Wspomnienia Chodorkowskiego z łagru

Łagrowe opowiadania najważniejszego więźnia Rosji

Obraz

/ 10Koszmar w więzieniu! Miliarder spędził 10 lat w łagrze

Obraz
© AFP

Jest strażnik, który bije bez pozostawiania śladów. Oszust, którego policja wrobiła w morderstwo. Opuszczony nastolatek, włóczęga, kapuś... Więzień Rosji opisuje ukryty świat brutalności i korupcji, świat taki, w którym człowieczeństwo wciąż jednak zwycięża przemoc i zbrodnię.

Chodorkowski w iście amerykańskim stylu wykorzystał właściwy moment i swoje koneksje, żeby zbudować imperium biznesowe. W 1995 roku jego bank Menatep przejął pakiet kontrolny udziałów w należącym do państwa koncernie naftowym Jukos za 300 milionów dolarów.

Zła sława oligarchy wciąż wlecze się za Chodorkowskim. On sam odpiera takie zarzuty, przypominając, że Jukos w chwili przejęcia miał trzy miliardy dolarów długów. Przypomina też, że dzięki restrukturyzacji i wprowadzeniu zarządzania zgodnego z polityką korporacyjną typową dla dojrzałych ekonomii Jukos ponownie stanął na nogi. I już wkrótce, w 2003 roku, stał się największym koncernem naftowym w Rosji, mającym 20-procentowy udział w produkcji całej branży. W tym samym roku "Forbes" oszacował fortunę Chodorkowskiego na 15 miliardów dolarów.

W 2002 roku Chodorkowski założył fundację Otwarta Rosja, realizującą w szerokim zakresie projekty społeczne i ekonomiczne. Zajmowała się promocją rozwoju internetu i wspieraniem uzdolnionej młodzieży, prowadziła edukację obywatelską, rozwijała działalność charytatywną. (...) Zaczął wspierać opozycję i coraz śmielej formułować cele polityczne dla Rosji. Miał wrażenie, że poprzez swoje działania utworzy również przestrzeń dla partii opozycyjnych. Wysuwał coraz więcej zarzutów wobec rosyjskiego rządu, krytykując brak fundamentalnych przemian w ojczystym kraju.

Wszystko to wytworzyło wrażenie, że Chodorkowski gotów był wziąć czynny udział w polityce, a nawet wystartować w zbliżających się wyborach prezydenckich. Władze sądziły, że posunął się o krok za daleko. Prokuratura oskarżyła Chodorkowskiego o niepłacenie podatków. Jego aresztowanie stanowiło spektakularny popis działania władz. W 2013 roku otrzymał wyrok 13 lat łagru.

Na następnych stronach galerii dowiesz się, jak wygląda życie w rosyjskim łagrze.

(evak)

/ 10W śledztwie używano środków psychotropowych

Obraz
© AFP

"Czy pamiętam szczegóły mojego aresztowania? Nie bardzo. A raczej pamiętam, że myślałem o czymś zupełnie innym niż to, co wszystkie wspaniałe książki, jakie każe się nam czytać w szkole, mówią, że powinno się myśleć w takiej chwili.

Z całą pewnością myślałem o tym, jak będą wyglądały przesłuchania z użyciem środków psychotropowych, jakich użyto w śledztwie przeciwko mojemu koledze Aleksiejowi Piczuginowi - czy mogą mi czegoś dosypać do jedzenia, a potem wszystko nagrać na wideo. Dlatego tuż po aresztowaniu starałem się nie jeść, a piłem bardzo ostrożnie. A mimo to się nie bałem - mogę to powiedzieć z całą pewnością...

To dziwne i wspaniałe uczucie móc pisać na komputerze słowa i listy, zapominając o zwyczaju notowania wszystkiego na małych skrawkach papieru w dziwnych momentach dnia albo nocy. Często byłem pytany - i wciąż jestem - ile razy dziennie, w ciągu tygodnia, miesiąca albo roku miałem możliwość korzystania z internetu, komputera i innych błogosławieństw postępu technicznego. Cóż, powiem wam: w ciągu ponad dziesięciu lat nie miałem takiej okazji ani razu!" - pisze Michaił Chodorkowski w książce "Portrety z Łagru".

