Aborygeni - australijski problem
Na początku maja w Australii pojawił się raport o nadużyciach seksualnych w odległych obozach Aborygenów. To, co się w nim pojawiło jest niewiarygodne, ale dzieje się naprawdę. Ofiarą przestępstw seksualnych padały kilkuletnie dzieci, podano nawet przypadek 7-miesięcznego niemowlaka.
20.05.2006 | aktual.: 21.05.2006 14:44
Ofiary i świadkowie nie zgłaszają w większości przestępstw, przede wszystkim w obawie przed reakcją społeczności, w której żyją. Dramatyczna sytuacja w obozach Aborygenów wynika głównie z kultury rdzennej ludności, w której mężczyźni nie mają nawyku poszanowania prawa i nie są karani.
Raport po raz kolejny nagłośnił problem Aborygenów i zwrócił uwagę świata na nieudolność australijskiego rządu w radzeniu sobie z nim.
W społecznościach Aborygenów powszechna jest przemoc, alkohol, narkotyki i poważne przestępstwa. Wszystko to wynika jednak z braku możliwości rozwoju, zależności od pomocy społecznej, bezrobocia i braku dostępu do opieki medycznej.
Błędne koło ubóstwa Aborygenów wiąże się z prawem funkcjonującym aż do 1972 roku, choć w różnym stopniu, w zależności od regionu. Akt Ochrony Aborygenów z 1897 roku stanowił, że pieniądze, które zarabiała ludność, były przejmowane przez państwo. Większość była lokowana w specjalnych funduszach, Aborygenom dawano jedynie niewielkie „kieszonkowe”. Po latach, nikt nie mógł pozwolić sobie na emeryturę. W stanie Queensland, gdzie wprowadzono prawo, żyje dziś ponad 16,000 osób, których ono objęło.
Kilka lat temu Aborygeni zaczęli walkę o odzyskanie zarobionych pieniędzy. Doszło wówczas do ostrego konfliktu z władzami, które co prawda zaproponowały im pieniądze, ale według rdzennej ludności – niewystarczające.
Średnia życia mężczyzn wśród ludności rdzennej jest krótsza o 21 lat od średniej życia reszty populacji. Kobiety narażone są na przemoc 50 razy częściej. Bezrobocie przekracza 20% a w australijskich więzieniach przeważają Aborygeni. W ostatnich latach wzrastać zaczęła liczba ludności rdzennej na uczelniach wyższych, zmniejszyła się też śmiertelność z powodu uleczalnych chorób. Wciąż jednak sytuacja jest poważna i stanowi dowód na niezaradność australijskiego rządu.
Aborygeni zarzucają australijskiemu rządowi brak zainteresowania ich problemami, nieodpowiedni dostęp do opieki medycznej i edukacji. Dyskryminacja w traktowaniu prowadzi do wielu problemów. Aborygeni chcą decydować o swoich sprawach – dziś czują, że inni robią to za nich. Z kolei australijski rząd zarzuca im bierność i postrzega głównie jako główne źródło przestępczości.
Do tego dochodzi jeszcze brak porozumienia wśród samych Aborygenów. Z jednej strony, działają w Australii stowarzyszenia, które uważają postęp za możliwy jedynie przy znacznej pomocy rządu. Z drugiej, są też takie, które nie chcą rządowego wsparcia i uważają, że społeczność Aborygenów ma wystarczające środki do działania.
Ostatnie lata to jednak czas współpracy. Choć zdarzały się wybuchy frustracji – na przykład zamieszki w Redfern w 2004 roku – to uwagę skupia się bardziej na wdrażaniu wspólnych projektów. „National Indigenous Times” – dziennik Aborygenów – podaje, że po siedmioletniej walce udało się odzyskać grupie Aborygenów ich ziemie zagarnięte kilkadziesiąt lat temu przez państwo.
Australia ma z pewnością problem i od wielu lat widać, że nie do końca potrafi sobie z nim poradzić. Jego rozwiązanie zależy zarówno od konsekwentnej polityki rządu jak i od woli Aborygenów, by zmienić ich życie. Choć pojawiają się pozytywne wiadomości, to ostatni raport z pewnością osłabia ich wydźwięk.
Natalia Mielech