PolskaA może rzucić wszystko i zamieszkać w tropikach? To nie jest takie trudne!

A może rzucić wszystko i zamieszkać w tropikach? To nie jest takie trudne!

• Coraz więcej Polaków wybiera mniej oczywisty kierunek emigracji - do państw południowo-wschodniej Azji

• Wielu z nich pracuje zdalnie w Europie, co w biedniejszym państwie pozwala im na życie na wyższym poziomie materialnym
• Nie brakuje też osób, które wynajęły swoje mieszkania w Polsce, a uzyskane pieniądze pozwalają im na wygodne życie bez konieczności pracowania, np. na Filipinach, czy w Tajlandii

• Kraje tropikalne przyciągają też seniorów, którzy za średnią polską emeryturę mogą tu żyć, nie martwiąc się, czy wystarczy im "do pierwszego"

A może rzucić wszystko i zamieszkać w tropikach? To nie jest takie trudne!
Źródło zdjęć: © JakWygracZycie.pl
Zenon Kubiak

21.04.2016 | aktual.: 23.04.2016 13:01

Chyba każdy, kto wybrał się na urlop do Tajlandii czy Malezji, leżąc na piaszczystej plaży, zastanawiał się, jakby to było pięknie, móc zostać w takim miejscu na zawsze. Okazuje się, że nie jest to marzenie zarezerwowane tylko dla najbogatszych. Coraz więcej Polaków - także tych, których trudno nazwać zamożnymi - decyduje się na to, aby przynajmniej na kilka miesięcy - np. na zimę - przenieść się w region świata o znacznie przyjemniejszym klimacie. Oczywiście pod warunkiem, że nie koliduje to z ich pracą. Przybywa jednak freelancerów lub osób wykonujących swoją pracę zdalnie. To głównie programiści, graficy, tłumacze, dziennikarze, copywriterzy, specjaliści od marketingu i public relations, którzy swoją pracę mogą wykonywać w dowolnym miejscu na Ziemi, jeśli tylko mają dostęp do internetu.

Cyfrowi nomadzi z Chiang Mai

Jedną z osób, której udało się połączyć pracę z mieszkaniem w tropikach, jest Tomasz Maciejewski z Poznania.

- Przeczytałem kiedyś na jednym z blogów o tzw. cyfrowych nomadach, którzy pracują zdalnie, żyjąc w krajach azjatyckich, gdzie słońce świeci przez cały rok, a koszty życia są o wiele niższe - opowiada w rozmowie z Wirtualną Polską. - Postanowiłem spróbować. Udało mi się znaleźć pracę zdalną, ale najpierw sprawdziłem, jak to działa i czy sobie poradzę, dopiero później zdecydowałem się na wyjazd - dodaje.

Maciejewskiemu udało się znaleźć w Poznaniu innego zapaleńca, który miał podobny plan i wyjechał miesiąc wcześniej. Dzięki temu miał szansę lepiej przygotować się do wyjazdu i wiedział, czego może spodziewać się na miejscu.

Jego celem było miasto Chiang Mai na północy Tajlandii. To prawdziwa stolica nomadów z całego świata, którzy tworzą tu dość zżytą społeczność - są organizowane spotkania i konferencje, gdzie można zawrzeć przyjaźnie i kontakty biznesowe.

- Jest tu wielu Amerykanów, Kanadyjczyków, Australijczyków, Niemców. Polacy też są, ale jest ich zdecydowanie mniej, bo jednak stawki, jakie można zarobić w polskich firmach są nieporównywalne niższe niż na Zachodzie - opowiada Maciejewski, który sam pracował, zajmując się marketingiem internetowym i opisując swoją tajską przygodę na blogu jakwygraczycie.pl.

Wychowali syna i pojechali do Indii, by grać w bollywoodzkich filmach

Tomek spędził w Tajlandii pięć miesięcy i wrócił do Poznania. Nie brakuje jednak ludzi, którzy wyjechali na drugi koniec świata i już tam zostali. Co ciekawe, nie są to tylko młodzi ludzie, którzy dopiero rozpoczynali swoje samodzielne życie. Ewa i Adam Rajscy zdecydowali się na wyjazd, gdy ich syn miał już 20 lat, studiował i był w samodzielny. Ona przez 17 lat pracowała w Polsce jako nauczycielka, on prowadził własną działalność gospodarczą. Mieli jednak dość rutyny i postanowili całkowicie odmienić swoje życie. Zawsze dużo podróżowali, więc wiedzieli, czego spodziewać się w miejscu tak różnym od Polski.