/ 10"Rozpruł sobie brzuch. Prawdziwe harakiri"

Obraz
© AFP

Chodorkowski opisuje , jak odprowadzał na wolność niczym niewyróżniającego się młodego człowieka. "Miał na imię Nikołaj. Siedział za posiadanie narkotyków. W rosyjskich więzieniach takich jak on jest prawie połowa. Jasne było, że wróci. W ciągu swojego niedługiego 23-letniego życia zdążył już pięć lat spędzić za kratkami. I nie zamierzał w przyszłości zrezygnować z życia, które go tam wiodło.

(...) Mija pół roku i spotykam Kolę znowu, ale tym razem z okropną blizną na brzuchu. - Kola, co się stało? - Znów złapali mnie z ziołem. Tu Kola zaczyna przestępować z nogi na nogę, ale mimo to opowiada historię, którą potem potwierdzili naoczni świadkowie. Typową. Gdy policja łapie recydywistę, zwykle dopisuje mu 'do kompletu' dodatkowe przestępstwo. Rozmowy tego typu odbywają się często i bywają zaskakująco szczere: weź na siebie jeszcze tę kradzież (zazwyczaj chodzi o wyrwaną komuś na ulicy komórkę). Poprosimy sędziego, dostaniesz tylko dwa lata ekstra, ale będziesz miał za to prawo do widzeń albo sam będziesz mógł sobie wybrać łagier. Kola, nie namyślając się długo, zgodził się.

Ale na rozpoznanie przyprowadzono emerytkę, której jakiś podlec wyrwał torebkę z dwoma tysiącami rubli. Babina, rzecz jasna, niczego nie pamiętała i z łatwością 'rozpoznała' tego, kogo wskazała jej policja.

Wtedy Kola nagle się zaparł: - Ja nigdy nie tykałem starszych. Zabierać ostatnie pieniądze staruszce - nie, na to się nie pisałem i nie piszę. Choćbyście mieli mnie zabić!

Policjanci zgłupieli: - Kola, według prawa to jedno i to samo. Ten sam wyrok. Coś się uparł? Nie możemy teraz przegrać sprawy z powodu twoich fanaberii. - Nie - mówi Kola. Odesłali go do celi - by 'pomyślał', trochę go uprzednio pobiwszy 'dla porządku'. Po chwili rozległo się pukanie do drzwi. A kiedy klawisz otworzył "koryto" w drzwiach, wypłynęły przez nie jelita Koli. Rozpruł sobie brzuch. Prawdziwe harakiri. Zanim dobiegli lekarze, współwięźniowie próbowali wepchnąć wnętrzności z powrotem... Cudem go uratowano. Blizna gruba na palec ciągnie się przez pół brzucha. Jest teraz inwalidą, ale nie żałuje. - Jeśli powiesiliby jeszcze na mnie torebkę staruszki, i tak bym umarł - mówi Kola, mając na myśli szacunek do samego siebie. Bez niego nie wyobraża sobie życia".

/ 10Antypedofilska kampania

Obraz
© AFP

"Znałem chłopaka, który odsiadywał wyrok z "pedofilskiego" paragrafu. Konsekwentnie odrzucano jego prośby o warunkowe zwolnienie albo obniżenie wyroku.

Aleksiej trafił do więzienia w wieku 19 lat. Teraz ma 22 lata. Młody, sympatyczny, bez tatuaży i innych 'więziennych znaków szczególnych'. Pracuś, na starej tokarce robi cuda.

Jego historia jest prosta: jako nastolatek dostał wyrok. Za kradzież. Właściwie nic szczególnego - po pijaku zabrał znajomemu komórkę. Zatrzymano go już po godzinie. I skazano na cztery lata w zawiasach. Strasznie się peszy, gdy nazywam go złodziejem. Wstyd mu za tę komórkę. Nawet mówić o tym nie chce. Minęły dwa lata. Uczył się w tym czasie, a gdy miał 18 lat, poznał na dyskotece dziewczynę - jeszcze niepełnoletnią. Zamieszkali razem w domu jej rodziców. Kiedy osiągnie pełnoletność, mieli wziąć ślub. Ale zaczęła się antypedofilska kampania. To nieduże osiedle, wszyscy wszystkich znają. A że dzielnicowy potrzebował wyników... Rodzice dziewczyny bezskutecznie pisali podania, sama niedoszła panna młoda płakała w sądzie. Sędzia 'wszystko rozumiała', ale przecież ona też musiała wypracować swoją normę. No i kampania wyborcza zobowiązuje... Finał: pięć lat, wliczając w to odwieszone zawiasy. A to minimum tego, co sędzia mogła mu dać.

