Polska3,5-letnia Ola, której przyszyto rękę, opuściła szpital

3,5‑letnia Ola, której przyszyto rękę, opuściła szpital

Trzyipółletnia Ola spod Warszawy, której w Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym w Krakowie-Prokocimiu przyszyto rękę wyrwaną na wysokości ramienia, została wypisana do domu.

3,5-letnia Ola, której przyszyto rękę, opuściła szpital
Źródło zdjęć: © PAP | Jacek Bednarczyk

09.02.2005 | aktual.: 09.02.2005 16:37

Dziewczynkę czeka długotrwała rehabilitacja, która przywróci jej sprawność ręki w co najmniej 50 - 60%, tj. w stopniu całkowicie wystarczającym do podstawowych funkcji życiowych.

Zespół doc. Jacka Puchały, ordynatora Oddziału Chirurgii Rekonstrukcyjnej i Leczenia Oparzeń krakowskiego szpitala, był jedynym zespołem w kraju, który podjął się przeprowadzenia skomplikowanej operacji przyszycia kończyny wyrwanej przez wirówkę. Tragedia miała miejsce w grudniu; Ola trafiła do Prokocimia po sześciu godzinach od wypadku.

Kończyna była wyrwana, co spowodowało, że zniszczenia kości i tkanek miękkich były duże. Brakowało dość długiego fragmentu kości ramiennej, staw łokciowy był uszkodzony, a obydwie kości przedramienia w oderwanej kończynie również były złamane - powiedział doc. Jacek Puchała.

Operacja trwała blisko siedem godzin. Po ponad dwóch miesiącach Ola opuściła szpital z ranami prawie całkowicie zagojonymi i zrośniętymi kośćmi. Wróci do szpitala za dwa tygodnie na kontrolę, a za cztery tygodnie na pierwszy pobyt rehabilitacyjny. Jak poinformował doc. Puchała, proces rehabilitacji nie będzie krótszy niż 3 lata, choć ręka prawdopodobnie nie odzyska pełnej sprawności.

Jak podkreślił doc. Puchała, do połowy lat 60. ubiegłego wieku takie urazy nie były możliwe do leczenia.

Po Olę przyjechali do szpitala szczęśliwi rodzice, mama Marzena Strubczewska nie kryła łez wzruszenia. Dziewczynka uśmiechała się do wszystkich, a o doc. Puchale mówiła "mój doktor".

To była tragedia - wspominała dzień wypadku mama Oli. Wezwałam pogotowie, pojechaliśmy do Płońska na ostry dyżur i tam lekarze zaczęli szukać doktora, który mógłby przyszyć rękę. Jak się okazało, tylko docent Puchała podjął się tego, chociaż nie dawał mi dużo nadziei - mówiła wzruszona kobieta. Jestem mu bardzo wdzięczna, bo dziś bym na pewno nie była taka uśmiechnięta - dodała.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)