Spacer po strefach no‑go w Malmo. Co jest największym problemem dla szwedzkich władz?
Mżawka i chłód tylko dodają swoistego uroku nocnemu spacerowi na „rondo narkotykowe” w Malmo. Ale czy mógłbym odmówić szwedzkim policjantom zapraszającym na pieszy patrol po miejscu, o które walczą gangi handlarzy narkotyków? To już druga dzisiaj strefa no-go. Broń, narkotyki i przemoc są tu dużym problemem, ale przede wszystkim zaskakuje skala.
09.03.2017 | aktual.: 09.03.2017 12:32
Rondo na skrzyżowaniu Kristianstadsgatan i Parkgatan kilkanaście minut spacerem od centrum Malmo sprawia bardzo miłe wrażenie. Otaczają je schludne, kilkupiętrowe kamienice i mur parku z kolorowym graffiti. Na środku duże lampy ledowe i ławki. Trochę nie na miejscu wydaje się stojący w samym środku słup z reflektorami i kamerą. Nie tak wyobrażałem sobie teren wojny gangów.
- Tutaj działają trzy gangi handlujące narkotykami. Jeden na rondzie, drugi na ulicy obok, a trzeci trochę dalej – tłumaczy mi Jonatan Östrand, oficer szwedzkiej policji. – Jakiś czas temu wybuchła między nimi strzelanina. Człowiek zginął mniej więcej tu, gdzie stoisz. Dzisiaj jest tu spokojnie, bo to nie sezon i my tu jesteśmy. Na wiosnę znowu się zacznie.
Östrand pokazuje nową kratę w bramie. Ma odsunąć dealerów od wejścia do przedszkola. – To dzielnica głównie młodych ludzi, artystów, buntowników. Śmiejemy się, że każdy mieszkaniec Malmo kiedyś tu mieszkał. Ja też tu mieszkałem przez pół roku – tłumaczy policjant. – To stwarza dobre warunki dla handlu, a poza tym każdy z miasta i okolicy wie, że tutaj kupuje się narkotyki. Widziałeś przed chwilą ten biały samochód? On był spoza Malmo i na pewno chciał coś kupić. To jedyny powód, żeby w nocy tu przyjechać.
Bezkarni dealerzy
Dealerami są przede wszystkim imigranci. Najczęściej tacy, którzy dopiero przyjechali do Szwecji i desperacko potrzebują pieniędzy. Trudno ich aresztować, bo są na tyle sprytni, żeby nie mieć narkotyków przy sobie. Jak trafi się kupiec, to zabierają go do skrytki z towarem. – Psujecie mi biznes! – z ciemności nagle krzyczy mężczyzna i znika w bramie. – Ciekawe, co to za biznes? – retorycznie pyta policjant. – Tu mieszka sporo anarchistów, zbuntowanych lewicowców, którzy staną w obronie każdego, kogo będziemy próbowali aresztować.
Policjanci trochę z nudów, a trochę z poczucia obowiązku upominają i każą schodzić z rowerów ludziom, którzy nie włączyli lampek. – Najpierw się naprzykrzacie i jesteście uciążliwi, a potem dziwicie się, że ludzie was nie lubią? – pytam Östranda. – Spójrz na to z mojej perspektywy – odpowiada. – Robię to nie dlatego, że takie jest prawo, tylko dlatego, że tak jest bezpieczniej. To samo dotyczy pasów w samochodach. Mam dość oglądania zwłok ludzi, którzy zginęli tylko dlatego, że się nie zapięli. To z kolei jest uciążliwe dla mnie.
Najniebezpieczniejsza strefa no-go
Kilkaset metrów od „ronda narkotykowego” jest kolejny punkt z listy 15 najniebezpieczniejszych miejsc w Szwecji, czyli uliczka Rasmusgatan prowadząca do skweru Sevedsplan. Idę tam obrośniętą żywopłotem alejką. – To tak zwana „aleja gwałcicieli”. Kilka lat temu to miejsce było naprawdę niebezpieczne dla dziewczyn – wyjaśnia Jurgen z urzędu miejskiego. – Przycięliśmy krzaki, postawiliśmy latarnie i problem się skończył, choć nadal nie chciałbym, żeby moja córka pojawiła się tutaj po zmroku.
- Malmo to nieduże, bardzo gęsto zaludnione miasto bez wyraźnie oddzielonych przedmieść – tłumaczy mi Andreas Schönström, wiceburmistrz Malmo. – To część problemu wizerunkowego. Gdy coś się dzieje na Sevedsplan, to media mówią o Malmo. Gdy coś się dzieje na przedmieściu naszej stolicy, to nikt nie mówi, że w Sztokholmie jest niebezpiecznie.
Malmo ma też rzeczywisty problem z przestępczością, który na przykładzie Rasmusgatan wyjaśnia Jonatan Östrand. – To są trzy duże bloki mieszkalne, w których żyje pięciu znanych nam, głównych gangsterów. Tam odbywa się handel bronią i narkotykami – mówi policjant. – Gangi walczą między sobą i stąd strzelaniny, choć nie trzymają już broni ani narkotyków na miejscu. Kiedyś podczas rewizji zawsze je znajdowaliśmy. Teraz chowają poza blokami. Wszystkich tu znamy, ale nic nie możemy na to poradzić. W Szwecji mamy słabe prawo, które pozwala skazanemu wybrać termin odbywania kary. Ludzie z wyrokami wracają do domów i czują się bezkarni.
W samej strefie no-go rozstawiono sześć kamer, które pozwalają sfotografować kupców narkotyków i zatrzymać ich poza dzielnicą. Okolicę patrolują też policjanci w cywilu. – Staramy się nie wchodzić tam w mundurach, żeby nie prowokować niepotrzebnej przemocy – wyjaśnia policjant. – Natychmiast posypią się obelgi a może i kamienie.
