Wszystko jasne. Oto szanse na reparacje od Rosji
Kiedy Jarosław Kaczyński ogłosił decyzję o wystąpieniu Polski o reparacje wojenne ze strony Niemiec, pojawiły się pytania, dlaczego nie ma takiego ruchu w kierunku Rosji. - Żebyśmy mogli domagać się reparacji od Rosji, najpierw musiałaby być wojna polsko-rosyjska, następnie jedna ze stron - w tym przypadku Rosja - musiałaby ją przegrać. Bo to właśnie przegrana strona płaci reparacje - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Rafał Tarnogórski, analityk PISM.
- Zapadła decyzja o wystąpieniu o reparacje wobec Niemiec. Jest polskim obowiązkiem ich zgłoszenie - zapowiedział w czwartek prezes PiS.
- Już zupełnie ostatecznie zostanie podjęta i ogłoszona decyzja o tym, że Polska wystąpi o reparacje wojenne, o odszkodowania za to wszystko, co Niemcy uczynili w Polsce w ciągu lat 1939-1945 - mówił.
Kaczyński podkreślił również, że spodziewa się negatywnej reakcji ze strony władz niemieckich: - Ale o takie sprawy trzeba walczyć, czasem przez wiele lat. My nie obiecujemy, że będzie szybki sukces. My tylko mówimy, że jest polskim obowiązkiem, jest likwidacją pewnego braku, pewnej luki w naszej działalności jako suwerennego państwa to, że w końcu zgłaszamy coś, co powinno być zgłoszone dawno.
"PiS powinien zwracać się o reparacje do Rosji Putina"
- Decyzje w Poczdamie były o tym, że Polska miała dostać 15 procent reparacji sowieckich, a Sowieci nas oszukali. Co oznacza, że PiS powinien zwracać się o reparacje do Rosji Putina, tym bardziej, że tu jest pewna furtka. Rosja prowadzi wojnę w Ukrainie, jej rezerwy walutowe, które szacuje się na 300 miliardów, zostały zamrożone. Jeśli Stany Zjednoczone ogłoszą, że Rosja jest państwem sponsorującym terroryzm, można będzie wobec Rosji dochodzić części tych funduszy w amerykańskich sądach. I to może jest jakiś patent - powiedział wczoraj europoseł Radosław Sikorski.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Po tych słowach rozgorzała dyskusja na temat tego, czy w ogóle możemy jako kraj ubiegać się o reparacje ze strony rosyjskiej. Eksperci wyjaśniają, czy to możliwe oraz w jaki sposób jest to powiązane z naszą historią.
"Przegrana strona płaci reparacje"
Rafał Tarnogórski, analityk PISM, mówi w rozmowie z Wirtualną Polską, że zauważa dwie przeszkody w kwestii ewentualnych reparacji od Rosji. - Są one natury obiektywnej i prawnej. Zamieszanie wynika z tego, że nie do końca nie-prawnicy rozumieją pojęcie reparacji - podkreśla.
- Żebyśmy mogli domagać się reparacji od Rosji, najpierw musiałaby być wojna polsko-rosyjska, następnie jedna ze stron - w tym przypadku Rosja - musiałaby ją przegrać. Bo to właśnie przegrana strona płaci reparacje - mówi ekspert.
- ZSRR był po stronie zwycięskich mocarstw, tak samo jak - choć w to trudno uwierzyć z naszej obecnej perspektywy - Polska. Nie widzę podstaw prawnych, by domagać się reparacji od Rosji, która jest państwem tożsamym z byłym ZSRR - zaznacza.
"Być może pewne roszczenia mogłyby być podniesione"
- To, dlaczego Rosja pojawia się w tym kontekście, wynika z postanowień Umowy Poczdamskiej i "wielkodusznej" decyzji Józefa Stalina, że zaspokoi polskie roszczenia reparacyjne ze swojej części reparacji od Niemiec - wyjaśnia Tarnogórski.
Ekspert PISM zaznacza, że "moglibyśmy zastanowić się nad pewnymi roszczeniami, które nie wynikałyby z ustawy reparacyjnej". - Ale tu widzę pewne trudności natury faktycznej: nie ma żadnych wątpliwości, z jakiego rodzaju państwem mamy do czynienia w kontekście Federacji Rosyjskiej. Nie ma mowy o polubownym, zgodnym rozstrzygnięciu - dodaje.
- Tego rodzaju rozważania od strony faktycznej, historycznej czy prawnej powinny być rozważane. Licząc na to, że w przyszłości zmieni się reżim w Rosji, to być może pewne roszczenia ze strony Polski mogłyby być podniesione - podkreśla.
ZSRR wywiązał się ze zobowiązań wobec Polski?
- Dlaczego nie domagamy się reparacji od Rosji? Pytanie jest, moim zdaniem, źle postawione. Powinno ono raczej brzmieć: czy ZSRR wywiązał się z zobowiązań reparacyjnych (zobowiązania państwo-państwo) wobec Polski? - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską prof. Krzysztof Ruchniewicz, historyk, kierownik Katedry Historii Najnowszej Uniwersytetu Wrocławskiego.
- Mocarstwa koalicji antyhitlerowskiej stanęły przed ogromnym wyzwaniem, jakim było określenie odpowiedniej wysokości reparacji za ogrom strat ludzkich i materialnych. Jednocześnie nie chciano powielić kłopotów, jakie miały państwa ententy (sojusz pomiędzy Francją, Wielką Brytanią i Rosją - red.) w związku ze ściągnięciem reparacji od Niemiec po I wojnie światowej. Pokrycie wszystkich strat uznano za niemożliwe. Z tych też powodów w czasie konferencji w Jałcie w lutym 1945 r. ustalono, że z Niemiec będą pobierane reparacje w formie świadczeń materialnych do wysokości 20 mld dolarów amerykańskich - podkreśla.
