WP ujawnia skandaliczne polowanie Szyszki. 500 bażantów wyrzuconych pod lufę
Jan Szyszko na początku lutego brał udział w skandalicznym polowaniu w ośrodku hodowli bażantów w Grodnie pod Toruniem - ustaliła Wirtualna Polska. 500 ptaków zostało wypuszczonych z klatek prosto pod lufy myśliwych. - Bażanty czekają w tych klatkach na wykonanie wyroku, a potem rzuca się je na strzał jak na strzelnicy - mówi WP były pracownik ośrodka w Grodnie.
08.03.2017 | aktual.: 30.10.2017 13:29
Krakowskie Przedmieście, 10 lutego, wieczór. Przed pałacem prezydenckim tłum ludzi słucha przemówienia Jarosława Kaczyńskiego podczas miesięcznicy smoleńskiej. Beata Szydło w tym czasie jest w szpitalu po wypadku w Oświęcimiu. Prezes PiS mówi, że premier została poważnie poszkodowana. - Jesteśmy z tobą, Beato - dodaje. Kaczyńskiemu towarzyszą najważniejsi politycy PiS. Wśród nich wyjątkowo nie widać Jana Szyszki, który musi wyjechać wcześniej z Warszawy, by dotrzeć do położonego pod Toruniem ośrodka hodowli bażantów. Na ministra środowiska czeka tam w wielkich klatkach 500 ptaków.
Grodno pod Toruniem, 11 lutego, 6 rano. Kilkunastu myśliwych z szefem Polskiego Związku Łowieckiego Lechem Blochem i Janem Szyszką na czele może jeszcze spać. Z okien należącego do PZŁ Ośrodka Hodowli Zwierzyny widać urocze jeziorko sąsiadujące z większym jeziorem Chełmżyńskim. Krajobraz zakłóca rozciągające się na kilkaset metrów ogrodzenie przykryte drucianą siatką. Przegrody tworzą kilka ogromnych klatek na bażanty. Tam o świcie zaczynają pracę ludzie, którzy pomagają przy polowaniu. Pakują ptaki do mniejszych klatek, w których będą przewiezione na miejsce polowania. Gdy myśliwi się rozstawią, bażanty zostaną wypuszczane z klatek prosto pod lufy.
##"Ptaki pierwszy raz szybują w górę i dostają kulkę"
Były pracownik ośrodka w Grodnie przyznaje w rozmowie z Wirtualną Polską, że sam nie raz brał udział w takich polowaniach. - Klatki są schowane za drzewami. Wypuszcza jeden człowiek - tłumaczy.
Według naszego informatora doświadczeni myśliwi od razu powinni zauważyć, że ptaki nigdy nie latały. - Normalnie bażant lata nisko, nad drzewami. Te są wyrzucane i szybują w górę, bo wcześniej w klatkach nie mogły tak latać. Pierwszy raz mogą się wzbić wyżej, przez co są łatwym celem i dostają kulkę – mówi były pracownik OHZ w Grodnie.
- To jest niehumanitarne i nie ma nic wspólnego z łowiectwem. To jak kłusownictwo i strzelnica, tylko za duże pieniądze. Poza tym na strzelnicy jest trudniej trafić do rzutki, niż tu do bażanta – ocenia.
O tym, jak wyglądało polowanie 11 lutego, opowiada nam jeden z naganiaczy, którzy brali w nim udział.
- To polowanie składało się z sześciu miotów, czyli rund. Po czterech była przerwa na jedzenie. W lesie był dla myśliwych przygotowany pieczony dzik – opowiada nasz informator.
##"Ustrzelili ponad 400 bażantów"
Potwierdza to inny naganiacz, który podkreśla, że Szyszko i Bloch nie pierwszy raz polowali razem w Grodnie i ocenia, że 11 lutego mieli niezłą skuteczność. – Ustrzelili ponad 400 bażantów. Trzeba się było nabiegać, by je pozbierać – mówi WP.