Ira dwa lata czekała na Aleksieja. Mieli nadzieję, że sąd ponownie rozpatrzy sprawę, że wyjdzie warunkowo. Niestety, stało się jasne, że nikt z biurokratów nie zdecyduje się działać wbrew obowiązującej linii. Nawet do widzeń nie mieli prawa.

Po dwóch latach Losza napisał do Iry: 'Nie czekaj'. I przestał odpowiadać na jej listy.

Patrzę w jego oczy. Nie, nie są wilgotne od łez - od dawna jest już w nich tylko głęboko skrywana rozpacz" - czytamy w książce.

/ 10Osądzono go bez dowodów

Obraz
© AFP

Pewnego dnia drzwi celi się otwarły i stanął w nich niewysoki, okrąglutki człowieczek z nieoczekiwanie długimi, trochę kręcącymi się włosami. Przywitał się, że wszystkimi i podszedł do wolnej pryczy. "Młody chłopak z niższego piętra głęboko wzdycha, ale wstaje, żeby się zamienić miejscami z nowo przybyłym. - Nie trzeba, nie trzeba - mówi człowieczek i pomagając sobie słabo zginającą się nogą, z wprawą zabiera się do rozkładania swoich rzeczy na górnej pryczy.

Mija kilka minut, które zgodnie z więzienną tradycją nowicjusz może poświęcić na 'zapoznanie się z terenem'. Padają pierwsze, ostrożne pytania. Przy herbacie rozmowa toczy się dalej. Dowiadujemy się, że Wołodia, już od kilku lat tuła się po więzieniach skazywany za najbardziej pospolite przestępstwa.

Wołodia okazał się kompanem przystępnym, jednym z tych, którzy w biznesie specjalizują się w 'nawiązywaniu kontaktów'. Czyli pośrednik biznesowy.

Cztery lata temu, 'dzięki znajomości specyfiki operacji bankowych - tak jest to napisane w jego aktach - wyjął z konta jednego pracownika struktur siłowych pół miliona dolarów. Był pewien, że ten nie będzie się sądził, bo pieniądze ewidentnie nie pochodziły z legalnego źródła.I tu Wołodia się przeliczył - bank oddał klientowi wszystko co do grosza i zgłosił sprawę do prokuratury. Wołodię posadzono.

Ta część historii nie bardzo go martwiła. Tak, wykorzystał okazję, tak, przeliczył się, tak, osądzono go bez dowodów, ale sprawa była. Dużo mu dali (osiem lat), z tym jednak nic już się nie zrobi. Zaraz po wyroku i osadzeniu w łagrze Wołodia zaczął planować swoją przyszłość. Minęły dwa lata i został zwolniony warunkowo. Ale wtedy, opowiada Wołodia, przyszło rozporządzenie, by zatrzymać go jeszcze jakiś czas w Moskwie.

- Głowę sobie łamałem dlaczego, ale w końcu doszedłem do wniosku, że chcą na mnie zrzucić jeszcze czyjeś machlojki bankowe.

Ale rzeczywistość przerosła najśmielsze wyobrażenia Wołodii. Śledczy ogłosił, że dwa lata temu zabił innego więźnia. W celi popatrzyliśmy po sobie nawzajem, potem na małego, chromego Wołodię. Byliśmy zdumieni. Ale Wołodia przywykł już do takich nieprawdopodobnych historii. I wyjął swoje akta. Nie wytrzymałem. Nie zważając na mój własny, trwający właśnie proces, w całości je przeczytałem. Znalazłem w nich jeszcze jedną ludzką tragedię. Równie straszną jak sprawa Magnickiego i równie zwyczajną dla rosyjskiego więziennictwa" - pisze Chodorkowski.

