Sukces Jeremy'ego Corbyna. Kim jest socjalista, który stanie na czele opozycji
Jest socjalistą wywodzącym się ze starej, marksistowskiej szkoły. Twierdzi, że konflikt to dzieło NATO i chętnie udziela się w propagandowych telewizjach rosyjskiego i irańskiego reżimu. Oto Jeremy Corbyn, prawdopodobnie nowy lider brytyjskiej Partii Pracy.
21.08.2015 | aktual.: 21.08.2015 15:51
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
W klimacie politycznym, w którym znajduje się niemal cały świat zachodni - naznaczonym kryzysem gospodarczym i podupadającym zaufaniem do klasy politycznej - dobrze jest być politykiem spoza establishmentu i głównego nurtu. Przekonują się o tym (przynajmniej przez chwilę) "antysystemowi" kandydaci w całej Europie, a także poza nią: komik Beppe Grillo we Włoszech, Paweł Kukiz w Polsce, Marine Le Pen we Francji, czy ostatnio podbijający amerykańskie sondaże miliarder Donald Trump. Najnowszym przykładem tej sprzyjającej radykałom koniunktury jest brytyjski socjalista Jeremy Corbyn, który w wyścigu o przywództwo Partii Pracy dystansuje konkurentów związanych z głównym nurtem labourzystowskiej lewicy.
Outsider
Corbyn, choć od lat jest działaczem Partii Pracy i jej reprezentantem w parlamencie, w głównym partyjnym nurcie z pewnością nie pływa. Tylko w ciągu ostatniej kadencji przeciw pozycji swojego ugrupowania głosował ponad 200 razy. Niejednokrotnie krytykował przy tym przywódców za popieranie polityki oszczędności i domagał się socjalistycznych w duchu reform: nacjonalizacji niektórych gałęzi gospodarki (m.in. kolei), podniesienia płacy minimalnej do 10 funtów za godzinę (obecnie to 6,7 funta) czy odgórnego ograniczenia cen wynajmu mieszkań.
Jednak to jego poglądy na politykę zagraniczną wzbudzają najwięcej wzburzenia. Corbyn opowiada się za pozbyciem się przez Wielką Brytanię broni atomowej i jest członkiem kontrowersyjnej grupy "Stop the War Coalition", organizacji skupiającej komunistów (jeden z wiceprzewodniczących koalicji, Kamal Majid jest również założycielem stowarzyszenia Stalin Society, grupy poświęconej obronie spuścizny Stalina), socjalistów i propalestyńskich aktywistów. Grupa niejednokrotnie wzbudzała kontrowersje i krytykę. Działaczom ruchu zarzuca się wspieranie autorytarnych reżimów - w tym Syrii Asada i Rosji Putina, a wcześniej także Saddama Husajna - oraz antysemityzm i sprzyjanie Hamasowi i Hezbollahowi. Sam Corbyn od tych poglądów i koneksji się nie dystansuje. Jako członek parlamentu zapraszał do Izby Gmin przedstawicieli obydwu organizacji terrorystycznych na rozmowy o pokoju, nazywając ich przy tym "naszymi przyjaciółmi".
Także jego poglądy na politykę wschodnią odbiegają od brytyjskiego mainstreamu. Zdaniem socjalisty, głównym winnym konfliktu w Donbasie jest NATO, zaś Wielka Brytania powinna poszukiwać szansy na zbliżenie się z Rosją. Jak przyznał, "wolałby, by Zjednoczone Królestwo nie było w NATO". Błędem, zdaniem Corbyna, było włączenie też do Sojuszu Polski i innych państw byłego Układu Warszawskiego.
- Myślę, że to był prawdopodobnie błąd. Powinniśmy byli pójść tą drogą, jaką poszliśmy w przypadku Ukrainy, czyli zawrzeć nieformalne porozumienie z Rosją, że Ukraina będzie państwem neutralnym jeśli chodzi o politykę zagraniczną - tłumaczył dziennikowi "The Guardian" kandydat na lidera brytyjskiej lewicy. Podobną argumentację prezentował w wystąpieniach dla kontrolowanej przez Kremla telewizji Russia Today oraz pełniącej analogiczną funkcję irańskiej Press TV.
Gniew establishmentu
Nic dziwnego, że kandydatura labourzysty z Islington wzbudziła w Wielkiej Brytanii bardzo żywe reakcje. Na łamach dziennika "The Times" Anne Applebaum określiła polityka mianem "najnowszego w długiej liście pożytecznych idiotów" Kremla, zaś publicysta "Guardiana" i lewicowy blogger James Bloodsworth zauważył że Corbyn "jest zaskakująco dobry w przedstawianiu apologii dla dyktatur i tyranii". Co ciekawe, to właśnie lewicowi komentatorzy i politycy najbardziej zaniepokojeni są wizją Partii Pracy pod przewodnictwem radykalnego socjalisty. Ich zdaniem, jego zwycięstwo w partyjnych oznaczać będzie dla Labour kolejne długie lata wyborczych porażek, bo Corbyn ze swoimi poglądami nie ma szans w ogólnokrajowych głosowaniach, gdzie by zwyciężyć musiałby przekonać umiarkowany i wahający się elektorat konserwatystów i liberałów.
