki facet [odpowiedzialny za decyzję o sprzedaży - A.D.] powinien być wyrzucony na zbity pysk i powinien być komunikat. (...) Musimy w końcu zacząć tłuc, wyciągać konsekwencje. Przecież [tacy] ludzie wyrządzają nam straszne szkody. Taki jeden z drugim bałwan
takie nam numery robi".
Brakowało nie tylko papieru toaletowego. Porównując wielkość dostaw różnych towarów na rynek w 1980 i 1988 r. można zauważyć, że generałom udało się zwiększyć podaż alkoholu, cukru i odzieży, ale już w przypadku większości artykułów żywnościowych (z mięsem i jego przetworami na czele) oraz szeregu produktów przemysłowych (jak odbiorniki radiowe i telewizyjne, meble czy motocykle) odnotowano znaczący spadek dostaw. Liczba oddawanych mieszkań spadła w 1988 r. do poziomu z ostatniego okresu rządów Władysława Gomułki.
Istotną konsekwencją stanu wojennego stało się zwiększenie uzależnienia gospodarczego Polski od ZSRR i innych państw RWPG. "Przyjmujemy, że konieczne jest przeorientowanie gospodarki na współpracę z ZSRR, z innymi k[rajami] s[ocjalistycznymi]" - stwierdził w lutym 1982 r. na posiedzeniu Biura Politycznego Stefan Olszowski. "Błąd szerokiego otwarcia Polski i uzależnienia jej od Zachodu - przekonywał na tym samym posiedzeniu Biura Politycznego gen. Jaruzelski - obciąża nie tylko byłe kierownictwo [ekipę Gierka - A.D.], lecz również przedstawicieli różnych środowisk, naukowców, specjalistów, handlowców itp." . W półtora roku później, podczas spotkania z grupą amerykańskich kongresmenów generał stwierdził bez ogródek: "Nie mamy za co kupować amerykańskich i w ogóle zachodnich filmów - wyświetlamy więc prawie wyłącznie filmy socjalistyczne. Są na ogół dobre, ludzie przyzwyczajają się do tych filmów, w pełni nam to odpowiada. Znajdujemy też rozwiązania zastępcze w gospodarce, w technologii. (...) Bieda zmusiła nas
do tego, że zaczęliśmy wiele rzeczy rozwijać - może nie zawsze tak dobrze, jak na Waszej technologii, ale można z tym żyć. Co więcej, sytuacja ta spowodowała, że nastąpiło znaczne zbliżenie w zakresie współpracy gospodarczej między krajami socjalistycznymi. My się teraz ubezpieczamy i będziemy coraz bliżej tamtej, przyjaznej nam sojuszniczej strony".
Polska w izolacji
Reorientacja gospodarki wynikała zarówno z przekonania rządzących o konieczności zacieśnienia związków z ZSRR i innymi państwami bloku radzieckiego, jak i z izolacji, w jakiej znalazła się ekipa Jaruzelskiego w konsekwencji sankcji ze strony głównych państw zachodnich. Pierwsza, po wprowadzeniu stanu wojennego, wizyta Wojciecha Jaruzelskiego w państwie nie należącym do Układu Warszawskiego miała miejsce dopiero po ponad trzech latach, w lutym 1985 r., kiedy I sekretarz KC PZPR odwiedził Indie.
Symboliczne przełamanie izolacji nastąpiło w grudniu 1985 r., kiedy Jaruzelskiemu udało się spotkać w Paryżu z prezydentem Francji François Mitterandem. Francuski polityk powitał generała w towarzystwie kompanii honorowej, zadbał jednak równocześnie o to, by nie było przy tym fotografów. Jak trafnie ocenił Paweł Kowal: "kolejne miesiące miały pokazać, że wizyta w Paryżu była co najwyżej pierwszym kroczkiem ku przełamaniu blokady". Kolejne kroczki generał zdołał uczynić w 1987 r., kiedy do Polski przyjechał najpierw amerykański zastępca sekretarza stanu John Whitehead, a później wiceprezydent George Bush. Jednak ich przyjazd władze PRL musiały okupić zgodą na spotkania obu polityków z Lechem Wałęsą, co stanowiło czytelny sygnał łagodzenia kursu wobec lidera "Solidarności" - wcześniej takie życzenia zagranicznych gości spotykały się ze zdecydowaną odmową.