Jak przypomina prof. Ruchniewicz, "połowa ustalonej kwoty miała przypaść Związkowi Radzieckiemu, który poniósł – jak uważano – w wojnie największe straty". - Druga połowa miała zostać przekazana pozostałym aliantom - Stanom Zjednoczonym, Wielkiej Brytanii i Francji. ZSRR miał zaspokoić ze swej części roszczenia polskie, alianci zachodni roszczenia pozostałych 15 państw, m.in. Albanii, Czechosłowacji, Jugosławii i innych. Podczas konferencji poczdamskiej na przełomie lipca i sierpnia 1945 r. doprecyzowano, że reparacje będą pobierane przez mocarstwa bezpośrednio w ich strefach okupacyjnych - podkreśla.
Warszawa zredukowana do petenta
- Dodatkowo ZSRR miał otrzymać ze stref zachodnich 25 proc. sprzętu przemysłowego. W zamian Moskwa miała dostarczyć żywność. Polska podpisała 16 sierpnia 1945 roku porozumienie z ZSRR, które regulowało przekazanie reparacji. ZSRR zrzekał się pretensji do mienia na Ziemiach Zachodnich i Północnych, które Polska uzyskała w wyniku uchwał poczdamskich. Miał też przekazać 15 proc. dostaw reparacyjnych ze strefy radzieckiej, 15 proc. - z części przyznanej Moskwie ze stref zachodnich - przypomina ekspert.
I podkreśla, że w zamian Polska zobowiązała się do przekazania węgla. - Wkrótce okazało się, że Warszawa została zredukowana do petenta i musiała zaakceptować dyktat Moskwy ws. reparacji. Nie miała większego wpływu na wybór materialnych świadczeń, które jej przekazywano. Ponadto umowa węglowa okazała się znacznym obciążeniem dla Warszawy, strona polska ją postanowiła szybko renegocjować (na co nie godziła się Moskwa). W tych okolicznościach Warszawa zrezygnowała z dalszego pobierania reparacji w 1953 roku, a w 1957 roku podpisano protokół polsko-radziecki zamykający rozliczenia reparacyjne - dodaje.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Profesor wyjaśnia, że "zgodnie z nim ZSRR uzyskał ze swojej strefy okupacyjnej Niemiec/NRD mienie o wartości 3,082 mld dolarów". - Natomiast Polska otrzymała 7,5 proc. tej kwoty, tj. równowartość 231 milionów dolarów. Polska uzyskała od Związku Radzieckiego przede wszystkim wyposażenia kilkunastu fabryk oraz środki transportu: statki, samochody, motocykle, rowery i tabor kolejowy. Co ciekawe, w protokołach widnieją również tak zaskakujące rzeczy jak np. dywany, instrumenty muzyczne, kapelusze, aparaty fotograficzne itd - wylicza.
- Jeśli Warszawa miałaby wystąpić wobec Moskwy z roszczeniami wynikającymi z uchwał poczdamskich ws. reparacji od Niemiec, wymagałoby to prześledzenia całego procesu, ponownego przeliczenia zobowiązań (7,5 proc. to nie jest 15 proc). Pytanie, czy po tylu dekadach - po wytworzeniu określonego porządku prawnego dotąd przez Warszawę niekwestionowanego, a zwłaszcza w obliczu trwającej wojny i kryzysu w relacjach Rosja-Zachód - działania takie – tak w odniesieniu do Niemiec, jak i Rosji – mają jakikolwiek sens - zaznacza prof. Ruchniewicz.
Kreml fałszuje historię
- W związku z rocznicą wybuchu II wojny światowej strona rosyjska ponownie zaktywizowała się na kierunku fałszowania historii i deprecjonowania obrazu Polski w tym kontekście - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Michał Marek z Centrum Badań nad Współczesnym Środowiskiem Bezpieczeństwa, badacz dezinformacji.
- Rosjanie starają się zrzucić odpowiedzialność za wojnę na Polskę tuszując w ten sposób współodpowiedzialność ZSRR za wybuch wojny. W rosyjskiej zafałszowanej wizji historii, to Polska i alianci sprowokowali wojnę – "Niemcy jedynie chcieli korytarza do Gdańska", a "ZSRS jedynie neutralizował zagrożenie ze strony polskiej armii" lub "wyzwalał ludność II RP" - podkreśla.
I dodaje, że - de facto - "dochodzi do wybielania wizerunku III Rzeszy i ZSRR oraz kreowania Polski na stronę, która "sprowokowała" najkrwawszą wojnę w historii świata". - Obecnie rosyjski aparat propagandowy koncentruje się również na kwestii reparacji wojennych dla Polski. Na tym tle również dochodzi do fałszowania historii. W rosyjskim przekazie PRL była państwem niepodległym i dobrowolnie zrzekła się reparacji. ZSRR nie mógł przecież kontrolować Polski, gdyż przyniósł Polsce wolność i demokrację ludową – to oczywiście ironia - dodaje ekspert. - Polska w tym kontekście jest kreowana na prowokatora, który niszczy europejski ład - zaznacza.
Żaneta Gotowalska, dziennikarka Wirtualnej Polski