2 mld ludzi na świecie żyje bez państwa
Nauki polityczne przyjmują za oczywistość istnienie państwa – ich głównego przedmiotu badań. A przecież około 2 mld ludzi żyje dziś w warunkach realnej bezpaństwowości. Albo bowiem ich państwa są „dysfunkcjonalne” i tak słabe, że nie są wstanie gwarantować jakiegokolwiek porządku. Albo – nie istnieją w ogóle. Aż 48 interwencji sił pokojowych ONZ po 1990 roku dotyczyło takich właśnie sytuacji, gdy państwo było zbyt słabe – a nie – zbyt silne.
Niekiedy życie poza państwem jest kwestią wyboru: w Azji Południowej można spotkać duże zbiorowości żyjące poza zasięgiem jakiegokolwiek państwa. Niektóre z nich zaniechały nawet przekazywania dzieciom znajomości pisma, bo pismo utrwala własność i prawo. A tam władzę (minimalną) wyłania rytuał, a regulują przekazywane ustnie (i adoptowane do lokalnych okoliczności) mity.
Są też bezpaństwowcy z konieczności. Jak te dzieci (a potem dorośli) w Chinach, którzy urodzili się, choć kolejne urodziny były zabronione, i są wciąż „nielegalni”, niezarejestrowani, poza sferą praw socjalnych i obywatelskich.
Osobnym przypadkiem jest zapaść państwa po inwazji lub wojnie domowej. Jak w Iraku i Afganistanie. Efektywność przemocy jako siły prawotwórczej jest znikoma: patrz refleksje generała Ruperta Smitha w „Utility of Force”. Także filantropia zawodzi: 80 centów z każdego dolara pochłania „techniczna obsługa misji” wykonywana przez darczyńców.
Obserwatorzy fiaska odgórnego budowania nowego państwa proponują metodę „koprodukcji”, z udziałem lokalnych władz, społeczności i – organizacji międzynarodowych. I, przede wszystkim, rozpoczęcie od odbudowania instytucji umożliwiających społeczeństwu przetrwanie – aby nie czuło się porzucone przez walczących ze sobą polityków. Bez minimalnej społecznej infrastruktury demokracja polityczna będzie fikcją.
Problem słabości państwa dotyczy także nas. Niedawno przeżyliśmy w Polsce patetyczną próbę rewolucji w granicach prawa. Próbę dramatyczną, bo równocześnie konieczną i – niemożliwą. I jeszcze (wbrew intencjom) osłabiającą państwo przez ciągłe odbijanie się niecierpliwych polityków od ściany procedur. Zresztą postkomunistyczne państwo jest słabe także dlatego, że wymuszone przez globalizację i integrację z UE reguły gry nie zawsze działają w tym samym kierunku, co wysiłki krajowych polityków myślących w skali państwa. „Zarządzanie” i „władza” nie wspierają się nawzajem. Brak zaś innowacyjnej meta-regulacji (regulacji reguł) oraz siły przebicia w Unii, które przywróciłyby zgodność wnoszonych z zewnątrz standardów i naszej racji stanu. Na przykład w sprawie ratowania przemysłu okrętowego!
Prof. Jadwiga Staniszkis specjalnie dla Wirtualnej Polski