Walka o imperium Czyngis-chana - rywalizacja mocarstw w Azji Środkowej
Azja Centralna z racji swojego strategicznego położenia i cennych surowców stała się przedmiotem rywalizacji światowych potęg i regionalnych mocarstw. Wciąż głównym graczem pozostaje tutaj Rosja, ale o poszerzenie swoich wpływów w tej części świata walczą też USA, a zwłaszcza Chiny - pisze Robert Cheda dla Wirtualnej Polski.
O tym, że Azja Środkowa jest kluczem do całej Eurazji, wiedział dobrze już Czyngis-chan, twórca imperium Mongołów. Podbijając region, przejął kontrolę nad siecią Jedwabnych Szlaków, bo dzisiejszy Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan, Uzbekistan i Turkmenistan to strategiczne skrzyżowanie dróg między Europą, Bliskim i Środkowym Wschodem oraz Indiami i Chinami. Doskonale rozumieli to Anglicy i Rosjanie, którzy w XIX w. prowadzili niewypowiedzianą wojnę o panowanie nad regionem. Współcześnie Azja Środkowa, nazywana umownie poradziecką, nie straciła na znaczeniu, a wręcz przeciwnie, bo oprócz bawełnianych plantacji znajdują się tam ogromne zasoby ropy naftowej, gazu oraz innych cennych surowców. To także geopolityczna zapora przed zalewem radykalnego islamu, którego źródłem pozostaje Afganistan.
Dlatego lista obecnych pretendentów do spadku po Czyngis-chanie jest dłuższa niż dwieście lat temu. Głównym aktorem pozostaje Rosja, miejsce Wielkiej Brytanii zajęły USA, do których dołączyły Chiny. Swoje zainteresowanie sygnalizuje także Unia Europejska oraz nowe regionalne mocarstwa - Iran i Turcja.
Klucz do korony imperium
Gdy w połowie XIX w. imperium rosyjskie sięgnęło Azji Środkowej, zaniepokojenie innego europejskiego mocarstwa, Wielkiej Brytanii, nie miało granic. Rosja parła do brzegów Oceanu Indyjskiego, co zagrażało Indiom, nazywanym perłą w brytyjskiej koronie. Pisarz Rudyard Kipling, rosyjsko-brytyjską rywalizację o centralną część Azji, nazwał The Great Game - Wielką Grą. Sami Rosjanie używali terminu Turnir Tieniej - Zawody Cieni, zważywszy na skryte najczęściej działania obu mocarstw.
ZSRR utrwalił rosyjską dominację w regionie, ale potem ją zaprzepaścił. Militarna interwencja w Afganistanie, z którego można dokonać inwazji na środkowo- i bliskowschodnie pola naftowe, okazała się tak kosztowna, że zachwiała całym imperium i przyniosła republikom środkowoazjatyckim niepodległość. Na początku lat 90. XX w. wydawało się jednak, że poradziecka Azja Centralna pozostanie dla świata zapomnianym obszarem. Nawet krwawa wojna domowa w Tadżykistanie rzadko gościła w światowych mediach.
Wbrew temu region szybko powrócił do kluczowej roli w eurazjatyckiej grze, czemu wyraz dał, m.in. Zbigniew Brzeziński w książce pt. "Wielka Szachownica". Trzeba bowiem pamiętać, że w okresie radzieckim w Azji Środkowej rozpoczęto eksploatację bez mała całej tablicy Mendelejewa. Dlatego współcześnie Kazachstan, Turkmenistan i Uzbekistan dysponują rozpoznanymi zasobami ropy naftowej i gazu, szacowanymi na kilka procent światowych rezerw. Wraz z Tadżykistanem i Kirgistanem są także liderami w zasobach złota, miedzi i uranu. W Kirgistanie i Tadżykistanie znajdują się kluczowe dla całego kontynentu rezerwuary wodne, niezbędne dla rozwoju energetyki i rolnictwa. Obecna rywalizacja międzynarodowa dotyczy rzecz jasna, także opanowania szlaków komunikacji dla wywozu miejscowych bogactw. Przez poradziecki Kaukaz lub Rosję, do Europy. Albo w stronę Chin oraz Pakistanu i Indii.
