40. rocznica największej katastrofy tramwajowej w Polsce
W 40. rocznicę największej w historii Polski katastrofy tramwajowej w Szczecinie odprawiono mszę świętą w intencji ofiar tragedii i ich rodzin. 7 grudnia 1967 r. zginęło 15 osób. Ok. 150 zostało rannych, z czego ponad 40 ciężko. Po mszy, na miejscu tragedii, pod poświęconym krzyżem z tabliczką upamiętniającą ofiary, zapłonęły znicze.
Uroczystości rocznicowe zorganizowały Katolickie Stowarzyszenie "Civitas Christiana" i parafia św. Jakuba Apostoła przy katedrze. Jak powiedział przewodniczący zarządu oddziału szczecińskiego Stowarzyszenia Edmund Glaza, Szczecin po raz pierwszy po 40 latach wspomina tę tragedię, która jak do tej pory jest największą katastrofą tramwajową w Polsce i jedną z największych w Europie.
W tamtych czasach ukrywano podobne informacje. W lokalnej prasie tuż po wypadku pojawiły się jedynie krótkie informacje. Mimo że przed rocznicą próbowaliśmy ustalić listę zmarłych w katastrofie, nie udało nam się to. Nie przyniosły też efektu próby odnalezienia rodzin ofiar czy świadków zdarzenia. Liczymy, że to wspomnienie pozwoli nam ustalić ofiary śmiertelne i upamiętnić je. Chcielibyśmy, by w miejscu tragedii powstał np. obelisk z nazwiskami zmarłych - powiedział Glaza.
Szczeciński oddział "Civitas Christiana" apeluje do mieszkańców miasta, by przekazywali stowarzyszeniu nawet najdrobniejsze informacje o zdarzeniu sprzed lat.
Tragiczny 7 grudnia 1967 r.
Przed świtem 7 grudnia 1967 r. tramwaj jadący ul. Wyszaka w Szczecinie wypadł na zakręcie z szyn i pociągnął za sobą dwa doczepione wagony. Na miejscu zginęło siedem osób. Dalszych osiem zmarło po przewiezieniu do szpitala.
Wszystkie trzy wagony zapełnione były pasażerami. Część z nich jechała na stopniach pojazdu. Gdy motornicza wozu utraciła możliwość hamowania, jadący na stopniach zaczęli wyskakiwać z tramwaju. Wtedy tramwaj, ścinając słup trakcyjny, przewrócił się na nich. Najbardziej ucierpieli pasażerowie pierwszego wagonu.
Akcję ratunkową utrudniał mrok. Wezwano dźwigi, gdyż wiele osób było przygniecionych przez wagony. Niektórzy z nich zostali dodatkowo poszkodowani lub nawet zabici już w trakcie akcji ratowniczej: podnoszony przez dźwig tramwaj zerwał się z liny i z wysokości kilkudziesięciu centymetrów spadł na rannych leżących na bruku.
Okoliczności katastrofy, oprócz prokuratury i władz Szczecina, badała komisja ministerstwa gospodarki komunalnej. 21 grudnia 1967 r. wydano na temat wspólnych ustaleń następujący komunikat: "Według wstępnych badań bezpośrednią przyczyną wykolejenia się pociągu tramwajowego na ulicy Wyszaka była nadmierna szybkość, jaką uzyskał on na spadku przy dojściu do łuku torowiska, w wyniku awarii elektromagnetycznego układu hamulcowego, uruchamianego za pomocą silników".
W efekcie prac komisji ze szczecińskich linii tramwajowych znikły składy z dwoma wagonami doczepnymi. Komisja zarządziła także przegląd układów hamowania elektromagnetycznego we wszystkich tramwajach. Wprowadzono napędy elektryczne do zamykania i otwierania drzwi. Przede wszystkim zaś zlikwidowano linię tramwajową na ulicy Wyszaka.