100 konkretów Tuska czy koalicji? "Nas obowiązuje umowa, a nie konkrety Platformy"
Politycy Koalicji Obywatelskiej w nieoficjalnych rozmowach przekonują, że od początku można było przewidywać, iż 100 konkretów zapowiedzianych przez Donalda Tuska nie uda się zrealizować przez 100 dni. Jednocześnie się tym nie przejmują, bo twierdzą, że ich wyborcy mieli tego świadomość. - To głównie dziennikarze się nas o to czepiają. No i PiS - przyznaje jeden z ministrów.
Licznik 100 konkretów Donalda Tuska wraz z realizacją obietnic można sprawdzić TUTAJ.
9 września 2023 r. To kluczowy moment kampanii wyborczej. Donald Tusk zapowiada 100 konkretów programowych, które - w przypadku przejęcia władzy przez Koalicję Obywatelską - zostaną zrealizowane w ciągu pierwszych 100 dni rządu. - To nie są puste obietnice bez pokrycia. To propozycje przemyślane i realne do wykonania w pierwszych dniach naszych rządów - zapewnia lider KO.
Taki przekaz powtarzają aż do wyborów wszyscy politycy jego formacji.
15 października okazuje się, że KO ma szansę przejąć władzę wraz z innymi partiami koalicyjnymi - Lewicą i Trzecią Drogą. Po niemal dwóch miesiącach - 13 grudnia - zostaje zaprzysiężony rząd Donalda Tuska.
Nowy premier w expose nie pozostawia złudzeń - 10 konkretów to nie tylko program KO, ale i całego rządu, za który on bierze odpowiedzialność. - Pytacie o konkrety. One są zapisane, są znane. Nie muszę czytać ani 100 konkretów, ani innych elementów programu rządowego innych partii politycznych. Cała Polska zna te konkrety. Polska nas będzie z tego rozliczała. Nie boję się tego. W imieniu całego przyszłego rządu mogę wam powiedzieć: nie obawiamy się żadnej z tych obietnic - zapewnia wówczas Donald Tusk.
Dziennikarz WP Patryk Słowik zauważy na portalu X, że deklaracja premiera jest jednoznaczna: "odpada argument niektórych, że 100 konkretów to tylko program KO i nie ma sensu z jego realizacji rozliczać rządu koalicyjnego" - stwierdzi.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Szkopuł w tym, że dziś niektórzy koalicjanci KO od 100 konkretów się odcinają. Niektórzy jednak przyznają, że również biorą za nie odpowiedzialność. Jednocześnie zaznaczają przy tym, że nikt nie powinien mieć złudzeń, iż 100 konkretów uda się na poziomie ustaw wprowadzić przez pierwsze 100 dni rządów.
Słowem: zapowiedzi zapowiedziami, a rzeczywistość - rzeczywistością.
Koalicjanci dystansują się od 100 konkretów
Według analizy Wirtualnej Polski rządowi udało się zrealizować 17 konkretów ze 100. Częściowo - kolejne 13. Niezrealizowanych pozostaje 70 konkretów (szczegóły TUTAJ).
Czy politycy KO widzą w tym problem? W czwartek w Sejmie - dzień przed upływem 100 dni rządu - nie spotkaliśmy nikogo z tej formacji, kto biłby się za to w piersi. Przeciwnie: każdy jest dumny, że mimo iż "proces sprzątania po PiS-ie" wciąż trwa, to rząd i tak wprowadza w życie ważne z punktu widzenia obywateli projekty.
Koalicję usprawiedliwiają też niektórzy sojusznicy, którzy pod 100 konkretami się nie podpisywali. - Nikt nie spodziewał się, że jest tak źle i trzeba będzie większość tego czasu poświęcić na naprawianie - tłumaczył wicepremier Krzysztof Gawkowski.
Wcześniej - w radiowej Trójce - przekonywał, że "nie da się 100 konkretów, które miała Platforma, przełożyć na cztery partie polityczne, bo gdyby się dało, to Platforma rządziłaby sama".
Inna przedstawicielka klubu Nowej Lewicy - posłanka partii Razem Marcelina Zawisza - w ogóle nie chce rozmawiać o 100 konkretach. Gdy zagadujemy ją o to w Sejmie, przyznaje: - To nie jest nasz program, nie mamy z tym nic wspólnego. Nie musimy go oceniać.
Gdy zwrócimy uwagę, że przecież politycy Razem są w klubie Lewicy, która współtworzy koalicję, Zawisza odpowie: - Ale Razem nie jest w rządzie.
Co innego PSL. Lider tej partii - Władysław Kosiniak-Kamysz - jest wiceprezesem Rady Ministrów. Czy zatem ludowcy utożsamiają się ze 100 konkretami? - Nie. 100 konkretów to było przedwyborcze zobowiązanie Platformy. Trzecia Droga miała swoich 12 gwarancji programowych. I tego się trzymamy, na tym się skupiamy. A obowiązuje nas nie 100 konkretów, a umowa koalicyjna - podkreśla w rozmowie z WP szef klubu parlamentarnego PSL/Trzeciej Drogi Krzysztof Paszyk.