Wojna radziecko-afgańska, z niemałym udziałem USA i Chin, uczyniła region podatnym na wpływy radykalnej ideologii islamskiej. Po 11 września 2001 r. Azja Środkowa stała się co prawda, główną bazą dla wojsk koalicyjnych, ale Dolina Fergańska oraz Wschodni Pamir są cały czas areną walk ze zbrojnymi islamistami. Dlatego rola środkowoazjatyckich republik nie ulegnie zmniejszeniu w 2014 r. po wycofaniu z Afganistanu sił koalicji. Wręcz przeciwnie. W ocenie rosyjskich ekspertów, Azja Środkowa może stać się głównym obiektem ataku Talibanu, pełniąc tym samym rolę swoistej zapory przed eksportem religijnego fundamentalizmu.
Wreszcie poradzieckie republiki to dziś oczko w głowie światowego syndykatu zbrodni. Azja Środkowa, włącznie z Afganistanem, jest najważniejszym bodaj producentem narkotyków i przemytniczym szlakiem we wszystkich możliwych kierunkach. Według ocen rosyjskiej agencji antynarkotykowej, liczone w tonach dostawy środkowoazjatyckiej heroiny, to 90 procent wszystkich narkotyków na rosyjskim rynku.
Nic dziwnego, że wszyscy uczestnicy wielkiej gry o spadek po Czyngis-chanie opracowali strategie obecności w regionie i pokonania rywali. Strategie spadkobierców
Rosja uważa, że z racji politycznego następstwa po ZSRR, Azja Środkowa pozostaje w strefie jej wyłącznego wpływu. Zdaniem dyrektora Moskiewskiego Centrum Carnegie Dmitrija Trenina, Władimir Putin, podobnie jak Zbigniew Brzeziński jest zwolennikiem poglądu, że bez Ukrainy i Kazachstanu niemożliwa będzie reaktywowanie rosyjskiej hegemonii w Eurazji. Podobnie, jak niemożliwa jest rosyjska dominacja wojskowa w Centralnej Azji bez kontroli nad Uzbekistanem. Ponadto Rosja ogłosiła się mocarstwem energetycznym, dla którego monopol na transport środkowoazjatyckich surowców jest determinantą polityki zagranicznej. Aby kompensować postimperialne osłabienie, Moskwa preferuje regionalną integrację, inicjując Związek Celny oraz Związek Eurazjatycki z udziałem Kazachstanu i pretendentów - Tadżykistanu oraz Kirgistanu. Wzmacniając swoje pole manewru, Rosja wraz z Chinami współzałożyła Szanghajską Organizację Współpracy.
Jeśli chodzi o integrację wojskową, Moskwa była pomysłodawcą Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym (OUBZ), do której przystąpiły, m.in. poradzieckie republiki azjatyckie, z wyjątkiem Turkmenistanu i Uzbekistanu. Ten ostatni, prowadząc politykę mocarstwową na swoją miarę zwykł wstępować do tej organizacji bądź opuszczać jej szeregi, kierując się partykularnymi interesami.
Nie trzeba oczywiście dodawać, że strategia hegemonii na obszarze byłego ZSRR, przewiduje neutralizację amerykańskiej obecności w Azji Środkowej. Jednak w takim tylko stopniu, aby Rosja nie pozostała osamotniona wobec problemu afgańskiego, terroryzmu oraz trafficu.