/ 10"Można sprawę tak zaplątać, żeby prawda nie wyszła na jaw"

Obraz
© AFP

Historia miała swój dalszy ciąg. Autor w książce pisze: "W aktach mowa jest o 45-letnim mężczyźnie, który trafił do więzienia z powodu butelki wina. Zwyczajny człowiek - wypił, było mu mało, nie miał pieniędzy na więcej, wszedł do supermarketu i po pijaku chwycił z półki dwie butelki. Jak na złość było to bardzo drogie wino. Przypadkiem trafiło na ogólnodostępną półkę. Mężczyzna został zatrzymany przy kasie, wezwano milicję (policją stała się później), a ponieważ butelka kosztowała powyżej dwóch i pół tysiąca rubli, odesłano go do aresztu.

W więzieniu odezwała się stara rana, przenieśli go do więziennego szpitala, gdzie przeleżał kilka tygodni. Przeniesiono go do kolejnego więzienia, znów trafił tam do szpitala. Po tygodniu odkryto, że ma złamane 19 żeber. Minął jeszcze tydzień i umarł z powodu uszkodzenia śledziony. W rezultacie ceną za te cholerne butelki stało się ludzkie życie. Co ma z tym wspólnego Wołodia?

Trafił do tego samego szpitalika co tamten nieszczęsny mężczyzna, ale nigdy się nie spotkali - do cel wchodzą jedynie klawisze i lekarze. Ale w aktach napisano, że to Wołodia, dwoma uderzeniami pięści, złamał mężczyźnie 19 żeber. Każdy, kto ćwiczy boks czy karate, powie, że to niemożliwe. Można za to złamać żebra, jeśli się przemaszeruje ciężkimi specnazowskimi buciorami po leżącym na podłodze chorym więźniu, który podpadł.

Niemożliwe jest przewiezienie człowieka po takim pobiciu z jednego więzienia do drugiego, a zwłaszcza z jednego do drugiego szpitala, tak by nikt niczego nie zauważył. Można za to sprawę tak zaplątać, żeby prawda nie wyszła na jaw.

Sprawa pobicia, a potem śmierci więźnia 'wisiała' prawie dwa lata, aż w końcu przyszedł na nią czas, bo zdarzył się sprzyjający zbieg okoliczności: prośba, by jeszcze zatrzymać człowieka za kratami, i stara sprawa, która czekała na rozwiązanie. Reszta to już kwestie techniczne: bierze się dwóch doświadczonych kryminalistów, jednego siedzącego razem z zabitym, drugiego z sąsiedniej celi. Tłumaczy się im, jaki mają wybór (pogrążą tego, którego się im wskaże, albo... Dzięki temu okazuje się, że jeden 'widział', a drugi 'słyszał', co trzeba. To wystarczy. Teraz do sądu!

W ciągu ostatnich dni Wołodia był w ciężkim stanie. Śledczy przekonywał go, żeby przyznał się do winy. - Posiedzisz tylko trochę dłużej. A jak się nie przyznasz - dostaniesz maksymalny wymiar kary. Radził się mnie. Potwierdziłem, że to, o czym mówi śledczy, jest bardzo prawdopodobne. - A co wybierzesz? To już sprawa twojego sumienia.

Wołodia nie przyznał się do winy. - Nie mógłbym później spojrzeć w oczy przyjaciołom ani rodzinie - powiedział mi. Mój proces się skończył i o wyroku w jego sprawie dowiedziałem się już po wywiezieniu do łagru w Karelii. Był do przewidzenia".

/ 10Zrobiono z niego kozła ofiarnego

Obraz
© AFP

"Wysoki, chudy, przygarbiony - od razu wyglądał jakoś tak ponuro. Nieznośnie ponura, choć typowa była również jego opowieść. Był inżynierem na budowie. Dostał propozycję pracy w nowo powstałej firmie, zaproponowano mu dobre stanowisko z niezłą pensją. Miał być kontrolerem dostaw oraz jakości prac budowlanych. Przez osiem miesięcy wszystko szło wspaniale. Potem kierownik poszedł na urlop, a jego zastępca zachorował. Poproszono Artioma (tak się nazywał nasz nowy towarzysz w celi), by na kilka tygodni zastąpił kierownictwo. Wkrótce się zorientował, że materiały budowlane wcale nie zostały zamówione. Przestraszył się, zaczął dzwonić do kierownika - a jego nie ma. Zastępca również był nieosiągalny. Poszedł na milicję - odesłali go z kwitkiem.

