700 policjantów do przesłuchania. Kulisy śledztwa ws. pobicia dziennikarzy

Jak ustaliła Wirtualna Polska, śledztwo ws. pobicia dziennikarzy przez policję podczas ubiegłorocznego marszu narodowców szybko się nie zakończy. Prokuratura Rejonowa Warszawa-Praga Południe przesłuchała w sprawie na razie policyjnych dowódców. A w kolejce jest jeszcze do przesłuchania…kilkuset szeregowych funkcjonariuszy.

Do bulwersujących wydarzeń doszło podczas Marszu Niepodleglosci na stacji PKP Warszawa Stadion
Do bulwersujących wydarzeń doszło podczas Marszu Niepodleglosci na stacji PKP Warszawa Stadion
Źródło zdjęć: © Agencja FORUM | Adam Chelstowski / Forum
Sylwester Ruszkiewicz

28.08.2021 15:56

- Dotychczas przesłuchano dowódców oddziałów policji biorących udział w zabezpieczeniu Marszu Niepodległości. Do przesłuchania pozostali funkcjonariusze policji w liczbie ponad 700. Dotychczas nie przedstawiono nikomu zarzutów – informuje Wirtualną Polskę Katarzyna Skrzeczkowska, rzecznik Prokuratury Rejonowej Warszawa-Praga Południe.

Chodzi o głośną, kontrowersyjną policyjną interwencję podczas marszu narodowców 11 listopada 2020 roku. W okolicy stacji Warszawa Stadion funkcjonariusze bili pałkami dziennikarzy i używali wobec nich gazu łzawiącego oraz granatów hukowych. Wśród poszkodowanych znaleźli się m.in. Renata Kim i Adam Tuchliński (obydwoje z "Newsweek Polska"), fotoreporter Jakub Kamiński oraz Przemysław Stefaniak, współpracujący z "Krytyką Polityczną". Śledztwo w tej sprawie wszczęto w marcu.

Do bulwersujących wydarzeń doszło, gdy Marsz Niepodległości doszedł do ronda Waszyngtona i część z uczestników skierowała się w stronę błoni Stadionu Narodowego. Wkrótce na miejscu pojawiły się oddziały policji, które nie zważając na oznakowania dziennikarzy, bili ich pałkami teleskopowymi i używali gazu łzawiącego. Wcześniej doszło do starcia z chuliganami, którzy zgromadzili się na peronie warszawskiej stacji.

Jak relacjonowała dziennikarka "Newsweeka" Renata Kim, policjanci doskonale orientowali się, że w grupie są przedstawiciele mediów.

"Kiedy policja rzuciła się po schodach na stację metra Stadion, ruszyliśmy za nimi. Po schodach ruchomych pobiegliśmy aż na peron. Tam policjanci najpierw wyłapywali uciekających uczestników zamieszek, a potem zawrócili i przyparli do barierki tych, którzy, jak my, obserwowali, co się dzieje i robili zdjęcia. Nie pomogło to, że krzyczeliśmy, że jesteśmy z prasy, zaczęli nas pałować. Miałam na sobie niebieską kamizelkę z napisem PRESS, podniosłam do góry ręce i krzyczałam, że jestem tu służbowo, ale policjanci, teraz już naprawdę rozwścieczeni, bili nas pałkami. Mnie po nerkach, ale fotoreporter Adam Tuchliński oberwał po głowie i został zrzucony ze schodów. Wpadliśmy wprost w objęcia nadbiegających z dołu policjantów, ale na szczęście przepuścili nas" – mówiła Renata Kim portalowi oko.press.

Bezpośrednio po marszu stołeczna policja tłumaczyła, że reakcja funkcjonariuszy była adekwatna, a starcia spowodowali chuligani. Dopiero 2 grudnia Komenda Stołeczna Policji przeprosiła "za sytuacje, które były niepotrzebne - to przypadki użycia pałek służbowych oraz granatu hukowego wobec dziennikarzy na PKP Warszawa Stadion".

Przypomnijmy, że w innej głośnej sprawie - postrzelenia fotoreportera Tomasza Gutrego przez policjantów - śledztwo zostało umorzone. Według prokuratury do zranienia obecnego na miejscu wydarzeń fotoreportera doszło w sposób niezamierzony.

Fotoreporter został postrzelony w policzek. Jak mówił, nabój, który go trafił, miał długość 7 centymetrów. - Wszedł na taką głębokość, że mam złamane kości i założono mi płytkę tytanową - mówił. Dodał, że jego operacja trwała ponad dwie godziny.

Sprawa będzie miała swój dalszy ciąg, bowiem fotoreporter złożył zażalenie na decyzję prokuratury.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
marsz niepodległoscirobert bąkiewicznarodowcy
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (286)