Dla odmiany USA odżegnują się od pojęcia strefy wpływu i traktują poradziecką Azję, jako obszar otwarty dla globalnej ekspansji każdego, szczególnie swojego kapitału. Jednak zdaniem ekspertów analitycznego portalu Fergana, Azja Środkowa jest dla Waszyngtonu przede wszystkim bazą surowcową, szczególnie w połączeniu z rezerwami energetycznymi basenu Morza Kaspijskiego oraz tamtejszymi drogami tranzytu, omijającymi Rosję. Wyrazem tej strategii jest amerykańska koncepcja Zachodniego Korytarza Transportowego, znana szerzej, jako Jedwabny Szlak XXI w.
Region stał się dla USA częścią koncepcji geopolitycznej, tzw. Wielkiej Azji Środkowej (idea integracji Azji Centralnej i Południowo-Wschodniej), która na przełomie dekad obecnego wieku została dedykowana wzmocnieniu obecności amerykańskiej na tym kontynencie, jako nowym centrum światowej polityki i gospodarki. Strategicznym celem Wielkiej Azji jest zahamowanie ekspansji Chin oraz utrzymanie przyczółków wojskowych po wycofaniu z Afganistanu, który USA traktują zresztą jako szóste państwo środkowoazjatyckie. Dlatego obok amerykańskich baz, sztandarowym projektem gospodarczym forsowanym przez USA jest gazociąg TAPI - Turkmenistan, Afganistan, Pakistan, Indie.
Co ciekawe, projekt TAPI został skrytykowany przez Unię Europejską, sojusznika USA, jako sprzeczny z forsowanym w Brukseli planem gazociągu Turkmenistan-Południowy Kaukaz oraz koncepcją ekonomicznego połączenia Azji Środkowej z basenem Morza Śródziemnego. Jak widać, w walce o surowce pojęcie sojuszu ulega relatywizacji.
I wreszcie ostatni główny aktor, Chiny. Podobnie jak rywale, głównym zadaniem jakie stawia przed sobą Pekin jest zapewnienie dopływu surowców energetycznych dla burzliwie rozwijającej się gospodarki oraz zapewnienie rynku zbytu własnych towarów. W tym celu Chiny hojną ręką udzielają kredytów na rozbudowę i uwcześnienie miejscowej infrastruktury wydobywczej oraz komunikacyjnej. Ta ostatnia dziedzina ma w maksymalny sposób powiązać Azję Środkową z prowincjami Chin. Pekin chętnie dzierżawi także miejscowe ziemie rolne, osadzając na nich własnych kolonistów. Portal informacyjny Asianews określił chińską strategię, jako pragmatyczny i skuteczny projekt państwa wierzącego we własną siłę.
A jak reagują na swoją przedmiotową rolę republiki środkowoazjatyckie? Po okresie bliskich związków z Moskwą, czyli byłą metropolią, obrały kurs na polityczną wielowektorowość. Polega ona na utrzymywaniu równowagi między wpływami Rosji, USA i Chin, w celu osiągnięcia maksymalnych korzyści z konfliktu interesów mocarstw. Oczywiście skuteczność wielowektorowości zależy od potencjału poszczególnych krajów, mierzonego zasobami naturalnymi, tranzytowym położeniem, potencjałem ludnościowym i militarnym. Dlatego największe sukcesy odnoszą w tej materii dwaj lokalni i rywalizujący ze sobą liderzy - Kazachstan i Uzbekistan oraz izolujący się z zasady Turkmenistan. Najmniejsze możliwości gry mają biedny Tadżykistan i równie biedny, a w dodatku zanarchizowany Kirgistan. Tym niemniej, jak podkreśla Dmitrij Trenin, polityczna wielowektorowość państw Azji Środkowej to kwestia ich przetrwania. Spór o bazy wojskowe
Do 2001 r. bezsporną pozycję militarnego lidera zajmowała Rosja, posiadająca szereg obiektów i jednostek wojskowych w Tadżykistanie, Kirgistanie i Kazachstanie. Po ataku terrorystycznym 11 września, Władimir Putin wspaniałomyślnym gestem zagwarantował obecność USA w Azji Środkowej, adekwatną do potrzeb kampanii afgańskiej. Kreml liczył na nowy etap zbliżenia z Zachodem. Ponadto, Amerykanie stacjonujący w Afganistanie, odsuwali od Rosji obowiązek stabilizowania sytuacji w tym kraju, czego Moskwa po własnych doświadczeniach, wyraźnie się obawiała. Jak wiadomo rosyjsko-amerykański flirt zakończył się wraz z inwazją na Irak oraz oskarżeniami o aranżowanie przez USA kolorowych rewolucji we Wspólnocie Niepodległych Państw. Od tego momentu Moskwa czyni wszystko, aby armia USA wyniosła się na dobre z rosyjskiej strefy wpływu.
