12‑latek z Łodzi powiesił się na psiej smyczy
Deszczowe, środowe popołudnie. W łódzkim bloku przy ul. Dostojewskiego ciszę rozrywa przenikliwy krzyk dziecka. Na klatce schodowej zaczyna się rumor, ktoś biega, trzaskają drzwi. Kilkadziesiąt minut później przed budynek przyjeżdża na sygnale karetka pogotowia. Sanitariusze wynoszą z mieszkania na trzecim piętrze 12-letniego Kamila. Chłopiec jest nieprzytomny. Próbował popełnić samobójstwo. W mieszkaniu została zapłakana 9-letnia siostra Kamila i zniszczona psia smycz, na której chłopiec się powiesił.
02.10.2009 | aktual.: 12.06.2018 14:28
Dlaczego 12-letni Kamil chciał odebrać sobie życie? Matka chłopca i jej przyjaciel nie mają sił, aby się teraz nad tym zastanawiać. Są w tak dużym szoku, że trudno z nimi nawiązać kontakt. Prawie nie wychodzą ze szpitala. Szkolni koledzy chłopca są małomówni. Niektórzy przebąkują, że chłopiec był prześladowany przez grupę rówieśników. Mieli go wyśmiewać i poszturchiwać.
Mama chłopca była w pracy, gdy doszło do tragedii, jej partner wyszedł z domu. Kamil jak co dzień wrócił po zajęciach do domu. Przywitał się z siostrą, upewnił, że są sami w domu i poszedł do swojego pokoju. Zachowywał się jak zwykle, może był trochę smutny. Czegoś szukał w przedpokoju, ale nic nie mówił. Kilka minut później siostra chłopca usłyszała niepokojący dźwięk. Pobiegła do brata. Zobaczyła, że wisi na smyczy ich ukochanego pieska.
Wracaj, Kamil się powiesił
Dziewczynka chciała coś zrobić, ale nie miała siły, zaczęła krzyczeć, potem chwyciła za telefon i wybrała numer ojczyma. Wykrztusiła do słuchawki: "Wracaj, Kamil się powiesił" i zaniosła się szlochem.
Mężczyzna co sił pędził do domu. Nie chce pamiętać, co czuł kiedy zdejmował Kamila z pętli, którą chłopak zadzierzgnął sobie na szyi. Zaczął robić dziecku sztuczne oddychanie. Nie pamięta też jak krzyczał do zapłakanej Małgosi, żeby wzywała karetkę. Walczył jak oszalały, żeby Kamil złapał oddech. Był jak otumaniony, kiedy do mieszkania wpadła ekipa ratowników. Sanitariusze przez kolejne dwadzieścia minut reanimowali nastolatka. Udało im się wreszcie przywrócić akcję serca. Zabrali go do szpitala.
- Chłopiec trafił do nas w stanie krytycznym. Był nieprzytomny. Przebywa na oddziale intensywnej terapii. W wyniku niedotlenienia doszło do obrzęku mózgu. Robimy wszystko, co w naszej mocy, żeby go uratować. Najbliższe godziny będą decydujące - mówi Zbigniew Jankowski, dyrektor ds. medycznych szpitala im. Konopnickiej.
Ktoś mu bardzo dokuczał
Co popchnęło Kamila do targnięcia się na swoje życie? Na to pytanie próbują odpowiedzieć sobie jego koledzy i nauczyciele. Wszystkich są wstrząśnięci tym co się stało.
- To był grzeczny i miły kolega - mówi Bartek, kolega z równoległej klasy. - Zawsze chętnie pomagał innym. Ale kolejny chłopiec jest bardziej rozmowny. - Wiem, że ktoś mu bardzo dokuczał. Słyszałem, że koledzy z klasy popychali go, raz nawet przewrócili na samochód. Śmiali się z niego - dodaje Daniel z tej samej szkoły.
Aleksandra Bonisławska, dyrektor Zespołu Szkół Ogólnokształcących nr 1 w Łodzi, do którego należy Gimnazjum 34, do którego chodził Kamil, nie słyszała o problemach pomiędzy pierwszoklasistami. - Ani chłopiec, ani rodzice, ani wychowawca nie zgłosili mi, że w klasie dzieje się coś złego - mówi Bonisławska. - Kamil był przeciętnym uczniem. Niczym się nie wyróżniał. Nie był ani prymusem, ani łobuzem.
