"Tusk kłamał od dnia katastrofy"
Gen. Sławomir Petelicki, twórca GROM i członek Zespołu Ekspertów Niezależnych zarzuca rządowi zakłamanie ws. katastrofy smoleńskiej. Zdaniem rozmówcy Wirtualnej Polski Donald Tusk i jego otoczenie z rozmysłem wprowadza społeczeństwo w błąd i to już od poranka 10 kwietnia. Petelicki powtarza, że tuż po katastrofie czołowi politycy PO otrzymali SMS z instrukcją na temat tego, jak mają się wypowiadać na temat katastrofy.
12.04.2011 | aktual.: 15.04.2011 11:18
SMS brzmiał tak: "Katastrofę spowodowali piloci, którzy zeszli we mgle poniżej 100 metrów. Do ustalenia pozostaje, kto ich do tego skłonił". Jak zdradza gen. Petelicki, SMS o takiej treści pokazał mu, a następnie przesłał jeden z jego bliskich znajomych z Platformy. Nie poznał go jednak rok temu, ale dopiero w ostatnim czasie. - Mój kolega, który uczestniczył m.in. w powstawaniu expose premiera waha się, czy tego wszystkiego sam nie powinien powiedzieć. Jest rozgoryczony, tym, co się dzieje w Platformie: pozbyto się najlepszych ludzi, teraz robi się wszystko, by usunąć Grzegorza Schetynę, na którym spoczywa ciężar kierowania partią - wyjaśnia. Gen. Petelicki uważa, że ta instrukcja została wysłana "w strachu", a wyszła z trójkąta Donald Tusk-Tomasz Arabski-Paweł Graś.
SMS miał też niejako przewidywać reakcję MAK, który badając wypadki lotnicze w Rosji, zazwyczaj przyjmował wersję o winie pilotów. - Raportu MAK nikt z fachowców nie bierze na serio - mówi gen. Petelicki. Odnosi się także do spóźnionej reakcji premiera ten raport. - Premier, przebywając na nartach dostał informację od wywiadu, że taka konferencja się odbędzie. Wystarczyło dać znać ministrowi Millerowi, by wcześniej zorganizował własną i przedstawił to, co zdobył płk Edmund Klich, który jako jedyny zabrał się za wyjaśnianie katastrofy - komentuje.
Wywiad dla portalu Wprost24.pl, w którym gen. Petelicki po raz pierwszy ujawnił sprawę SMS-ów został usunięty z sieci. - Naciskał na to prawdopodobnie redaktor naczelny "Wprost" Tomasz Lis. Widać poszedł rozkaz, by takie informacje wyciszać, a pan redaktor okazał się dyspozycyjny - mówi.
Petelicki przypomina, że popierał PO w czasie rządów PiS i zaznacza, że ma wielu przyjaciół w tej partii. Uderza go jednak zakłamanie rządzących ws. katastrofy smoleńskiej. - Mówią Polakom: nic się nie stało, a przecież mieliśmy do czynienia z największą tragedią od II wojny światowej. Ta beztroska rządu świetnie wyraża się w słowach gen. Mieczysława Cieniucha, który Smoleńsk nazwał "przykrym incydentem" - mówi. - Obywatele mają prawo wiedzieć, jak było naprawdę. Państwo nie zdało egzaminu, a premier i minister obrony są za to odpowiedzialni - podkreśla.
Innym zarzutem wysuwanym przez gen. Petelickiego jest to, że Polska przy wyjaśnianiu przyczyn katastrofy nie zwróciła się z prośbą o pomoc do NATO. Dopiero teraz, rok po tragedii są podejmowane takie kroki. - Nasz kraj jest członkiem Sojuszu od 12 lat, więc powinniśmy byli zrobić tak, jak potężne USA po 11 września. Przecież nie wiedzieliśmy wtedy, czy to nie był zamach terrorystyczny. Natychmiastową reakcją powinno być zapytane NATO o to, jaką konwencję należy zastosować, czy mogą przysłać ekspertów oraz zabezpieczyć wszystkie zdjęcia satelitarne - wymienia. A tymczasem, jak mówi, "oddaliśmy wszystko Rosjanom, staliśmy się petentem".