W tym celu Moskwa skłoniła Kirgistan do wycofania zgody na funkcjonowanie amerykańskiej bazy zaopatrzeniowej Manas. Gdy ówczesny prezydent Kurmanbek Bakijew wycofał się z obietnicy, to, jak twierdzi "Niezawisimoje Wojennoje Obozrienije", rosyjskie służby specjalne walnie przyczyniły się do wybuchu rewolucji i usunięcia niepokornego polityka. Obecny prezydent Ałmazbek Atambajew nie chcąc podzielić losu poprzednika, wymówił Amerykanom gościnę, a parlament ratyfikował decyzję. W zamian Rosja umorzyła część kirgiskiego zadłużenia oraz udzieliła kredytu w wysokości miliarda dolarów na unowocześnienie armii. Jednak, jeśli wierzyć "Niezawisimoj Gazietie", nie oznacza to ostatecznego usunięcia amerykańskich wojskowych. Istnieją ponoć akceptowane przez Biszkek plany nadania personelowi wojskowemu USA immunitetu dyplomatycznego. Sztuczka ma polegać na wpisaniu wojskowych na listę etatowych pracowników ambasady Stanów Zjednoczonych.
Zupełnie inaczej rzecz ma się z Uzbekistanem, który od początku postawił na zbliżenie z Waszyngtonem, jako przeciwwagą dla dominacji Moskwy. Sielanka uzbecko-amerykańska trwała do 2005 r., kiedy to Waszyngton nałożył na Taszkient sankcje za krwawą rozprawę z antyrządowym powstaniem w Andiżanie. Prezydent Islam Karimow wyrzucił Amerykanów z kraju i zwrócił się ku Moskwie, podpisując akces do OUBZ. Kolejnej, tym razem proamerykańskiej wolty dokonał całkiem niedawno i role obu mocarstw w Uzbekistanie odwróciły się. Dziś, zdaniem dziennika "Kommiersant", Karimow uzyskał od Waszyngtonu i Londynu obietnicę przekazania ogromnych ilości broni i sprzętu wojskowego wycofywanych z Afganistanu. Pozwoli to przezbroić uzbecką armię w 2014 r., wzmacniając "mocarstwową" i niezależną od Moskwy politykę tego kraju.
Również Tadżykistan próbuje militarnej wielowektorowości. Prezydent Emomali Rahmon, przedłużył o pół wieku stacjonowanie rosyjskiej 201. bazy oraz wytargował na Kremlu kredyt wojskowy na sumę 300 milionów dolarów. Jednocześnie Duszanbe udzieliło stronie amerykańskiej zgody na militarne wykorzystanie przejść granicznych z Afganistanem.
W ocenie ekspertów Centrum Carnegie, obecna sytuacja wojskowa w Azji Środkowej skłania się na korzyść Moskwy, jednak może się zmienić. Po pierwsze, Waszyngton równoważy przewagę Rosji własnymi inicjatywami, czego przykładem jest rozmieszczenie w republikach środkowoazjatyckich wielomiliardowych zamówień cywilnych, stanowiących część pomocy dla Afganistanu. Ma to w założeniu służyć także utrzymaniu personelu wojskowego zabezpieczającego dostawy.