- Miało być daleko, ciepło i egzotycznie, więc Europa odpadała. W Azji już byliśmy, nawet mieliśmy kontakt na Sri Lance z kimś, kto miał nam pomóc wszystko zorganizować na początku, ale wyszło na to, że jednak wybraliśmy Indie. Ważne było to, że Azja jest w jakimś stopniu anglojęzyczna, co ułatwiało sprawę - opowiada Ewa Rajska.

Obraz
© Ewa Rajska razem z mężem wyjechali do Azji 6 lat temu. (fot. rajscy.blogspot.com)

Po przybyciu do Indii oboje pracowali m.in. przez trzy lata... na planach zdjęciowych w Bollywood, swoje przygody opisując na blogu rajscy.blogspot.com. Obecnie mieszkają w Tajlandii, gdzie pracują jako nauczyciele, ale zapewniają, że jest tu praca dla obcokrajowców w bardzo wielu branżach. Sami znają Polaków, którzy pracują w hotelach, jako przewodnicy dla turystów albo prowadzą kursy nurkowania.

- Znamy Polaków, którzy zajmują się, np. fotografią albo mają łodzie, statki do wynajmowania - mówi Ewa Rajska.

Wynająć mieszkanie w Warszawie za 2 tys. zł, aby mieszkać w hotelu z basenem za 700 zł

Są też osoby, które mieszkają w Tajlandii, Malezji lub na Filipinach i w ogóle nie pracują, bo... nie muszą. Koszty życia są tu bowiem na tyle niskie, że jeśli ktoś ma w Polsce dom lub mieszkanie, może je wynająć, a uzyskane w ten sposób pieniądze nie tylko wystarczają na wynajęcie mieszkania w Azji, ale też na pokrycie kosztów utrzymania, o ile oczywiście nie ma się zbyt wielkich potrzeb.

- Koszt wynajmu domu, utrzymania samochodu, jedzenia, wszystkie rachunki na dwie osoby to około 2-2,5 tys. zł miesięcznie. Oczywiście w Bangkoku jest to dużo, dużo więcej - mówi Ewa Rajska.

To jednak suma, która pozwala na życie ze wszystkimi wygodami. Tomasz Maciejewski przekonuje, że do utrzymania się wystarczą o wiele mniejsze pieniądze.

- Za 700-800 zł miesięcznie można wynająć pokój z łazienką w hotelu z basenem - opowiada poznaniak.

Kawalerkę z łazienką w Bangkoku można wynająć nawet za ok. 300 zł, a nieumeblowany dom gdzieś na obrzeżach miasta nawet za ok. 700 zł. Do tego trzeba doliczyć oczywiście rachunki za prąd i wodę, transport itp, ale jeśli wynajmiemy w Warszawie swoje mieszkanie za ok. 2 tys. zł, jesteśmy w stanie normalnie żyć w tropikach, spędzając całe dnie na plaży.

Tomasz Larek i Małgorzata Wójcicka zostawili w Warszawie swoje mieszkania, za które cały czas spłacają kredyty. Obliczyli jednak, że jeśli je wynajmą, to nawet po spłaceniu rat, uiszczeniu podatku oraz czynszu i tak zostaje im kwota około 600 dolarów. Do tego dorabiają sobie różnymi zleceniami. Oni jednak nie wyjechali, aby zamieszkać w jednym miejscu, cały czas podróżują po różnych krajach świata. Odwiedzili już m.in. Singapur, Indonezję, Tajwan, Kambodżę, Tybet, a także państwa Ameryki Południowej - Boliwię, Ekwador, Argentynę, Chile. Swoje przygody opisują na blogu tamtaram.pl, a nawet narysowali o nich komiks.

Żyć i pracować, zwiedzając świat

W podróży żyją też Kasia i jej francuski partner Ismael, którego poznała podczas studiów w Paryżu. To on namówił ją, aby po studiach razem wyjechali do Meksyku.

- Ismael podróżował od dziecka i znał ten kraj. Wiedzieliśmy, że jest tam dużo centrów kultury francuskiej, które chętnie zatrudniają nauczycieli tego języka, więc udało nam się tam znaleźć pracę - opowiada Kasia. - Po roku przyjechaliśmy do Polski, która była obcym krajem dla Ismaela. Być może zostalibyśmy na stałe, ale musieliśmy wyjechać na jakiś czas do Francji, do ojca Ismaela. Dzięki temu łatwiej nam było podjąć decyzję, żeby znów gdzieś wyjechać i tak na trzy lata trafiliśmy do Wietnamu, gdzie pracowaliśmy jako nauczyciele francuskiego - dodaje.

