Świat35 tysięcy aborcji dziennie - robią to nawet w 8 miesiącu

35 tysięcy aborcji dziennie - robią to nawet w 8 miesiącu

Przymusowe aborcje, sterylizacje i wysokie kary pieniężne. To wszystko może spotkać Chińczyków, jeśli tylko zapragną mieć drugą pociechę i nie sprostają restrykcyjnym wymaganiom stawianym przez politykę jednego dziecka. A jedno dziecko to najczęściej syn - zgodnie z tradycją mężczyzna jest bardziej pożądany przez chińskie rodziny. W Chinach codziennie wykonuje się 35 tysięcy aborcji, w większości na dziewczynkach. Do przymusowych zabiegów dochodzi nawet na kilkanaście dni przed rozwiązaniem.

35 tysięcy aborcji dziennie - robią to nawet w 8 miesiącu
Źródło zdjęć: © AFP | Chai Hin Goh

28.10.2011 | aktual.: 14.06.2012 19:44

W połowie października w internecie pojawiło się wstrząsające nagranie przedstawiające dwuletnią Yueyue miażdżoną pod kołami ciężarówek. To zdarzenie, które poruszyło świat oraz chińskie społeczeństwo, na co dzień niezbyt chętne do protestów, pokazuje przynajmniej trzy fakty o Państwie Środka. Chińskie drogi należą do najniebezpieczniejszych na świecie, a społeczeństwo jest ogarnięte apatią (leżącą na ulicy dziewczynkę zignorowało kilkanaście przechodzących osób).

Najpoważniejszą sprawą jest jednak traktowanie dzieci. A te żeby przeżyć w Chinach muszą mieć niejednokrotnie dużo szczęścia.

Głód i przeludnienie

Lata 60. i 70. ubiegłego wieku przyniosły rozkwit idei neomaltuzjanizmu. Badacze ścigali się w przedstawianiu apokaliptycznych wizji przyszłości. Na ówczesnych naukowych salonach brylowały teorie o wygaśnięciu zasobów ropy w ciągu najbliższych kilkunastu lat, pojawiały się głosy o bezzasadności pomocy społecznej skierowanej do najbiedniejszych. W ten trend wpisywała się teoria ogłoszona w 1968 roku przez amerykańskiego biologa Paula R. Ehrlicha w książce "The Population Bomb" ( "Bomba populacyjna" - przyp.). Autor ogłosił, że w ciągu około 15 lat nastąpi masowa klęska głodu ściśle związana z początkowym etapem przeludnienia Ziemi. Amerykanin pisał również, że rodziny z pewnych zakątków świata będą się powiększały, dopóki nie narodzi się upragniony syn. Wpadł więc na proste rozwiązanie problemu - trzeba zapewnić narodziny syna już przy pierwszej ciąży.

Ogólny wniosek Ehrlicha był prosty: przyrost naturalny trzeba ograniczyć, inaczej świat czeka zagłada. Po 10 latach od publikacji "Bomby populacyjnej" rady naukowca wziął sobie do serca najludniejszy kraj świata - Chiny. Z początkiem roku 1979 dzieci, które przychodziły na świat w Chinach rodziły się w ramach polityki jednego dziecka - wielkiego programu inżynierii społecznej.

"Chcemy chłopców"

Program planowano kontynuować przez 20 do 30 lat. Mimo że oba terminy już minęły, Chiny wciąż z niego nie rezygnują. Chińczycy zmuszeni do przestrzegania reguły jedno małżeństwo - jedno dziecko, szybko zaczęli robić wszystko, by ich pociechą był syn. Tylko męski potomek może przejąć rodowe nazwisko, a wraz z nim gospodarstwo rolne, w którym zamieszka ze swoją przyszłą żoną i zajmie się swoimi starzejącymi się rodzicami. W myśl tradycji, to kobieta dołącza do rodziny mężczyzny, nigdy odwrotnie. Połączenie silnej kulturowej presji posiadania męskiego potomka z nowoczesną techniką medyczną sprawiło, że narodziny upragnionego synka stały się jeszcze prostsze. Popularne stały się aborcje, podyktowane wyłącznie chęcią wpływu na płeć jedynego dziecka.