Przyznaje, że przed laty wcześniej w ośrodku w Grodnie bażanty wypuszczało się przed polowaniem dużo wcześniej, ale za dużo uciekało. - Myśliwi płacą, to są ich bażanty, więc nie chcą, by uciekały. Skoro płacą, to mogą wystrzelać wszystkie – ocenia.
##"Bażanty w klatce czekają na wykonanie wyroku"
Były pracownik ośrodka: - OHZ (Ośrodek Hodowli Zwierzyny) to nazwa fikcyjna. Kiedyś w ośrodku była wylęgarnia i inkubatory. Bażanty były hodowane od małego i wypuszczane w teren. A teraz kupuje się je z przeznaczeniem na polowania.
Nasz rozmówca wyjaśnia, że ośrodek kupuje ptaki wiosną i czeka, aż zaczną wyglądać jak dorosłe osobniki. - W październiku zaczynają się polowania. Do tego czasu bażanty przez kilka miesięcy są trzymane w wolierze i czekają na śmierć. To jest jak wykonanie wyroku – dodaje.
Takich polowań zabrania unijny kodeks etyczny myśliwych, który nakazuje unikać „praktyki uwalniania zwierzyny bezpośrednio przed lub podczas polowania”.
Sąd Najwyższy: polować można na zwierzynę w stanie wolnym
W podobnym duchu wypowiedział się Sąd Najwyższy w orzeczeniu z 2011 roku, uznając, że zgodnie z prawem łowieckim można polować tylko na zwierzynę „pozostającą w stanie wolnym”. Według SN zwierzę hodowlane nie może być traktowane jako zwierzyna łowna natychmiast po wydostaniu się na wolność.
Także dr Miłosz Kościelniak-Marszał, adwokat specjalizujący się w prawie łowieckim, mówi WP, że zgodnie z przepisami polowanie polega na strzelaniu do zwierzyny w stanie wolnym. - To nie jest tak, że jak bażant opuszcza klatkę, staje się wolny. Gdybyśmy przyjęli taki tok myślenia, to pies, który wybiegnie za ogrodzenie też stawałby się dzikim psem – tłumaczy Kościelniak-Marszał.
##"Polowanie to prywatna sprawa"
Jan Szyszko nie znalazł w tym tygodniu czasu na spotkanie z nami. Czekamy na odpowiedź na wysłane mailem pytania do jego rzecznika. Otrzymaliśmy obietnicę, że przyjdą we wtorek po południu. Do tej pory nie poznaliśmy stanowiska ministerstwa.
Szef PZŁ Lech Bloch pytany przez WP, czy na początku lutego uczestniczył w polowaniu na bażanty w Grodnie nie zaprzecza i dodaje, że to jego ”prywatna sprawa”, gdzie go „ktoś „zaprosi na polowanie””. Nie chce odpowiedzieć, czy polował z nim Jan Szyszko, i odesłał nas do rzeczniczki związku.
Rzecznik Diana Piotrowska mówi z kolei, że nie wie, co jej szef robił w wolnym czasie. Rzeczniczka musi się też upewnić, czy może ujawniać, kto poluje w ośrodkach należących do PZŁ.
##"Szyszko? Schodzi pan na złą drogę"
Chętny na rozmowę z mediami nie jest też Łukasz Piecyk, kierownik OHZ Grodno. - Jest ptasia grypa. Nie powinien pan wchodzić na teren ośrodka. Takie są przepisy weterynaryjne – mówi na powitanie, wychodząc przed budynek.
Gdy słyszy, że jestem dziennikarzem i chciałem porozmawiać o działalności jego ośrodka, kierownik odpowiada, że jest na urlopie. - To pan wydzwania po ludziach? – pyta nieufnie. Potwierdzam i pytam, czy wie o polowaniu Jana Szyszki na początku lutego. - Nie wiem. Schodzi pan na złą drogę – odpowiada Piecyk.
- Jak może pan nie wiedzieć, że niedawno polował u pana minister środowiska? - dopytuję kierownika ośrodka, który nagle zapomina, że jest na urlopie. - Mam dużo roboty. Muszę iść do swoich obowiązków - rzuca przez ramię i znika za drzwiami.