USA są również inicjatorami wielostronnej współpracy antynarkotykowej, co pozwoli na obecność amerykańskich służb specjalnych. Po drugie, OUBZ jest obecnie "papierową" organizacją, która potrzebuje kilku lat na budowę kolektywnych sił szybkiego reagowania. Rosji pozostaje zatem dwustronna dyplomacja militarna, co wobec zmiennych nastrojów lokalnych Chanów, nie gwarantuje jej stabilności. Choć, jak mówi politolog Aleksiej Małaszenko: określona niestabilność regionu jest także na rękę Rosji, czyniąc z potencjalnego zagrożenia terrorystycznego, islamskiego oraz narodowych partykularyzmów, instrumenty wpływu na środkowoazjatyckie stolice. Po trzecie, miejscowe siły zbrojne są słabe i w razie naporu Talibanu będą wymagały zagranicznego wsparcia. Zaś długotrwałe i kosztowne zaangażowanie militarne sprawi Moskwie prawdziwy kłopot.
Spór o surowce
Nie ulega wątpliwości, że wraz z obecnością polityczną i wojskową USA oraz Chin, hegemonia Rosji w dziedzinie wydobycia, a szczególnie tranzytu miejscowych surowców energetycznych należy do przeszłości. Gazprom podpisał co prawda, wieloletnie kontrakty z Kazachstanem, Kirgistanem, Tadżykistanem i Uzbekistanem, dające Moskwie pozycję uprzywilejowaną. Tym niemniej, to USA są głównym zagranicznym partnerem inwestycyjnym Astany, a w ostatniej dekadzie szczególnie wiele mają do powiedzenia Chiny.
Pekin udziela wielomiliardowych kredytów na rozwój infrastruktury wydobywczej Kazachstanu i Turkmenistanu. W 2006 r. China National Petroleum Corporation wybudowała w Kazachstanie ropociąg o przepustowości 400 tysięcy baryłek na dobę. Obecnie CNPC pretenduje do udziałów w kazachskim megapolu naftowo-gazowym Kaszagan, przeznaczając na jego zagospodarowanie 5 miliardów dolarów. Podobnie postąpił Pekin w relacjach z Turkmenistanem. Wykorzystując spór Aszchabadu z Gazpromem, CNPC zainicjowała budowę gazociągu o długości 7 tysięcy kilometrów i udzieliła Aszchabadowi 3 miliardy dolarów kredytu.
Rola głównego wierzyciela to nie koniec chińskich możliwości, bowiem Pekin oferuje republikom środkowoazjatyckim towary przetworzone, know-how, wykwalifikowane kadry, a nawet siłę roboczą. Takiej konkurencji Moskwa nie jest w stanie sprostać i traci pozycję głównego partnera ekonomicznego swych dawnych kolonii. Według analizy rosyjskich ekonomistów Władysława Inoziemcowa i Jarosława Mau, obroty handlowe Chin z Azją Środkową uległy w okresie ostatnich pięciu lat podwojeniu i wynoszą obecnie 30 miliardów dolarów rocznie, podczas gdy Rosja może pochwalić się sumą 20 miliardów. Spór o granice
Szczególnym przykładem chińskiej ekspansji są pretensje graniczne. Chiny, jako jedno z pierwszych państw uznały niepodległość nowych państw Środkowej Azji, ale jednocześnie przedstawiły szereg pretensji terytorialnych. W toku długich negocjacji, Kazachstan i Kirgistan przekazały Chinom po 400 kilometrów kwadratowych swoich terytoriów, zaś Tadżykistan ponad 1000 kilometrów, a więc jeden procent obszaru. Z tym że Pekin uznaje nadal za sporną przynależność państwową aż 28 tysięcy kilometrów kwadratowych Tadżykistanu we Wschodnim Pamirze.
