500 zł za takie coś, brzmi jak żart. Tymczasem w Norwegii właśnie pozbyli się piratów
2800 zł mandatu za niedozwolone wyprzedzanie z prawej strony, 4500 zł za przekroczenie prędkości, utrata prawa jazdy, a w przypadku niezapłacenia grzywny 20 dni aresztu - to najłagodniejsze konsekwencje jakie spotkałyby kierowcę BMW, który na autostradzie staranował Skodę. Piszemy o sytuacji, gdyby horror jaki rozegrał się na autostradzie A1 wydarzył się w Norwegii - najbezpieczniejszym kraju dla kierowców w Europie.
- 500 złotych mandatu dla takiego bandyty brzmi jak żart. Kierowca powinien stracić prawo zjazdy na wiele miesięcy i zapłacić dotkliwą grzywnę. Widziałem ten wypadek na A1. Nie wiem jakim cudem, nikt nie zginął - mówi WP Przemysław z Łodzi. Dodaje, że często podróżuje tym odcinkiem autostrady, a podobne wybryki piratów drogowych to norma.
Przypomnijmy, że w rozbitej skodzie podróżowały cztery osoby w tym dwie dziewczynki w wieku 4 i 6 lat. Ostatecznie policja zakwalifikowała to zdarzenie jako kolizję. 40-letniemu sprawcy wypadku wystawiono mandat 500 zł.
Norwegia wygrała z piratami
Dlaczego przywołujemy przykład Norwegii? Ponieważ surowymi karami finansowymi praktycznie poskromiono tam już piratów drogowych. Opublikowany właśnie raport norweskiego zarządcy dróg Statens Vegvesen mówi o 107 śmiertelnych ofiarach wypadków w całym 2017 roku. To mniej niż zginęło w Polsce tylko w tym miesiącu. Jednak sami Norwegowie mówią, że taka statystyka nie jest dla nich powodem do zadowolenia. Za cel stawiają sobie ... zero zabitych w wypadkach drogowych. W 2015 roku w Norwegii odnotowano, że na drogach nie zginęło ani jedno dziecko. Skali tego sukcesu dowodzi liczba tragedii w Polsce - 72 dzieci poniosło śmierć (dane Policji za 2016 rok).
Terje Gustavsen, szef drogowców ogłosił właśnie, że co roku kilkanaście najbardziej tragicznych wypadków jest przedmiotem drobiazgowej analizy. Wyciągane są z nich wnioski w sprawie przebudowy i oznaczenia fragmentów dróg. - Norwegowie mają już przyzwoite drogi, a kierowcy dysponują w zdecydowanej większości nowoczesnymi i bezpiecznymi samochodami. Pozostaje tylko nakłonić niewielką grupę kierowców do myślenia podczas jazdy - powiedział dziennikarzom Gustavsen.
Tymczasem ostatnie tragiczne obrazki z Polski wygladają tak:
Rujnujące mandaty
Według analiz Statens Vegvesen jedną z ostatnich grup ryzyka na norweskich drogach pozostają imigranci. Organizacja publikuje poradnik bezpiecznego zachowania na drodze w egzotycznych językach (urdu, perskim, hinduskim, somalijskim, tamilskim) oraz po polsku. To dlatego, że sami Norwegowie już tylko marginalnym stopniu łamią przepisy. Większość tragicznych wypadków to rzeczywiście fatalny zbieg okoliczności. Poślizg w trudnych warunkach, a w efekcie zjazd z drogi albo zderzenie czołowe. Ryzyko śmierci w wypadku drogowym w Norwegii jest wyjątkowo niskie. Na 100 tys. mieszkańców giną zaledwie 3 osoby. Średnia w Unii Europejskiej to 5,1, zaś w Polsce to powyżej 11 ofiar na 100 tysięcy mieszkańców.
- Kary dla piratów drogowych są rujnujące, nawet w porównaniu do o wiele wyższych zarobków Norwegów. Nikt nie pozwoli sobie na takie zachowanie - komentuje Artur Paszczak, polski przedsiębiorca, który w Norwergii od kilku lat prowadzi ośrodek wypoczynkowy. - Kiedy polskie małżeństwo zostało zatrzymane po kilkukrotnym sfotografowaniu przez fotoradary, donosiły o tym wszystkie norweskie media i to pod tytułami "wreszcie złapani". Łączna kara za przekroczenia prędkości w przeliczeniu wyniosła kilkadziesiąt tysięcy złotych - wspomina.
Wysokość norweskich mandatów szokuje. To w przeliczeniu 4,5 tys. zł za przekroczenie prędkości o 36 km/h na autostradzie. 3,5 tys. zł wynosi kara za zbyt szybką jazdę ( o 25 km/h) w terenie zabudowanym. Taka kara to jedna piąta zarobków przeciętnego Norwega, płatne natychmiast. W Polsce za podobne przewinienie grozi symboliczne 200 zł. Jeśli kierowca nie zapłaci to nie grożą mu odsetki karne. Słono kosztują przewinienia u nas uznawane za drobne: przepalona żarówka - 960 zł, jazda "na zderzaku", bez zachowania bezpiecznej odległości 2800 zł.
Norweski system budzi grozę, ale jego autorzy uznali, że pieniądze najszybciej zmieniają zachowania kierowców. - Norwegowie są bardzo zżytą ze sobą społecznością i każdy to akceptuje. Jeśli grupa turystów pije piwo, a potem chce odjechać autem, właściciel baru wybiegnie za nimi i zagrozi, że zadzwoni na policję. Kierowca, którego sfotografuje automatyczny fotoradar zostanie zatrzymany i ukarany nawet 100 km od miejsca wykroczenia - tłumaczy Artur Paszczak.