- Jeśli on wygra, będziemy w ogromnym niebezpieczeństwie zniszczenia samych siebie jako partii. Będziemy musieli zdecydować, czy usunąć go z pozycji od razu, czy dać mu rok lub dwa na to, by okazał się katastrofą i odwołać go wtedy - powiedział dziennikowi "Telegraph" jeden z ministrów w gabinecie cieni Partii Pracy. Inni przedstawiciele partyjnej elity głoszą podobnie apokaliptyczne przepowiednie pod nazwiskiem. Apele o niegłosowanie na Corbyna wystosowali trzej ostatni labourzystowscy premierzy, Peter Mandelson, Gordon Brown i Tony Blair. "Jego wybór na lidera będzie najbardziej niezwykłym aktem samodestrukcji kiedykolwiek dokonanym przez jedną z głównych brytyjskich partii i pozostawi bliznę na brytyjskiej polityce przez dekady" - napisał John Rentoul, lewicowy publicysta dziennika "The Independent" i biograf Tony'ego Blaira.
Zwolennicy socjalistycznego polityka obawiają się, że na samych apelach się nie skończy i podejrzewają że posuną się do nieczystej gry, byle nie dopuścić partyjnego buntownika do władzy. I rzeczywiście, niedługo po rozpoczęciu głosowania (zaczęło się 14. sierpnia i potrwa do 10. września) pojawiły się pogłoski o unieważnianiu głosów tych, którzy postawili na kandydata z Islington. Chodzi głównie o nowo zapisanych członków Partii - a to właśnie wśród nowych wyborców Corbyn robi największa furorę. Jego najpoważniejszy konkurent Andy Burnham uzasadnił to podejrzeniem ... "infiltracji" partii przez zwolenników konserwatystów. Po stronie zwolenników skandal doczekał się natomiast miana "czystki w PP".
Kandydat zmiany
Paradoksalnie, takie działania mogą tylko wzmocnić kandydaturę Corbyna. Jego popularność opiera się bowiem nie tyle na treści poglądów, które głosi, ile właśnie na tym, że jest spoza partyjnej elity. Elity, która zdaniem wielu niezadowolonych wyborców Partii Pracy, zdradziła lewicowe ideały i stała się w najlepszym wypadku partią miałkich polityków bez wyrazu, a w najgorszym - Torysami w wersji "light". Głos za Corbynem jest więc po prostu głosem za zmianą. A to, że Corbyn jest inny niż reszta stawki reprezentującej młodych, zdolnych i elokwentnych widać już na pierwszy rzut oka. Wyróżnia się nie tylko poglądami - a tym jest wierny od początku swojej kariery - lecz nawet wyglądem: znoszonymi marynarkami, spokojnym, a wręcz monotonnym głosem, nawet noszeniem skarpet do sandałów.
- On wydaje się jedynym kandydatem, który wierzy w cokolwiek, niezależnie od tego, czy ma rację czy nie - powiedział medialny magnat Rupert Murdoch, wyjaśniając fenomen popularności socjalisty.
"Zagłosowałem za falą Corbyna, bo jej energia przełamuje zamrożoną glebę, która przez ostatnie 30 lat była zbyt jałowa, by mogły w niej rosnąć nasze marzenia" - pisze z kolei Neal Lawson, publicysta "New Statesman", jak dotąd zwolennik umiarkowanej lewicy. Gleba, o której mówi Lawson, wyraźnie się rozmraża. W ostatnim przedwyborczym sondażu Corbyn cieszył się poparciem 53 procent wyborców Partii Pracy - o 30 punktów procentowych więcej niż kolejny kandydat. Jednak choć badania pokazują, że potencjalny elektorat socjalisty wykracza poza samych wyborców PP i obejmuje nawet część zwolenników prawicowej UKIP, to bardzo wątpliwe jest, czy Labour pod jego wodzą będzie w stanie wygrać wybory. Zwolenników Corbyna to jednak nie zraża.
"Patrząc realistycznie, żaden z obecnych kandydatów nie wydaje się mieć szans by wygrać następne wybory. Powinniśmy więc wybrać kogoś, kto przynajmniej zmieni warunki debaty i pozwoli mieć perspektywę na zmiany. Dopiero wtedy wygrana w wyborach miałaby jakiś realny cel" - pisze Lawson.