Zacieśnianie więzi ekonomicznych z krajami RWPG w latach 80., napotykało na opór części ludzi pracujących w aparacie gospodarczym. Skarżył się na to w maju 1982 r. sekretarz KC Jan Główczyk: "Pojawiają się głosy traktujące reorientację naszej gospodarki na ściślejszą współpracę ze Związkiem Radzieckim i innymi krajami socjalistycznymi, jako chwilowe posunięcie bez przykładania wagi na dłuższą metę. (...) Powodem jest nadzieja na dużą ilość wyjazdów na Zachód, jak kiedyś". Był też i inny powód, o którym oczywiście Główczyk nie był skłonny mówić: wielu specjalistów zdawało sobie sprawę z katastrofalnych konsekwencji zerwania więzi z Zachodem dla poziomu technologicznego polskiej gospodarki i jakości wytwarzanych przez nią produktów. Wedle danych Państwowej Inspekcji Handlowej w 1983 r. aż 60 proc. konsumpcyjnych artykułów przemysłowych (takich jak odzież, obuwie i meble) nie spełniało podstawowych norm jakościowych.
Tymczasem gen. Jaruzelski był bardzo przywiązany do wiary w zbawczą moc różnego rodzaju działań kontrolnych. Najpierw prowadzili je komisarze wojskowi, przeprowadzając kompleksowe oceny sytuacji w poszczególnych województwach, później do działania ruszyła też Inspekcja Robotniczo-Chłopska. Decyzja o jej powołaniu zapadła na XVIII Plenum KC PZPR w grudniu 1984 r. "Na około 1,5 tys. przeprowadzonych kontroli, w 80 proc. z nich stwierdzono różnego rodzaju nieprawidłowości" - pisano w broszurze wydanej przez KC PZPR, w której oceniano pierwszy rok działalności IRCh, podając równocześnie charakterystyczne przykłady: "w woj. legnickim, płockim, rzeszowskim, krośnieńskim i zamojskim stwierdzono w sklepach (...) złe zaopatrzenie w podstawowe artykuły żywnościowe (chleb, mleko, masło, mąka, sery, sól); w woj. radomskim w sklepach branży przemysłowej stwierdzono przypadki ukrywania na zapleczu sklepów poszukiwanych towarów".
IRCh, podobnie jak inne służby powołane w tym celu, nie była w stanie zahamować rosnącej przestępczości gospodarczej. Mimo to gen. Jaruzelski jeszcze w marcu 1987 r. wciąż wierzył w Inspekcję mówiąc członkom Sekretariatu KC: "Żałuję, że do tej pory jeszcze nie ma w tej sprawie oświadczeń i zapowiedzi wyraźniejszych, że IRCh-a przystępuje, chodzi, patrzy czy ciągnik umyty czy brudny itd., to już czas, tu się trzeba skoncentrować na tej właśnie sprawie" . W raporcie przygotowanym w 1985 r. w Komendzie Głównej MO, odnotowując wzrost liczby przestępstw gospodarczych o 19 proc. w stosunku do 1984 r., równocześnie podkreślano, że "obraz statystyczny nie odzwierciedla jednak w pełni faktycznego stanu zagrożenia niegospodarnością i marnotrawstwem. Rzeczywiste rozmiary niegospodarności są znacznie większe".
Jaruzelski dbał też, aby funkcje kontrolne we właściwy sposób wypełniali poszczególni ministrowie. "Zgodnie z zaleceniem tow. premiera członkowie rządu zobowiązani są być w terenie z zaskoczenia. (...) Koordynujemy te wyjazdy z Wydziałem Organizacyjnym KC, aby w jeden rejon nie pojechało zbyt wiele osób" - meldował szef Urzędu Rady Ministrów gen. Michał Janiszewski. Wyjazdy te dostarczały oczywiście informacji o sytuacji ekonomicznej, czego konsekwencją były liczne zmiany personalne, nie mogły jednak zastąpić zmiany systemowej, bez czego niemożliwa była rzeczywista naprawa gospodarki. Do pewnego stopnia świadomość tego miał nawet sam Jaruzelski, który trzeźwo podsumował jedną z wielu dyskusji na tematy ekonomiczne: "Jesteśmy między dwoma kamieniami młyńskimi: pierwszy kamień to rzeczywistość ekonomiczna, drugi - to społeczeństwo. Miotamy się" . Rezultatem tego miotania się były kolejne akcje inicjowane przez generała, które w założeniu miały poprawić sytuację gospodarczą, a w rzeczywistości potęgowały
jedynie bałagan i powodowały kolejne koszty. Po X Zjeździe PZPR w 1986 r. takim panaceum miała się stać atestacja stanowisk pracy, którą Mieczysław Rakowski uznał później za "typowy zabieg biurokratyczny", który "skończył się fiaskiem".
Bilans gospodarczy całej dekady rządów Jaruzelskiego był dramatyczny. Dochód narodowy w 1988 r. stanowił 99,2 proc. dochodu osiągniętego w 1978 r., podczas gdy ludność Polski wzrosła w tym okresie o ok. 2,7 mln.
prof. Antoni Dudek dla Wirtualnej Polski