Czytaj również: Kara śmierci za seks pozamałżeński?

Jednak pary nie ograniczają się do aborcji. Część dziewczynek jest zabijana tuż po porodzie lub porzucana, co jest równoznaczne ze śmiercią. Te, które mają więcej szczęścia, trafiają do domów dziecka. Już teraz spekuluje się, że ponad 90% dzieci w sierocińcach stanowią dziewczynki. Organizacja All Girls Allowed (AGA), która walczy o zniesienie polityki jednego dziecka, podaje, że w Chinach rokrocznie dochodzi do porzucenia niemal miliona dzieci, zdecydowana większość to zdrowe dziewczynki.

Przepisy a życie

Ograniczenie dzietności zależy od polityki poszczególnych prowincji, a czasami nawet od zwykłego urzędniczego "widzimisię". Po zapoznaniu się z danymi oraz podziałem administracyjnym Chin można wysnuć ogólną regułę, z której wynika, że słabo zaludniony wschód nie stosuje szczególnych restrykcji, podczas gdy większość zachodnich prowincji ma już dużo mniej liberalne podejście. Strefami poddanymi szczególnemu monitoringowi są gęsto zaludnione miasta. Ale i od tych zasad są ustępstwa - jeśli małżeństwo jest parą jedynaków, to bardzo często dostaje zgodę na drugie dziecko. Na wsiach władze pozwalają na drugie dziecko, jeśli pierwsze jest dziewczynką.

Czasami przepisy nie są jasne nawet dla samych zainteresowanych. Komisja ds. Populacji i Planowania Rodziny w prowincji Szantung, położonej 300 kilometrów na południe od Pekinu, wylicza 14 szczegółowych przypadków, w których drugie dziecko jest legalne.

Wokół polityki jednego dziecka narastają coraz większe napięcia. W tym roku ponad stumilionowa prowincja Guangdong, w której od lat utrzymywane są restrykcyjne przepisy, wystąpiła o ich poluzowanie. Chodziło wprawdzie tylko o postulat dwójki dzieci dla rodzin, w których jeden z małżonków jest jedynakiem. Chińczycy nie chcieli rewolucji, a łatwiejszego życia dla par mieszanych, w przypadku gdy mąż bądź żona pochodzi z prowincji, w której posiadanie brata lub siostry nie było przestępstwem. Sztywna kontrola narodzin stanowi pole rozwoju jeszcze jednej patologii - handlu dziećmi. W lipcu w prowincji Hunan wybuchł skandal w związku z urzędniczymi kontrolami narodzin. Według mieszkańców lokalnych wsi, urzędnicy siłą zabierali "nielegalne" dzieci, a następnie oddawali je do sierocińców, z których w drodze sprzedaży trafiały do zagranicznych rodziców adopcyjnych. Zachodnie pary płaciły od trzech do pięciu tysięcy dolarów, a część tej sumy trafiała do lokalnych notabli.

Aborcja, sterylizacja i "nielegalni"

W normalnych warunkach na 100 urodzin dziewczynek rodzi się około 105 chłopców. W Chinach, ten stosunek wynosi 100:120. W niektórych regionach, zmuszonych do ścisłego przestrzegania zasad, ta relacja bywa jeszcze bardziej zachwiana. Rekordzistą jest niemal pięciomilionowe miasto Lianyungang, w którym na 100 dziewczynek poniżej piątego roku życia przypada już ponad 160 chłopców. Te liczby dają proste wyobrażenie, jak wiele z dzieci jest niechcianych lub po prostu nie może się urodzić.

