Szkockie referendum. Incydenty podczas głosowania
Punktualnie o 23:00 czasu polskiego zamknięto lokale wyborcze w szkockim referendum niepodległościowym. Teraz głosy podliczane są osobno w 32 okręgach administracyjnych, ale wyniku nie da się w żaden sposób wywróżyć, więc brytyjskie media kierują uwagę na sam przebieg głosowania. A dochodziło do zgrzytów - zastraszania, mobbingu i przemocy ze strony nacjonalistów.
Na odpowiedź na kluczowe pytanie zadane w czwartkowym referendum: "Czy Szkocja powinna być niepodległym państwem" przyjdzie poczekać Szkotom jeszcze co najmniej kilkanaście godzin.
Podczas głosowania doszło do kilku incydentów, głównie mobbingu i zastraszania. Rękoczynów było niewiele - policja aresztowała jedną kobietę, która próbowała fizycznie wybić innej z głowy głosowanie na "tak" i mężczyznę, który również chciał pobić zwolennika unii.
Pewien niewidomy wyborca został uderzony pięścią w twarz za to, że gotów był głosować na "nie". Nacjonaliści organizowali groźnie wyglądające marsze "Braveheartów" do lokali wyborczych i wypisywali na murach pogróżki w rodzaju "Rozstrzelamy głosujących na 'nie'", czy "Zagłosuj na 'tak', a zobaczysz..." Takie graffiti pojawiły się nawet na murach samych punktów wyborczych.
W końcówce kampanii wyszło na jaw, że ministrowie nacjonalistycznego rządu szkockiego zastraszali biznesmenów, aby w ogóle nie zabierali głosu w sprawie referendum. Bojówki nacjonalistów regularnie zakrzykiwały działaczy kampanii "Razem Lepiej". Na spotkaniach z wyborcami wylewano im farbę na samochody, a jednego obrzucono jajkami.
Nacjonaliści zniszczyli też bardzo wiele plakatów i bilbordów przeciwnego obozu. Jeden z publicystów "Timesa" napisał w dniu głosowania: "Referendum zrodziło nowe podziały i nienawiści w Szkocji, które zastąpią stare nienawiści wyznaniowe".