Jakkolwiek chińskie nabytki nie są rozległe, to rosyjscy analitycy wojskowi, zważywszy na powstanie terytorialnego precedensu, ukuli termin "chińskiego kawałkowania Azji", a wśród mieszkańców tego regionu panuje ponoć swoista psychoza "chińskiej agresji". Tym bardziej, że na nowych terytoriach pojawiają się natychmiast nie tylko silne garnizony wojskowe, ale liczni koloniści, kapitał, a także zwiad geologiczny. Na przykład, na terytorium otrzymanym od Tadżykistanu, Chiny przejęły 19 procent rozpoznanych złóż uranu w regionie.
Spór o wodę
Azja Środkowa należy do tych regionów świata, które cierpią na niedobór wody, a powodem jest jej nierównomierne występowanie. Największe zapasy posiadają najuboższe kraje, czyli Tadżykistan i Kirgistan oraz w pewnej mierze, dzięki lodowcom, Kazachstan. Intensywna industrializacja w epoce ZSRR pogłębiła tylko problem, czego sztandarowym przykładem jest katastrofa Morza Aralskiego, na miejscu którego powstała pustynia Arałkum. Nic dziwnego, że między krajami środkowoazjatyckimi trwa konflikt o wodę, który jest także instrumentem wpływu Rosji na sytuację w regionie.
I tak, między Tadżykistanem a Uzbekistanem ciągnie się niewypowiedziana wojna o Roguńską Elektrownię Wodną. Budując zaporę wodną, Tadżykistan pragnie uzyskać energię elektryczną niezbędną dla gospodarki oraz na eksport, zastępując tym samym drogi gaz z Uzbekistanu. Prezydent Emomali Rahmon powiedział, że sytuacja, w której uzbecki sąsiad uważa wodę za bezpłatny dar boży, a gaz i ropę naftową już nie, jawnie dyskryminuje Tadżykistan.
Tymczasem według analiz ekspertów USA zleconych przez Taszkient, w przypadku uruchomienia inwestycji Uzbekistan będzie tracił rocznie 600 milionów dolarów z powodu pogłębienia deficytu wodnego, bo obniżenie poziomu wód rzeki Amudaria wyjałowi kilka procent powierzchni kraju. Dlatego prezydent Islam Karimow powiedział ostatnio: jeśli tadżycka inwestycja nie uwzględni uzbeckich interesów, zaostrzenie sytuacji doprowadzi do wojny. Taszkient stosuje zresztą od dawna okresową blokadę kolejową sąsiada, nie przepuszczając przez swoje terytorium materiałów niezbędnych do budowy elektrowni. A przez Uzbekistan przebiega jedyny szlak kolejowy do Tadżykistanu.
Podobny charakter ma spór Uzbekistanu z Kirgistanem, który zamierza wybudować Kambaratyńską Elektrownię Wodną, co według amerykańskiej ekspertyzy, doprowadzi do wyludnienia Doliny Fergańskiej. Aby nie dopuścić do inwestycji Taszkient wspiera odśrodkowe siły w Kirgistanie, sprzyjając utrzymaniu tego kraju w stanie anarchii. W ostatnim czasie na granicy obu państw doszło do kilku zbrojnych incydentów, a uzbecka straż graniczna wspierała porwania wielotysięcznych stad kirgiskiego bydła.
Obie inwestycje są jednak politycznie i finansowo wspierane przez Rosję, która widzi wojnach o wodę doskonały instrument wpływu na wszystkich zainteresowanych. Postawa Moskwy nieco dziwi, dlatego że wraz z Kazachstanem ponosi straty z powodu chińskiej gospodarki wodnej. Pekin intensywnie rozwija gospodarczo swoje północno-zachodnie terytoria, budując system zapór wodnych. Doprowadza tym samym do znacznego obniżenia poziomu wód rzeki Irtysz w Kazachstanie, a nawet rzeki Ob na rosyjskiej Syberii. Obie rzeki tracą swój walor żeglugowy, energetyczny, a nawet zbiorników wody pitnej. Zdaniem portalu Ekołogija, największe zagrożenie dla regionu powoduje właśnie chińska polityka gospodarcza i nieprzejednana postawa Pekinu, który odmawia rozpoczęcia wielostronnych negocjacji wodnych.