Teraz od roku mieszkają w Kambodży. Ciągłe odkrywanie nowych zakątków świata, innych kultur i obyczajów to niesamowite doświadczenie i wielka przygoda, ale Kasia przyznaje, że powoli myślą o stabilizacji i znalezieniu sobie kąta na stałe.

A jak wygląda poziom życia w państwach południowo-wschodniej Azji? Niemal wszyscy podkreślają, że tutaj, w miejscach położonych z dala od turystycznych centrów, żyje się wolniej, w mniejszym stresie. Wbrew obawom niektórych, jest też bezpiecznie. Oczywiście w zatłoczonych metropoliach trzeba uważać na kieszonkowców i naciągaczy, ale nie ma np. gangów napadających na przechodniów. Nie trzeba też martwić się o poziom służby zdrowia, chociaż należy uważać na choroby tropikalne.

- Przed wyjazdem wykupiłem sobie ubezpieczenie zdrowotne, które kosztowało mnie około 90 zł. Tak się złożyło, że musiałem z niego korzystać, co wymagało skontaktowania się z polskim ubezpieczycielem, ale wszystko udało się załatwić - opowiada Tomasz. - Gdy trafiłem do tajskiego szpitala, to... no cóż, w Polsce szpitala na tak wysokim poziomie nawet nie widziałem - dodaje.

Największy minus życia w Azji

Wszyscy nasi rozmówcy jako główny minus życia w południowo-wschodniej Azji wskazują problemy w asymilacji z miejscową społecznością.

- Nie jesteśmy traktowani przez miejscowych jak turyści, a nauczycieli darzy się tu dużym szacunkiem, ale nie ma mowy o bliższym kontakcie. Dla Tajów jesteśmy farangami, czyli obcokrajowcami - wyjaśnia Ewa Rajska. - Tutaj jest tak, że farangi trzymają się z farangami i dotyczy to nawet tych obcokrajowców, którzy ożenili się z Tajkami - dodaje.

Podobne odczucia ma Tomasz Maciejewski.

- Nie wyobrażam sobie, żeby zostać w Tajlandii na stałe. Życie w miejscu, gdzie zawsze świeci słońce jest fajne, ale brakuje mi moich bliskich, przyjaciół. Gdy mam do wyboru ludzi i słońce, wybieram to pierwsze, a nie wyobrażam sobie, abym mógł nawiązać bliższe relacje z Tajami. Różnice kulturowe wydają mi się zbyt duże - tłumaczy.

Chociaż, jak pokazują powyższe przykłady, na życie tysiące kilometrów od Polski decydują się osoby aktywne zawodowo, które uciekają przed rutyną codzienności, pragnące próbować cały czas czegoś nowego, to do takich krajów jak Tajlandia czy Filipiny przybywa coraz więcej osób, które chcą tu spędzić jesień swojego życia po przejściu na emeryturę.

Mieszkać w tropikach za polską emeryturę

Rządy wielu państw z południowo-wschodniej Azji zachęcają nawet obywateli bogatych państw Europy zachodniej i Ameryki Północnej do tego, aby swoje ostatnia lata spędzili właśnie u nich. Oferują im nawet specjalne wizy emerytalne, które pozwalają na bezterminowy pobyt (osoby na wizach turystycznych muszą co pewien czas opuszczać granice i, wracając, wyrabiać nowe wizy). Wymaga to jednak złożenia odpowiedniego depozytu, np. na Filipinach osoby, które ukończyły 50. rok życia, muszą wpłacić do banku 10 lub 20 tys. dolarów w zależności od wysokości emerytury.

Wydaje się, że dla polskich seniorów to sporo, ale główną przeszkodą wydaje się raczej bariera mentalna. W kolejnych latach w wiek emerytalny będzie jednak wkraczać pokolenie przyzwyczajone już do podróżowania po świecie, mające za sobą pobyty na Erasmusie, czy wakacje na zmywaku w Londynie. Niewykluczone więc, że coraz więcej Polaków, którzy za 2 tys. zł emerytury mają problem z zapewnieniem sobie życia na odpowiednim poziomie, będzie decydować się na przeprowadzkę do państw, gdzie będą mogli sobie pozwolić na o wiele więcej.

Byłeś świadkiem lub uczestnikiem zdarzenia? .

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (205)