Rzeka broni
Östranda pytam o broń, bo jak wcześniej wspomniał zastępca burmistrza, niemal każda sztuka nielegalnej broni docierającej do Szwecji przechodzi przez Malmo. – Nie było jeszcze przypadku, żeby ktoś do nas strzelał, ale broni jest dużo. Zwłaszcza granatów, ale też pistoletów i broni automatycznej – mówi. – Ostatnio dyskutowaliśmy co zrobić, gdy wybuchną zamieszki i w odpowiedzi na działania policji chuligani wyjmą z domów broń. Wiemy, że ją mają i szczerze ci powiem, że nie jesteśmy przygotowani na to, że zaczną do nas strzelać podczas zamieszek.
Porachunki gangsterów są problemem mimo tego, że bezpośrednio nie dotyczą zwykłych mieszkańców miasta. Odbierają im natomiast poczucie bezpieczeństwa. Statystyki pokazują, że liczba przestępstw w Malmo od lat spada, a według badań opinii publicznej największą uciążliwością są kradzieże rowerów. Jednak nawet pojedyncze strzelaniny odzierają mieszkańców z poczucia bezpieczeństwa.
Przeklęta, błogosławiona brama do kraju
- Malmo jest bramą do Szwecji, a most nad Sundem jest błogosławieństwem i przekleństwem – wyjaśnia Schönström. – Z jednej strony to biznes, źródło pracy i pieniędzy. Z drugiej strony to droga przemytu broni, narkotyków i ludzi. Każdy imigrant wjeżdżający do kraju przejeżdża przez Malmo. To miasto kontrastów. Tu albo coś jest białe, albo czarne. Bez odcieni. Z jednej strony mamy ogromny sukces gospodarczy, niskie bezrobocie i setki prosperujących firm, a z drugiej strony przemoc i gangi żerujące na biedzie.
Schönström podkreśla też, że Malmo jest przykładem sukcesu integracji imigrantów. Według niego przynajmniej jeden rodzic co drugiego ucznia w szkołach nie urodził się w Szwecji. To imigranci są podstawą rozwoju gospodarczego, ale też walki z przestępczością. Na przykład to społeczność muzułmańska ostrzega władze o pojawianiu się radykałów.
W połowie lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku Malmo przeżyło kryzys po zamknięciu stoczni i fabryki samochodów Saab. Nagle bezrobocie z 1 proc. wzrosło do ponad 20 proc. Władze zaangażowały naukowców z różnych dziedzin, żeby rzeczowo ocenili problemy i poszukali rozwiązań. Celowo do prac nie zaproszono ani jednego polityka. Specjaliści doszli do wniosku, że kluczem jest położenie Malmo.
Według statystyk, co roku 25 proc. mieszkańców miasta wyprowadza się, a ich miejsce zajmują nowi. Oznacza to, że imigranci szukają tanich mieszkań jak te, przy Rasmusgatan i są łatwym łupem dla przestępców. Władze chcą ludzi zatrzymać na miejscu. Dlatego Sevendsplan przechodzi modernizację. Budynki odnowiono, a fasady zdobią wielkie murale. W jednym z domów właścicielami zostali mieszkańcy i nagle się uspokoiło. Miasto zatrudniło też kilkanaście osób do sprzątania okolicy. Niby niewiele, ale rezultat jest widoczny gołym okiem. Nadal w bramach stoją dealerzy narkotyków, a ale liczba przestępstw systematycznie spada.
Mamy problem. Sytuacja w normie
Ani przedstawiciele władz, ani policjanci nie ukrywają, że Malmo ma problem z przestępczością. Drażni ich jednak to, że ich miasto przedstawia się niemal jak strefę działań wojennych. Sytuacja Malmo niewiele różni się od tego, co dzieje się w innych miastach portowych, gdzie zawsze kwitł przemyt.
– Widzimy, jak broń z Malmo rozchodzi się po kraju. To samo dotyczy ludzi. Później coś dzieje się w Uppsali, ale to tym już nikt nie pisze – mówi Schönström. – Jesteśmy wygodnym kozłem ofiarnym dla polityków w Sztokholmie, którzy wykorzystują nas, żeby przykryć swoje problemy.
To samo dotyczy polityki na wielką skalę międzynarodową. Schönström i Östrand podają raport amerykańskiej telewizji Fox na temat ich miasta za przykład niezrozumienia i braku rzetelności. Nie ukrywają, że mają problemy i na bieżąco z nimi walczą. – Wypchniemy dealerów z jednego ronda, to pójdą na inne. Tam dalej będziemy z nimi walczyć. Miejsca, w które lepiej nie chodzić w nocy, są wszędzie na świecie – wyjaśnia policjant.
– Zauważyłeś, że Szwedzi mają nieskończenie wiele cierpliwości w tłumaczeniu całemu światu, jak w rzeczywistości wygląda ich sytuacja? – zapytał mnie Wojciech Lieder z Uniwersytetu Łódzkiego, ekspert analityk Fundacji Naukowej Norden Centrum. Rzeczywiście nie jestem pierwszy, a moi przewodnicy od czasu do czasu wtrącają, że coś pokazywali telewizji japońskiej, czy dziennikarzom z Niemiec.
Malmo ma problemy i nikt ich nie ukrywa. Rzeczywistość jest jednak mniej sensacyjna, niż się to wydaje na pierwszy rzut oka. Skala nie przytłacza władz, choć rozwiązywanie problemów jest wieloletnim, żmudnym procesem, który ponadto często jest sprzeczny z kierunkami bieżącej, wielkiej polityki.