Polska-46 stopni Celsjusza - tyle było w Polsce

-46 stopni Celsjusza - tyle było w Polsce

Miniony weekend należał do najmroźniejszych w ostatnich latach, a już na pewno był najzimniejszym tej zimy. Jeśli ktoś jednak myśli, że w Polsce nie może już być zimniej, bardzo się myli. Oficjalny rekord zimna w naszym kraju wynosi bowiem -41 stopni Celsjusza, zaś nieoficjalny - aż 46 stopni poniżej zera!

-46 stopni Celsjusza - tyle było w Polsce
Źródło zdjęć: © PAP | Andrzej Rybczyński

26.01.2010 | aktual.: 26.01.2010 17:21

Z 24 na 25 stycznia - najmroźniejszej nocy tegorocznej zimy - termometry w okolicach Białowieży na Podlasiu pokazały 35 stopni Celsjusza na minusie. Niewiele lepiej było poprzedniej nocy, kiedy słupki rtęci na wschodzie Polski wahały się w okolicach -30 stopni.

Tak srogie mrozy są zabójcze dla wielu ludzi - tylko w styczniu w całym kraju zamarzło już ponad 90 osób, zaś od listopada zanotowano 202 ofiary wychłodzenia organizmu. Temperatura była niszcząca także dla pojazdów mechanicznych. Zarówno w niedzielny, jak i poniedziałkowy poranek wielu kierowców aut po nieudanych próbach uruchomienia swoich zamarzniętych pojazdów, zostało zmuszonych do skorzystania z usług komunikacji miejskiej. Chociaż z odpaleniem mieli problemy także prowadzący autobusy.

W poniedziałek lubelskie kuratorium oświaty ogłosiło, że z powodu silnych mrozów we wtorek i środę nie będzie zajęć w 18 szkołach.

Mimo, że obecna pogoda jest dla wielu Polaków kataklizmem, to wszystko jednak "pikuś" dla tych, którzy przeżyli srogą zimę sprzed 81 lat. To wtedy 10 lutego 1929 roku termometry w Żywcu i w Olkuszu pokazały minus 40,6 stopni Celsjusza, zaś w Rabce padł nieoficjalny i nie pobity do dziś polski rekord zimna: 46 stopni na minusie. W tej sytuacji trudno się dziwić wszystkim dziadkom, którzy słysząc narzekania swoich dzieci czy wnuków, gdy temperatura spada tylko kilka czy kilkanaście kresek poniżej zera, odpowiadają: przed wojną to dopiero były zimy!

Historia pokazuje, że nie tylko przed, ale i w czasie wojny nie było łatwo. Oficjalny polski rekord zimna padł bowiem 11 stycznia 1940, kiedy w Siedlcach zanotowano -41 stopni Celsjusza. Warto wspomnieć także o zimie z przełomu lat 1962/63, która chociaż nie była aż tak rekordowo zimna, to jednak dała się we znaki długotrwałością panujących mrozów. To wtedy nastąpił kryzys energetyczny, bowiem pociągi z węglem nie mogły wydostać się ze Śląska z powodu popękanych szyn i pozrywanych trakcji elektrycznych. Sytuacja była tym trudniejsza, że unieruchomione wagony były łatwym łupem dla złodziei, którzy rozkradali węgiel.

Rekordowy, ale pod nieco innym względem był natomiast rok 1987, kiedy w styczniu zanotowano wiele najniższych i nie pobitych do dziś temperatur w historii dla poszczególnych miast. I tak np. w Kielcach było -33,9 stopnia, w Warszawie -30,7 stopnia Celsjusza, w Łodzi -30,3 stopnia, w Szczecinie -30 stopni, w Krakowie -29,9 stopni, a w Poznaniu -28,5 stopnia Celsjusza.

W ostatnich latach Polakom we znaki dała się zaś zima z przełomu lat 2005/2006, kiedy mrozy w wielu regionach kraju sięgały 30 stopni Celsjusza na minusie. Skutkiem tego było ponad 100 osób zmarłych z powodu wychłodzenia, setki pozamykanych szkół i tysiące unieruchomionych autobusów w całej Polsce.