Po jakimś czasie zaczęły się telefony zaniepokojonych inwestorów: bez śladu zniknęło nie tylko kierownictwo firmy, lecz także osiem milionów dolarów.

Ten sam milicjant, który odmówił zajęcia się jego sprawą, zażądał teraz miliona, inaczej zrobi z Artioma kozła ofiarnego. Jak widać, dotrzymał słowa. Artiom dostał osiem lat. Samochód, wyposażenie domu - wszystko zabrali, żeby 'spłacić dług'. Żona tylko raz przyszła na widzenie. Rozmowa się nie kleiła...

Żal człowieka, ale tu co drugi ma taką historię. Na słuchanie jeszcze i o cudzych niedolach brak i sił, i czasu. Każdego dnia posiedzenie sądu, stos papierów, które trzeba przeczytać... Ale przecież nie jego! A on jakby tego nie rozumie. Chodzi i zadręcza swoją beznadziejną historią, że sędziemu jest wszystko jedno, czy jest winien, czy niewinien, że dzieciom w oczy wstyd spojrzeć: tata jest oszustem, okradł ludzi; że prawda nikomu nie jest potrzebna, jeśli się nie ma pieniędzy na łapówkę..." - czytamy w książce.

/ 10"Wlazł na sedes i skoczył"

Obraz
© AFP

"Więzienie nauczyło mnie czujnie spać. Dlatego gardłowe bulgotanie w toalecie od razu mnie obudziło. Podskoczyłem, rzuciłem się do drzwi, szarpnąłem za klamkę...

W toalecie lampa zabezpieczona jest mocną, metalową klatką. Cała ta konstrukcja znajduje się 2,5-3 metry nad podłogą. Do niej - widzę - przymocowany jest sznurek z rozerwanego prześcieradła, a na nim - Artiom. Najwyraźniej wlazł na sedes i skoczył. Ale sznurek się lekko rozciągnął i jego nogi, dosłownie koniuszkami palców, dotykały ziemi.

On chrypi, widać, że już nic do niego nie dociera. Rzuciłem się w jego stronę, objąłem, jedną ręką go podnosiłem, a drugą próbowałem zrzucić sznur z jego szyi. Zabrakło mi sił. Niby nie taki ciężki, ale gdy zawisł bez życia - nie mogłem go podnieść. Musiałem użyć dwóch rąk, podniosłem go trochę wyżej, mógł teraz oddychać. Krzyczę półgłosem (żeby straż nie przybiegła): - Chłopaki, na pomoc!

Ta minuta w objęciach z półtrupem wydawała mi się jedną z najdłuższych w moim życiu... W końcu obudzili się pozostali więźniowie, podskoczyli, razem zdjęliśmy go z pętli. Położyliśmy na podłodze, ktoś zaczął uciskać klatkę piersiową - zakaszlał, zaczął oddychać, zwymiotował - koniec, żyje.

Rano daliśmy mu szalik, żeby omotał nim szyję. Ale nadzorcy, rzecz jasna, zauważyli siniak i wkrótce wezwali Artioma 'z rzeczami'. Administracja nie lituje się nad samobójcami. Psują statystyki. Za nieudaną próbę samobójczą - izolatka, znak 'samobójca' na piersi, odmowa warunkowego przedterminowego zwolnienia" - historia Atrioma jest wstrząsająca.

/ 10"Amnestia jest podobna do nadziei na cud"

Obraz
© AFP

"W więzieniu czy łagrze amnestia to temat ciągłych, niekończących się dyskusji, pogłosek i oczekiwań. Nawet kiedy nic jej nie zapowiada.

A kiedy ktoś 'na wolności' wypowie to drogocenne słowo - 'za kratami' pojawia się atmosfera powszechnej nadziei. Każdy łowi i przekazuje dalej wszelkie wieści usłyszane od bliskich albo z radia. Choćby miesiąc-dwa wcześniej na wolność! To też się liczy. Przecież przedterminowe zwolnienie warunkowe nie każdemu przysługuje: należy opłacić powództwo, administracja bywa stronnicza, z reguły nie lubi zbyt 'mądrych' więźniów, śledczy albo milicjanci mogą nieformalnie "poprosić" o niewypuszczanie kogoś zbyt szybko. Może się też pojawić łapówka od kogoś, kto nie jest zainteresowany uwolnieniem więźnia. Opcji jest dużo. A wtedy siedzisz aż 'do dzwonka'.

