Wojsko strzela do demonstrantów w Birmie
Żołnierze birmańscy otworzyli ogień do demonstrujących w Rangunie ludzi - podaje agencja Reutera. Według naocznych świadków, cytowanych przez AFP, specjalne oddziały użyły także pałek przeciwko demonstrantom w rejonie buddyjskiej pagody Sule w centrum Rangunu. Liczbę protestujących, którzy w piątek wyszli na ulice, ocenia się łącznie w różnych punktach miasta na kilka tysięcy ludzi.
Galeria
[
]( http://wiadomosci.wp.pl/krew-na-ulicach-rangunu-6038636784407169g )[
]( http://wiadomosci.wp.pl/krew-na-ulicach-rangunu-6038636784407169g )
Krew na ulicach Rangun
Odgłosy strzałów słychać było w rejonie zamkniętej przez wojsko pagody Sule, gdzie w czwartek doszło do krwawej konfrontacji demonstrantów z armią.
Jak wynika z relacji agencji Reutera, grupy ludzi w centrum miasta obrzucały żołnierzy wulgarnymi wyzwiskami w języku angielskim, kryjąc się następnie w zaułkach po to by za chwilę ponownie stawić im czoło. Chcemy tylko demokracji - krzyczeli, także po angielsku, demonstranci w centrum Rangunu. Żołnierze reagowali próbami pościgu oraz wezwaniem przez megafony tłumu do rozejścia się.
Liczbę demonstrantów, którzy w piątek wyszli na ulice, ocenia się łącznie w różnych punktach miasta na dziesięć tysięcy.
Od świtu do centrum miasta wjeżdżały wypełnione żołnierzami ciężarówki a specjalne oddziały policji budowały zasieki z drutu kolczastego i drewna wokół Sule. Podobnie odcięta została inna główna ranguńska świątynia buddyjska - pagoda Szwedagon. Ograniczono publiczny dostęp do Internetu. W Rangunie nie działają kawiarenki internetowe, a dostawcy usług internetowych nie odpowiadali na telefoniczne żądania wyjaśnień.
Strefy zamknięte
Wojskowe władze Birmy ogłosiły w piątek "strefami zamkniętymi" rejon pięciu głównych klasztorów buddyjskich i najważniejszych świątyń w Rangunie, będących głównymi ośrodkami akcji protestacyjnych mnichów przeciwko juncie birmańskiej.
Wojskowe władze Birmy kontynuują też obławę na dziennikarzy. W ciągu ostatnich tygodni wydaliły z kraju dziesiątki cudzoziemców za obserwowanie lub fotografowanie antyrządowych manifestacji. W czwartek żołnierze szukali w ranguńskich hotelach dziennikarzy zagranicznych, którzy wjechali do kraju na podstawie wiz turystycznych. W czwartek wśród dziewięciu ludzi zabitych przez wojsko w Rangunie znalazł się japoński fotoreporter. W piątek aresztowano Birmańczyka, pracującego dla jednego z japońskich dzienników.
Według naocznych świadków, cytowanych m.in. przez ambasadora Australii w Rangunie, liczba zabitych jest prawdopodobnie znacznie wyższa.
W Birmie od półtora tygodnia trwają masowe protesty przeciwko pogorszeniu się warunków życia po sierpniowych drastycznych podwyżkach cen paliw. Demonstranci, wśród nich mnisi buddyjscy, domagają się też powrotu demokracji w kraju rządzonym od 45 lat przez junty wojskowe.
Fiasko polityki nieingerencji
Oficjalna polityka "konstruktywnego zaangażowania" i nieingerencji w sprawy Birmy prowadzona przez Stowarzyszenie Narodów Azji Południowo-Wschodniej (ASEAN) poniosła fiasko - powiedział premier Malezji Abdullah Ahmad Badawi.
Trzeba przyznać, że strategia ta nie przyniosła żadnego skutku (...) co widać po ostatnich wydarzeniach w tym kraju - powiedział premier w wywiadzie dla malezyjskiej agencji Bernama.
Kraje ASEAN opublikowały w czwartek oświadczenie potępiające brutalną rozprawę władz w Rangunie z demonstrantami. W skład ASEAN wchodzi dziesięć państw Azji Południowo-Wschodniej - oprócz Birmy są to Brunei, Kambodża Indonezja, Laos, Tajlandia, Malezja, Singapur, Filipiny i Wietnam.