Jak dodaje, to właśnie umowa między partiami tworzącymi koalicję jest "tym wyznacznikiem, którego należy się trzymać". - Nie patrzymy na to, co Platforma miała w 100 konkretach. Nas obowiązuje umowa koalicyjna - mówi Paszyk.
Jednocześnie nie twierdzi, iż mówienie o 100 dniach w przypadku KO było błędem. - Takie są oczekiwania wyborców: określić czasowo, kiedy, co i jak się zrealizuje. Ale uwarunkowania są, jakie są. Bardzo trudne. Pan prezydent Duda również nam sytuacji nie ułatwia - twierdzi szef klubu PSL. I dodaje, że koalicja "daje wiele dowodów na to, że traktuje wszystkie zobowiązania bardzo serio".
Bliższą więź ze 100 konkretami odczuwa za to Ryszard Petru, poseł Polski 2050. - To jest wspólny rząd, więc bierzmy wspólną odpowiedzialność za realizację programu. 100 dni jest symboliczne, ale pamiętajmy, że objęliśmy rządy w bardzo trudnej sytuacji finansowej - mówi Wirtualnej Polsce.
Barbara Oliwiecka z Polski 2050 mimo to woli się zdystansować od 100 konkretów. - To, co nas wiąże, to umowa koalicyjna. Tam znalazły się postulaty Trzeciej Drogi i Polski 2050. Umowa była kompromisem, a 100 konkretów to autorskie propozycje Platformy - wyjaśnia posłanka.
Czy inny koalicjant PO - Zieloni, którzy również należą do Koalicji Obywatelskiej - są zadowoleni ze stanu realizacji 100 konkretów? - Cieszymy się z tego, co się udało zrobić. Najważniejsze dla nas jest, że bardzo wiele konkretów jest w trakcie realizacji. Rozumiem, że dziennikarze się niecierpliwią, ale sprzątania po PiS-się jest naprawdę dużo. To musi chwilę potrwać - mówi WP posłanka Klaudia Jachira.
Jak przyznaje: - Zawsze rozumiałam te 100 konkretów tak, że one zaczną być realizowane w ciągu 100 dni. A jak by Koalicja Obywatelska miała samodzielną większość, to być może udałoby się tę realizację zakończyć. Najważniejsze dziś jest jednak, że przywracamy demokrację.
Najpierw porządki, później program
Politycy KO w nieoficjalnych rozmowach twierdzą, że właśnie to jest z punktu widzenia ich wyborców kluczowe: posprzątanie po PiS-ie i przywrócenie "elementarnego porządku w państwie".
- Nawet zmiana, nazwałbym to, "estetyczna", jest dla ludzi niezwykle ważna. Nowe twarze w rządzie, nowe media publiczne, Bodnar zamiast Ziobry, Tusk zamiast Morawieckiego, mnóstwo kobiet u władzy - ludzie naprawdę tego chcieli i to doceniają. Nawet pewne poślizgi w realizacji programu są nam w stanie wybaczyć. Wyborcy wciąż nam ufają, wierzą, że zrealizujemy swoje zobowiązania, więc ten kredyt zaufania mamy na jeszcze dłużej - wyjaśnia w rozmowie z WP jeden z ministrów rządu Donalda Tuska.
Inny polityk KO - pytany przez nas, czy wierzył od początku, że Tuskowi uda się wprowadzić 100 konkretów w życie w nieco ponad trzy miesiące, mówi bez ogródek: - Nie. Ale to świadczy o odwadze Tuska, że był gotów tak ambitny plan zapowiedzieć. Widocznie wiedział, że nawet poślizgi nasz elektorat mu wybaczy.
Kolejny poseł Platformy: - Myślę, że gdyby 100 konkretów obiecywał kto inny, takiej taryfy ulgowej by nie miał. Ale Tusk to Tusk.
Nasi rozmówcy podkreślają, że nie jest tak, że Donald Tusk cynicznie zapowiadał 100 konkretów, próbując zyskać wyborcze głosy, jednocześnie wiedząc, że nic z tego nie będzie. - Nie, on naprawdę te 100 konkretów wprowadzi w życie. Pewnie duża część z tego ruszy po wyborach prezydenckich w 2025 roku - mówi jego bliski stronnik.
Niektórzy politycy KO otwarcie jednak przyznają, że zapowiedzi Tuska nie było sensu traktować do końca poważnie. - Nigdy w życiu bym nie pomyślał, że sto tak gigantycznych rzeczy, ktoś odbierze, że nie będą realizowane w ciągu kadencji, czyli czterech lat, tylko kilkunastu tygodni. Przecież to zupełnie niemożliwe i my tego nie deklarowaliśmy - stwierdził w Polsat News Polityka poseł Adam Szejnfeld. Ze szczerością wyznał, że "nawet do głowy by mu to nie przyszło, że ktoś mógłby tak pomyśleć".
A jednak ktoś pomyślał.
Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: michal.wroblewski@grupawp.pl