Amnestia jest podobna do nadziei na cud. I cud następuje! W ręce więźniów wpada projekt amnestii. Wszyscy chciwie szukają 'swoich paragrafów'. Znajdzie - ma szczęście. Nadzieja odzyskuje ciało i krew. Telefony do bliskich, ich wspólna wymuszona radość. Oczekiwanie.

I tylko starzy więźniowie, w których życiu nie ma już miejsca na iluzje, sceptycznie się uśmiechają. Obchodzi się ich ze strachem. Sceptycyzm przeraża, nawet elity: jak można nie wierzyć w cud? Przecież powiedziano: 'szeroka amnestia', 150 tysięcy osób, to każdego może dotyczyć" - dowiadujemy się z książki.

10 / 10"Oczy starych więźniów są smutne"

Obraz
© AFP

"I przychodzi ten dzień. Wszyscy zamierają, słuchają radia. Nie! To niemożliwe! Jak to nikogo?! Tylko dwa tysiące łagierników?! I tylko dziewczyny, niepełnoletni, inwalidzi... A my co?! Naprawdę nic? Ani o dzień krócej? Tak nie może być...

Oczy starych więźniów są smutne. Nie cieszy ich, że mieli rację. Że wszystko pozostaje bez zmian. Jest im żal tych, którzy jeszcze nie posiedli mądrości, żeby 'nie wierzyć'.

Jeszcze ciężkie telefony do domu. Do matek, żon. One już wiedzą i wszystko rozumieją. Ale ty znów czujesz się winny, że odebrałeś nadzieję, a przed wami jeszcze lata rozłąki.

Okrucieństwo wydające plony okrucieństwa. Społeczeństwo, gdzie dobroć i współczucie są znamieniem idioty. Kraj, w którym już się nie odrąbuje głów i w zasadzie nie torturuje, nie łamie kołem, ale jeszcze nie jesteśmy gotowi, by walczyć o każde życie i każdy los. Ludzie, współobywatele - i tak jest nas mało, z każdym rokiem coraz mniej" - pisze autor.

(evak)

Wybrane dla Ciebie

Marcon rozmawiał z Tuskiem. Prezydent Francji zabrał głos
Marcon rozmawiał z Tuskiem. Prezydent Francji zabrał głos
Rozmowa Nawrocki-Trump. Wiadomo, co powiedział prezydent USA
Rozmowa Nawrocki-Trump. Wiadomo, co powiedział prezydent USA
Charlie Kirk nie żyje. Trump poinformował o śmierci influencera
Charlie Kirk nie żyje. Trump poinformował o śmierci influencera
Niemiecka prasa pisze wprost o ataku. "Będą kolejne"
Niemiecka prasa pisze wprost o ataku. "Będą kolejne"
O czym rozmawiał Nawrocki z Trumpem? CNN ujawnia
O czym rozmawiał Nawrocki z Trumpem? CNN ujawnia
Lider węgierskiej opozycji: Solidaryzujemy się z Polską
Lider węgierskiej opozycji: Solidaryzujemy się z Polską
Trump reaguje na postrzelenie Kirka. Błyskawiczny wpis
Trump reaguje na postrzelenie Kirka. Błyskawiczny wpis
Ulewy przejdą przez Polskę. Możliwe burze
Ulewy przejdą przez Polskę. Możliwe burze
Charlie Kirk postrzelony na wiecu. Ludzie Trumpa prosili o modlitwę. Tragiczne informacje
Charlie Kirk postrzelony na wiecu. Ludzie Trumpa prosili o modlitwę. Tragiczne informacje
Szef BBN o wpisie Trumpa. Tak interpretuje słowa Amerykanina
Szef BBN o wpisie Trumpa. Tak interpretuje słowa Amerykanina
Rozmowa z Trumpem zakończona. Wpis Nawrockiego
Rozmowa z Trumpem zakończona. Wpis Nawrockiego
Flaga z sierpem i młotem na maszcie. Służby działają
Flaga z sierpem i młotem na maszcie. Służby działają