Spacer do Szwecji po Bałtyku?

Tegoroczne mrozy są tak silne i długotrwałe, że zamarzły rzeki i jeziora, skute lodem jest także wybrzeże Morza Bałtyckiego oraz Zatoka Pucka, gdzie miejscami grubość lodu sięga 40 cm.

Jednak obecnie panujące mrozy nie spowodowały jeszcze, że zamarzł cały Bałtyk. A taki fakt miał już miejsce w przeszłości naszego kraju, o czym wspominają źródła historyczne. Według nich, wieki temu w Polsce panowały takie zimy, kiedy towary do Szwecji transportowano saniami po zamarzniętym Bałtyku. Do tradycji należało stawianie drewnianej karczmy na środku naszego morza, które nierzadko było skute lodem jeszcze do końca marca.

Źródła historyczne wspominają także o takich zimach, podczas których z powodu mrozów i dużych opadów śniegu wyginęło dużo ptaków i ssaków (w latach 1305 i 1364). Z kolei o zimie w 1440 Jan Długosz pisał, iż wymarzło w jej czasie wiele drzew i zwierząt, a wracające do Polski z ciepłych krajów bociany chroniły się przed zimnem w ludzkich domostwach. Równie śnieżne, mroźne i długotrwałe zimy miały miejsce w latach 1577, 1637, 1655 oraz 1709 r. Podczas tej ostatniej zamarzło wielu ludzi, wyginęło wiele ssaków, ptaki przez okna i drzwi wpadały do domów. Z kolei stawy i sadzawki pozamarzały do dna, tak, że poginęły również ryby. Drzewa z hukiem pękały od mrozu, zaś Bałtyk był skuty lodem aż do kwietnia.

"Zima stulecia"

Jednak dokuczliwa i problematyczna zima to nie tylko chłód, ale także śnieg. Potwierdził to ten rok, bowiem srogie i długotrwałe mrozy to już druga odsłona tegorocznej zimy. Pierwszy śnieżny atak nastąpił w połowie grudnia, ale ponieważ było jeszcze ciepło, śnieg szybko stopniał i na Święta Bożego Narodzenia nie było już po nim śladu. Za to śnieżyce, które dopadły Polskę na początku stycznia sparaliżowały kraj na dobre. 6 stycznia poddały się służby oczyszczania miasta w Warszawie – wszystko co napadało, a było tego dużo, zostawało na ulicach, utworzyły się gigantyczne korki.

Kolejne dwa dni to już swoisty armageddon w całej Polsce, zwłaszcza, że do ogromnych ilości śniegu doszły coraz surowsze temperatury. W wielu miejscowościach w Polsce został odcięty prąd, bo linie energetyczne nie wytrzymały naporu śniegu. Niektóre rejony kraju pozostawały bez energii elektrycznej nawet dwa tygodnie, chociaż było coraz zimniej. Stanęła kolej, przy okazji pobijając niechlubny rekord: z 10 na 11 stycznia pociąg jadący z Katowic do Gdyni dotarł do celu po 28 godzinach, mając 17 godzin spóźnienia.

Tym, którzy mają odpowiednio dużo lat, aby pamiętać, od razu na myśl przychodzi skojarzenie z zimą z przełomu lat 1978/79. To wtedy kraj zasypała taka ilość śniegu, że zima zyskała przydomek "zimy stulecia".