Ujawnia, że po katastrofie tylko minister Bogdan Klich zaproponował, by poprosić NATO o pomoc. Udziału Sojuszu nie chciał jednak premier. Z jakich powodów? - Gdyby śledztwo toczyło się pod auspicjami NATO, raport końcowy byłby miażdżący dla rządu i MON-u. Doszłoby do dymisji rządu - chodziło o utrzymanie się na stołkach - uważa gen. Petelicki. Decyzje m.in. ws. wyboru konwencji chicagowskiej, które jego zdaniem były bezprawne, podejmowano także w trójkącie Tusk-Arabski-Graś. - Dlatego pewnie posłowie nie mogą się doprosić od rządu ekspertyz prawnych na ten temat - dodaje.
Zachowanie premiera Tuska tuż po katastrofie, zdaniem gen. Petelickiego spowodowało, że Polska straciła wiarygodność w NATO. - Po katastrofie USA podjęły decyzję o tym, że - wbrew wcześniejszym ustaleniom - nie przekażą nam uzbrojonych zestawów rakietowych Patriot - mówi Wirtualnej Polsce gen. Petelicki.
Gen. Petelickiego oburzają próby obarczania odpowiedzialnością za tragedię śp. Lecha Kaczyńskiego. - Nigdy nie byłem jego zwolennikiem, ani w żaden sposób nie jestem związany z PiS-em, ale nie mogę patrzeć na to, jak się kłamie. Gdyby raport przygotowało NATO nie można by było zwalać winy na Rosjan, gen. Błasika czy zmarłego prezydenta - podkreśla.
Gen. Petelicki powiedział, że nie ulega wątpliwości, że lot 10 kwietnia do Smoleńska miał status wojskowy, a odpowiedzialność za jego przygotowanie ponosi kancelaria premiera. - To żenujące, że próbowano Polaków przekonywać, że lot do Smoleńska miał charakter cywilny na tej podstawie, że samolot nie był uzbrojony. Śmiał się z tych tłumaczeń płk Robert Latkowski, były dowódca w 36. Specjalnym Pułku Lotnictwa Transportowego - mówi.
Krytycznie wypowiada się także na temat usuwania zniczy i "atakowania staruszków" na Krakowskim Przedmieściu. - To wstyd i tchórzostwo - ocenia. I zwraca uwagę, że po śmierci księżnej Diany składano znicze pod Pałacem Buckingham, w którym urzędowała przecież nie księżna, ale królowa brytyjska. - Tam nikomu to nie przeszkadzało - zauważa.
Za błędy w szkoleniu pilotów i złą kondycję 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego obwinia wyłącznie ekipę Tuska. Dlaczego? Bo to za jego rządów doszło do katastrofy CASY w Mirosławcu, która ujawniła wszystkie braki polskiej armii. Choć były dwa lata na to, by wyciągnąć wnioski, nie zrobiono tego. - Gdyby nie katastrofa smoleńska, Polacy nigdy by się nie dowiedzieli, jak fatalny jest stan służb odpowiedzialnych za bezpieczeństwo państwa. To, że nie potrafiły zadbać o bezpieczeństwo prezydenta i najważniejszych osób w państwie jest nie do pomyślenia nigdzie na świecie. Mówienie, że państwo zdało egzamin, bo udało się sprowadzić trumny, to tragikomedia. Nie mogę przejść nad czymś takim do porządku dziennego - mówi.
Jak twierdzi gen. Petelicki rząd będzie robił wszystko, żeby raport ministra Millera nie ujrzał światła dziennego. - Plan jest następujący: będą odwlekać publikację jak długo się da, a wszystko zależy od słupków sondażowych. Jeżeli będzie źle z poparciem, poświęcą ministra obrony Klicha, a minister Miller, mimo groźnej miny, będzie dyspozycyjny, co udowodnił wmawiając Polakom, że samolot był cywilny i że lotniska zapasowe były przygotowane, wbrew stanowi faktycznemu - uważa.
Rozmawiała Joanna Stanisławska, Wirtualna Polska