6 tys. złotych kary za znieważenie prezydenta Komorowskiego
Krakowski Sąd Apelacyjny utrzymał wyrok dla Marka Majchra za znieważenie prezydenta Bronisława Komorowskiego. Zmienił jedynie wyrok w części dotyczącej posługiwania się fałszywą tożsamością przez oskarżonego: zamiast 3 miesięcy więzienia orzekł grzywnę.
25.04.2017 | aktual.: 25.04.2017 14:24
Wyrok jest prawomocny
Marek Majcher będzie musiał zapłacić 6 tysięcy złotych grzywny i 600 złotych kosztów za znieważenie prezydenta i posługiwanie się fałszywą tożsamością.
Majcher (w procesie zgodził się na ujawnienie swych danych i nazwał siebie "działaczem prawicowej opozycji antysystemowej") został oskarżony o to, że w trakcie trwania wiecu przedwyborczego Bronisława Komorowskiego 8 marca 2015 roku na Rynku Głównym w Krakowie najpierw wyzywał wchodzącego na scenę prezydenta obelżywymi słowami, a następnie stojąc w tłumie zamachnął się, usiłując rzucić w Komorowskiego krzesłem. Został zatrzymany przez funkcjonariuszy w cywilu. Odpowiadał także za posługiwanie się podczas zatrzymania cudzym dokumentem i podawanie za swojego brata.
W listopadzie ubiegłego roku sąd okręgowy uznał, że nie ma wystarczających dowodów wskazujących na to, że oskarżony miał zamiar rzucić krzesłem w kierunku Komorowskiego. Dlatego uniewinnił go od tego zarzutu. Za udowodnione uznał natomiast zarzuty o znieważeniu, posługiwaniu się nieprawdziwymi danymi przy zatrzymaniu i podpisywaniu stosownych protokołów. Skazał go za to na 4 tysiące złotych grzywny i 3 miesiące pozbawienia wolności.
Na ucieczce z zamkniętego szpitala
Od tego wyroku apelował obrońca oskarżonego. Podnosił, że policjanci nie są wiarygodnymi świadkami znieważenia i wnosił o ekspertyzę fonograficzną nagrań z wiecu na Rynku Głównym. Wskazywał także, że jego klient podawał się za swojego brata, ponieważ z uwagi na chorobę myślał, że został zatrzymany przez inne osoby. Według prokuratora, który wnosił o nieuwzględnienie apelacji, sąd pierwszej instancji dokonał prawidłowych ustaleń i wymierzył słuszna karę.
Sąd Apelacyjny oddalił wniosek o opinię z nagrań fonograficznych wskazując, że nie ma takich nagrań, z których udałoby się odczytać słowa oskarżonego. Uznał, że wina oskarżonego za znieważenie nie budzi wątpliwości w świetle zeznań świadków. Jednocześnie utrzymał wyrok uniewinniający za próbę zamachu krzesłem.
Sąd dokonał jednak zmiany w zarzucie dotyczącym posługiwania się fałszywą tożsamością. Uznał, że nie stanowiło to próby skierowania ścigania na inną osobę, ale chęć uniknięcia odpowiedzialności karnej przez oskarżonego. Przebywał on bowiem na ucieczce z zamkniętego szpitala, do którego skierowano go na przymusowe leczenie w wyniku innej sprawy karnej. - Jego celem było uniknięcie skutku w postaci powrotu do szpitala, gdzie przebywał nie z powodów politycznych, ale z powodu poważnej choroby - powiedział sąd w uzasadnieniu. Zmienił karę 3 miesięcy więzienia na 5 tysięcy złotych grzywny i orzekł karę łączną 6 tysięcy złotych grzywny.
"System może was napaść"
Oskarżony, który nie był we wtorek obecny na rozprawie apelacyjnej, zorganizował po ogłoszeniu wyroku konferencję prasową przed budynkiem krakowskich sądów. - Już wiemy, że kara bezwzględnego więzienia została zdjęta przez sąd apelacyjny, niemniej jednak chcę powiedzieć, że każda kara za tę sytuację będzie jawną niesprawiedliwością - powiedział Majcher stwierdzając, że "podczas wiecu realizował swoje prawo do wyrażania poglądów politycznych i padł ofiarą prowokacji politycznej grubymi nićmi szytej".
- Ten wyrok przede wszystkim daje jasny sygnał: uważajcie, nie idźcie protestować przeciwko władzy, bez względu jaka by ona nie była, ze względu na to, że system może was napaść, zrobić z was nie wiadomo kogo, przekreślić wam de facto życie. A na koniec przy fleszach i blasku reflektorów od kamer wysoki sąd feruje wyroki, robiąc ze mnie oskarżonego w sytuacji, kiedy jestem napadnięty przez policję - mówił Majcher.
Również w trakcie procesu oskarżony nie przyznawał się do zarzutów, twierdził, że padł ofiarą prowokacji i podawał się za "osobę poszkodowaną przez system". Kiedy sąd ujawnił, że w swoim środowisku podawał się za "Marka Mareckiego", wyjaśnił, że jest to jego pseudonim polityczny.
O tym, że "Marecki" to pseudonim polityczny, a nie prawdziwe nazwisko, nie wiedzieli koledzy i współpracownicy oskarżonego. Zaraz po zatrzymaniu go zorganizowali akcję "Uwolnić prześladowanego przez reżim więźnia politycznego Marka Mareckiego!". Policja informowała wówczas, że taka osoba nie została zatrzymana.
Źródło: WP, PAP