Tajemnicza śmierć Magdaleny Żuk. Znane szczegóły raportu medycznego
Pojawiły się kolejne dane z raportu medycznego, który powstał po tym, jak Magdalena Żuk zmarła w szpitalu. – To nie są obrażenia, które mogły powstać wskutek świadomego wyskoczenia przez okno - powiedziała osoba, która analizowała dokumentację ze szpitala. Ojciec zmarłej oskarża biuro podróży i ambasadę o kłamstwa. Zadeklarował, że złoży pozwy do sądu.
Do raportu dotarł "Fakt". Wynika z niego, że pochodząca ze Zgorzelca dziewczyna miała poważne obrażenia, jednak tylko po lewej stronie ciała. Jej lewa noga była pogruchotana w trzech miejscach, a lewe płuco zostało przebite żebrami. Badania wykazały też obrażenia głowy z lewej strony.
- Magdalena musiała być nieprzytomna w momencie uderzenia o ziemię. Sama nie wypadła ani tym bardziej nie wyskoczyła przez okno, bo po prostu nie miała sił – podkreśliła osoba analizująca dokumentację.
Na początku jako przyczynę śmierci podawano rany głowy i klatki piersiowej. Krzysztof Rutkowski, który zajął się sprawą, mówił z kolei, że bezpośrednią przyczyną zgonu była niedrożność nerek. Jak dodał, miała zapadnięte płuco, tak jakby została pobita.
Co więcej, Magdalena ok. pięć godzin przed wyskoczeniem z okna miała być wyczerpana i straciła przytomność. Przed snem podano jej glukozę.
Co się stało z Magdaleną Żuk?
Przypomnijmy, że 27-latka pojechała sama na wakacje do Egiptu. Tam zmarła. Wokół jej śmierci pojawia się wiele pytań.
Na miejscu dziewczyna miała dziwnie się zachowywać. W piątek, po tym, jak znaleziono ją nieprzytomną, została przewieziona do szpitala. Odmówiła badań, więc wróciła do hotelu. Rezydent wymeldował ją i zawiózł na lotnisko. Nie została jednak wpuszczona na pokład samolotu ze względu na swój stan. Nie chciano jej również przyjąć do hotelu. W innych nie było dla niej miejsca. Na parkingu przed jednym z nich rezydent zadzwonił do Markusa. Tu nagrano opublikowaną w internecie rozmowę z Polką.
Dziewczyna ponownie trafiła do szpitala. Miała rzucać się na pielęgniarki i lekarza. Wypadła z okna. Z powodu ciężkiego stanu została przewieziona do większej, oddalonej o 286 km placówki w Hurghadzie, gdzie zmarła.
W sprawie prowadzone jest też polskie śledztwo. Zaplanowano już sekcję zwłok w Egipcie. Po niej, ma zostać przeprowadzona kolejna (przez jeleniogórską prokuraturę okręgową), już w Polsce. Rodzina działa też na własną rękę. - Po przylocie do Polski ciało mojej córki zbada także bardzo uznany profesor, lekarz medycyny sądowej, który sam zaoferował nam pomoc - przyznał ojciec Magdaleny.
Rodzina zapowiada pozew
Ojciec zmarłej powiedział też, że ani biuro podróży, ani polska ambasada nie pomogły jego córce, gdy potrzebowała pomocy. - Zostaliśmy zostawieni sami sobie, a biuro podróży po prostu kłamie – podkreślił.
- Jak sprawa się zakończy, złożę pozwy do sądu przeciwko ambasadzie, rezydentowi i organizatorowi tej przeklętej wycieczki – zadeklarował. Jego zdaniem najbardziej w sprawie zaszkodził rezydent. - Zastanawiam się także nad rolą, jaką on w tym wszystkim odegrał. Poinformowano nas, że miał rany na głowie, a to oznacza że Magdalena mogła się przed nim bronić. To jest niemożliwe, żeby ona sama sobie coś zrobiła – tłumaczył.
Źródło "Fakt"