Co dalej?
Jak widać sytuacja geopolityczna i ekonomiczna w poradzieckiej Azji Środkowej zmienia się dynamicznie i łatwo o wywołanie efektu domina. Czego zresztą, w kontekście eksportu Arabskiej Wiosny, obawiają się najbardziej miejscowi Chanowie oraz Rosja i Chiny.
Rozwój wypadków będzie zależał także w dużej mierze od tzw. czynnika 2014 r., a więc sytuacji w Afganistanie. I choć większość rosyjskich ekspertów uważa, że region stanie się celem militarnych akcji Talibanu, to na przykład politycy z Kazachstanu i Uzbekistanu wskazują na ogromne podziały narodowościowe, ideologiczne, a w konsekwencji polityczne wśród afgańskich mudżahedinów, które uniemożliwią szybki i skoordynowany atak na Azję Środkową.
Dlatego zdaniem politologa Andrieja Riabowa, obecna sytuacja sprzyja krótkoterminowemu wzmocnieniu rosyjskiej obecności w dawnych koloniach. Za Moskwą przemawiają bowiem trzy ważne czynniki. Rosja (i Chiny), w odróżnieniu od USA, nie uzależnia swojej pomocy od przestrzegania wartości demokratycznych i praw człowieka przez miejscowe reżimy autokratyczne. Ponadto w najbliższym czasie należy przewidywać osłabienie amerykańskich pozycji w regionie, bo USA muszą skoncentrować się na powstrzymywaniu Chin w Azji Południowo-Wschodniej. I wreszcie, Moskwa dysponuje silną kartą przetargową w postaci wielomilionowej migracji zarobkowej z Azji Środkowej. Według szacunków rosyjskiego banku centralnego, przekazy pieniężne od gastarbeiterów stanowią połowę rocznego budżetu Tadżykistanu i jedną trzecią w Uzbekistanie oraz Kirgistanie. Nie przypadkiem "Niezawisimaja Gazieta" zagroziła, że Moskwa może z łatwością zorganizować nowe powstanie w uzbeckim Andiżanie, odcinając przekazy pieniężne migrantów lub usuwając ich z Rosji.
Tym niemniej, jak uważa Dmitrij Trenin, w długookresowej perspektywie dominacja rosyjska będzie słabła, a jedną z przyczyn jest brak Soft Power wobec Azji Centralnej. Najlepszym przykładem są właśnie gastarbeiterzy, którzy traktują dawną metropolię wyłącznie jako źródło dochodów, a długotrwały pobyt nie wyrabia u nich poczucia prorosyjskiej lojalności i przywiązania do rosyjskiej kultury. Dlatego Moskiewskie Centrum Carnegie dostrzega potrzebę wyjścia obecnej polityki azjatyckiej poza sfery wojskową i surowcową, jednak dalsza skuteczność będzie zależała od cywilizacyjnej modernizacji samej Rosji i zwiększenia konkurencyjności rosyjskiej gospodarki.
Tym bardziej, że kluczowym czynnikiem wpływającym na środkowoazjatycki podział sił stają się Chiny. Zdaniem Aleksieja Małaszenko, relacje Moskwy i Pekinu nabierają charakter nierównego, strategicznego tandemu, w którym Rosja pozostaje "młodszym bratem" i "spokojnym zapleczem chińskiej mocarstwowości". Zaś czułym probierzem tak pojmowanego partnerstwa będzie zachowanie Chin w Azji Środkowej, a więc poszanowanie rosyjskich interesów lub ich naruszanie.
Tytuł i lead pochodzą od redakcji.