Zeszłoroczny raport Chińskich Obrońców Praw Człowieka (CHRD) dotyczący polityki demograficznej przytacza dramatyczne apele chińskich internautek, które opisują sytuację bez wyjścia: albo przymusowa sterylizacja, albo wysokie kary, łącznie z pozbawieniem wolności. - Czuje się bezsilna. Słyszałam, że sterylizacja może szkodzić zdrowiu, ale jeśli się nie zgodzę, to biuro planowania rodziny nie da mi spokoju (...) Mogą mnie zamknąć w swoim "pokoju gościnnym", żebym przemyślała decyzję albo przyjechać w środku nocy i zabrać na przesłuchanie - skarży się zdezorientowana internautka.

Innymi sankcjami, z jakimi spotkały się rodziny łamiące przepisy, była utrata pracy czy odebranie legitymacji partyjnej. - Jeśli nie dam się wysterylizować, to moje biuro nie otrzyma odznaczenia "doskonałe miejsce pracy" - narzeka inna.

Raport CHRD informuje, że wśród kobiet samotnych i młodocianych par, które nie mogą się pobrać, przymus aborcji jest niemal powszechny. Znane są przypadki zabiegów usunięcia ciąży nawet na mniej niż miesiąc przed rozwiązaniem. Według danych przedstawionych przez AGA, w Chinach dochodzi do 35 tysięcy aborcji dziennie, z czego nawet połowa może być wynikiem planowania płci dziecka.

Czytaj więcej: Była w 8 miesiącu ciąży - siłą przeprowadzili na niej aborcję

Jeśli matki decydują się rodzić wbrew zakazom, to mogą być pewne wysokich kar pieniężnych. W przypadku nie zapłacenia, nowo narodzonemu dziecku można odmówić rejestracji w systemie Hukou, co łączy się z tym, że człowiek traktowany jest we własnym kraju jak nielegalny imigrant. Nie ma prawa do opieki zdrowotnej i wykształcenia.

Polityka jednego dziecka - to oprócz dramatu nowo narodzonych i nigdy nie narodzonych dzieci - także trauma kobiet. WHO podaje, że od kiedy zaczęto stosować przepisy ponad 30 lat temu, główną przyczyną śmierci młodych Chinek są samobójstwa. Według oenzetowskiej organizacji, Państwo Środka jest również jedynym krajem świata, w którym kobiety pozbawiają się życia częściej niż mężczyźni.

Gdzie są kobiety?

Z powodu prowadzonego od 1979 roku eksperymentu w Chinach brakuje kobiet. To oznacza, że całe legiony mężczyzn do końca swoich dni pozostaną kawalerami. Jeśli obecne tendencje zostaną zachowane, to za 20 lat już co piąty Chińczyk nie będzie miał szans na znalezienie żony, jeśli będzie jej szukał we własnym kraju. Hu Jintao, obecny Sekretarz Generalny Komunistycznej Partii Chin nigdy nie dał do zrozumienia, że całkowicie zrezygnuje z obecnej polityki demograficznej. W marcu tego roku rząd spekulował o możliwości wprowadzenia polityki dwóch dzieci od 2015 roku. Jednak nie padły żadne konkretne zobowiązania.

Dramat mężczyzn, którzy nie będą mogli założyć rodzin, koszmar kobiet zmuszanych do przerywania ciąży, i straszny los porzuconych dzieci, może zostać jednoznacznie zakończony tylko w przypadku zmiany "sternika" partii. Ta nastąpi już w przyszłym roku, kiedy Hu Jintao - zgodnie z prawem - będzie musiał ustąpić ze stanowiska.

Chinki w miastach i wsiach objętych ścisłą kontrolą narodzin mają możliwość przebierania w ofertach matrymonialnych - własne mieszkanie i samochód lub bogate gospodarstwo na prowincji są dziś atrybutami atrakcyjnego kawalera. Niektóre zastrzegają nawet, że po ślubie nowożeńcy będą zajmowali się rodzicami panny młodej, a nie jedynie małżonka, jak to było w odwiecznym zwyczaju. W ten sposób wprowadzona 1979 roku polityka jednego dziecka zatoczyła koło. Wciąż uderza w bezbronne, niechciane dziewczynki, ale również w dorosłych mężczyzn, potencjalnych mężów i ojców.

Adam Parfieniuk, Wirtualna Polska

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)