7‑latek zginął przez "błąd w sztuce"
Śmiertelne porażenie 7-letniego chłopca w Bytomiu było skutkiem błędu w technice, a nie celowego podłączenia prądu do ogrodzenia - wynika z zeznań biegłego z zakresu elektryki, przesłuchanego w wyjaśniającej okoliczności tej tragedii prokuraturze.
Chłopiec zginął 24 sierpnia, gdy bawił się na skwerze przy ul. Rajskiej. Na skwerze między kamienicami robotnicy prowadzący prace remontowe postawili kontener z narzędziami i materiałami. Do baraku, ogrodzonego metalowym płotem, doprowadzili kabel elektryczny zawieszony na wysokości ok. 3 metrów. Dziecko zostało porażone, gdy dotknęło ogrodzenia kontenera.
Krótko po tragedii spekulowano, że ktoś celowo mógł doprowadzić napięcie do ogrodzenia, by uniemożliwić złodziejom kradzież trzymanych tam rzeczy. Tę hipotezę także brała pod uwagę prokuratura i właśnie o to był pytany biegły z zakresu elektryki. Mężczyzna został przesłuchany w środę.
- Jak powiedział biegły, nie można wyciągnąć wniosku, że ktoś zrobił to celowo. Nie możemy więc powiedzieć, że ktoś podłączał przewód specjalnie w taki sposób, by prąd dochodził do ogrodzenia - powiedziała zastępca prokuratora rejonowego w Bytomiu Beata Woźniak-Tuszyńska.
Specjalista potwierdził, że przewody były przyłączone w niewłaściwy sposób. Prokuratura będzie teraz ustalać, kto za to odpowiada. W postępowaniu - prowadzonym pod kątem nieumyślnego spowodowania śmierci chłopca - nikomu dotychczas nie przedstawiono zarzutów. Przed decyzją w tej sprawie prokuratorzy chcieli poznać opinię biegłego.