A wszystko zaczęło się w sylwestra 1978 roku, kiedy do tej pory łagodna pogoda zaatakowała nagłym spadkiem temperatury i gęstymi opadami. Przez cały dzień i noc sylwestrową spadło tyle śniegu, że jedni w ogóle nie dotarli na zabawy noworoczne, zaś inni zostali uziemieni tam, gdzie Nowy Rok witali. W Warszawie, gdzie opadów w zimie zwykle nie jest bardzo wiele, w ostatnim dniu 1978 roku i pierwszych dniach roku następnego spadło ponad 70 cm śniegu. Tak wspomina ten czas pani Anna Andrzejewska, jedna z mieszkanek stolicy w tamtym okresie: - W sylwestra 1978 roku Warszawę kompletnie zasypało. Stanęły autobusy i tramwaje, które nie mogąc wieźć dalej pasażerów, wypuszczały ich tam, gdzie utknęły. Wraz z rodziną chciałam spędzić sylwestra na Woli. Niestety z Pragi nic nie jeździło, od trasy W-Z do ulicy Leszno szliśmy pieszo ulicą, bo na chodnik nie było jak wejść. Siostra, która imprezę noworoczną miała zaplanowaną w podwarszawskiej Jabłonnie, ostatecznie kilka minut przed północą także wylądowała na Woli, bo
poza Warszawę nie było możliwości się ruszyć – opowiada pani Anna.

To tej pamiętnej zimy ludzie poruszali się w tunelach wydrążonych w śniegu, ci zaś którzy zdecydowali się na podróż samochodem, co chwila przystawali, aby odkopać drogę przed sobą. Jeśli jakiś autobus wyjechał już na ulice, często zdarzało się, że z powrotem do zajezdni pchali go sami pasażerowie. W miastach do pracy skierowano żołnierzy i ich ciężki sprzęt bojowy, aby gąsienicami zrywał zalegający śnieg. Odśnieżarki nie jeździły, bo olej zakrzepł im w silnikach. Na sklepowych półkach było jeszcze mniej produktów do kupienia, niż zwykle. Problemy z dojazdem były wszędzie, wiele miejscowości zostało odciętych od świata na wiele dni, nie kursowały pociągi. W miastach też było trudno, nie było wody, pękały rury i kaloryfery. W nieogrzewanych blokach na warszawskim Ursynowie temperatura w mieszkaniach spadła do 7 stopni Celsjusza.

Skutki uboczne

Srogie zimy, zwłaszcza "zima stulecia" to nie tylko zamarznięcia, problemy z komunikacją i ogrzewaniem. Do tragicznych skutków tej zimy można zaliczyć bowiem mający miejsce 15 lutego 1979 wybuch gazu w warszawskiej Rotundzie, podczas którego budynek został całkowicie zniszczony, zginęło 49 osób, a 135 zostało rannych. Przyczyną wybuchu był ulatniający z pękniętego zaworu gaz ziemny, który z powodu oblodzenia kanałów wentylacyjnych i zalegającej pokrywy śnieżnej nie mógł ulotnić się do atmosfery. W ten sposób gaz dostał się do wnętrza budynku, gdzie prawdopodobnie w zetknięciu z iskrą przy zapalaniu światła – eksplodował.

Równie tragiczny skutek miała zima 2005/06. To wtedy 28 stycznia 2006 roku zawalił się dach hali Międzynarodowych Targów Katowickich, pozbawiając życia 65 osób, a ponad 170 raniąc. Bezpośrednią przyczyną katastrofy był zalegający na dachu śnieg, któremu niszczące działanie ułatwiła wadliwa konstrukcja obiektu.

Trzeba jednak przyznać, że mroźna zima ma też pozytywne skutki. Wiadomo przecież, że gdy na dworze zimno i nieprzyjemnie, wolimy pozostawać w domach, przytulając się do ukochanych... I tak na jesieni 1979 roku odnotowano wyraźnie zwiększony przyrost naturalny. O końcu obecnej zimy co prawda jeszcze nie można mówić, ale już teraz można się spodziewać, że w 2010 roku na świat przyjdzie równie wiele owoców tegorocznej "mroźnej" miłości...

Magdalena Grabowska, Wirtualna Polska

W artykule wykorzystano informacje pochodzące z www.wikipedia.pl, www.polska.pl, www.twojapogoda.pl i www.srodowisko.ekologia.pl oraz z artykułów "Rzeczpospolitej", "Przyrody polskiej" i Polskiej Agencji Prasowej.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
zimapogodamróz
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)