- Kiedy dowiedzieliśmy się o próbie samobójstwa natychmiast zapytałem nauczyciela wuefu o Kamila. Ten nawet nie pamiętał dokładnie jego twarzy. Wuef to taka lekcja, gdzie młodzież najczęściej daje upust agresji. Skoro nauczyciel nie zapamiętał Kamila, to znaczy, że chłopiec nie należał do specjalnie agresywnych - dodaje Maciej Mamiński, z-ca dyrektora ds. gimnazjum. - Myślę, że winę za to co się stało, można upatrywać w grach komputerowych. Tam bohaterowie mają po kilka żyć. Jeśli w jednym coś idzie nie tak, zawsze pozostaje sześć innych. Młodym ludziom często zaciera się granica pomiędzy światem rzeczywistym a fikcją.
W czwartek w Gimnazjum nr 34 po lekcjach, w pokoju pani dyrektor, odbyła się narada. Nauczyciele ustalali, jak dalej pracować z klasą Kamila oraz jak postąpić kiedy chłopak wróci do szkoły.
- W klasie była już pani pedagog. To była bardzo dyskretna wizyta, podczas której udało się ustalić, że z kolegami chłopca wszystko jest w porządku, nie potrzebują specjalnej pomocy- mówi Bonisławska.
Zdaniem nauczycieli, najbardziej prawdopodobną przyczyną samobójczej próby Kamila były kłopoty w domu.
- Co ci nauczyciele wygadują! Rodzina Kamila to bardzo kulturalni ludzie. Szczęśliwa, normalna rodzina - oburza się Joasia Tomas, mieszkająca w sąsiedniej klatce. - Nie zauważyłam, żeby w ich domu działo się coś złego. Prokurator przesłucha uczniów
Sprawą dramatycznego zdarzenia już zajęła się Prokuratura Rejonowa Łódź-Widzew. - Chcemy ustalić, co popchnęło nastolatka do tak desperackiego kroku - mówi Krzysztof Kopania, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Łodzi.- W sprawie tej zostali już przesłuchani siostra chłopca i jego matka. Zeznania złożył też jej konkubent oraz jego przełożony z pracy. Obaj mężczyźni przyjechali do domu, kiedy dowiedzieli się, że chłopiec się powiesił. Zbadamy także relacje nastolatka z jego szkolnymi kolegami.
Zdaniem Moniki Dreger, psychologa i mediatora rodzinnego, w pierwszej kolejności rodzice muszą dziś zauważyć, że z dzieckiem dzieje się coś niepokojącego. - Ale pochłonięci pracą niczego nie zauważają. A mały człowiek często nie potrafi poradzić sobie z codziennymi problemami i jeśli nie ma nikogo komu mógłby się pożalić, to może pomyśleć nawet o samobójstwie. Dlatego rodzice od najmłodszych lat powinni dbać o dobry kontakt z dzieckiem. Każde odstępstwo od reguły, w pozytywną bądź negatywną stronę powinno budzić niepokój. W szkole dziecko jest częścią grupy, a nie jednostką tak jak w rodzinie. Dlatego też to mama i tata, a nie pani wychowawczyni powinni zauważyć, że coś jest nie tak - mówi Dreger. Do jej gabinetu przychodzi coraz więcej małych pacjentów.
- Z zaniepokojeniem obserwuję, że powodem tych wizyt są przede wszystkim problemy rodzinne. Mama i tata przyprowadzają dziecko, które ma kłopoty w szkole i nie potrafią sobie z tym poradzić. A przyczyna problemów leży w awanturach, jakie codziennie urządzają mu nad głową. Wzrasta liczba rozwodów, rodzice coraz więcej czasu spędzają w pracy. To wszystko nie pozostaje bez wpływu na malucha - mówi psycholog. - Jednak nie tylko kłopoty w rodzinie są powodem wizyt u psychologa. Często dziecko jest ofiarą agresji i nie potrafi sobie z tym poradzić. Czy tak właśnie było w przypadku Kamila? Nie wiem, nie mogę się do tego odnosić. Mówię tylko o sytuacjach, z którymi tak często mam do czynienia, że stają się niemal regułą.
Lekarze wciąż walczą o życie 12-letniego Kamilia. Niestety,14-letniej dziewczynki z jednej z podrzeszowskich wsi nie udało się uratować. Rodzina dziewczynki znalazła jej ciało przed domem. Powiesiła się na podwórzu. Była wzorową uczennicą Gimnazjum Sióstr Prezentek w Rzeszowie. Nigdy nie udało się dokładnie ustalić, co popchnęło ją do samobójstwa. Policja przyjęła, że dziewczynka targnęła się na życie, bo dostała gorszą ocenę, niż się spodziewała.