Premier bawił się z prostytutkami w "bunga-bunga?
Wątek pomocnictwa w prostytucji w otoczeniu premiera Włoch Silvio Berlusconiego jest przedmiotem dochodzenia prokuratury w Mediolanie - podała włoska prasa. Gazety cytują zeznania młodej Marokanki, która twierdzi, iż w imprezach urządzanych w willi Berlusconiego uczestniczyły prostytutki. Ze słów Marokanki, która miała otrzymać od premiera prezenty, wynika, że takie imprezy nazywane są "bunga bunga".
Adwokaci szefa rządu twierdzą, że nie ma on nic wspólnego z tą sprawą, którą z kolei niechętna Berlusconiemu prasa określa jako następny skandal obyczajowy, w jaki może on być zamieszany.
Postępowanie wobec impresaria gwiazd i szefa oraz prezentera dziennika w stacji Rete 4, osobistego przyjaciela Berlusconiego to rezultat - jak podkreśla "Corriere della Sera" - zeznań nieletniej Marokanki, która uciekła z domu na Sycylii, a potem z ośrodka wychowawczego. Trafiła do niego na mocy decyzji sądu dla nieletnich.
W zeznaniach, złożonych przed kilkoma miesiącami, gdy została zatrzymana pod zarzutem kradzieży, opowiedziała ona szczegółowo o przyjęciach, w jakich rzekomo uczestniczyła w rezydencji premiera razem z innymi młodymi kobietami. Jedynymi mężczyznami mieli tam być 74-letni Berlusconi i jego 79-letni przyjaciel Fede. Dario "Lele" Mora miał być osobą, która zajmowała się werbunkiem uczestniczek zabaw.
Według relacji Marokanki, przedstawianej jako Ruby, otrzymała ona w zamian od premiera liczne drogie prezenty oraz pieniądze - 150 tys. euro w ciągu trzech miesięcy.
Podczas gdy mediolański dziennik zwraca uwagę na to, że kontrowersyjne zeznania Marokanki wymagają weryfikacji, gdyż wydają się mało wiarygodne, niechętna Berlusconiemu "La Repubblica" poświęciła dwie strony na szczegółowy, oparty na ich podstawie opis pikantnych przyjęć w posiadłości w Arcore koło Mediolanu.
Ze słów Ruby wynika, że takie party nazywane są "bunga bunga", a wzorowane są na imprezach, organizowanych przez przywódcę Libii Muammara Kadafiego w jego "afrykańskim haremie".
Rzymska gazeta twierdzi, że do sądu dla nieletnich dzwonił współpracownik Berlusconiego domagając się natychmiastowego zwolnienia Ruby, a bezpośrednio interweniowała młoda higienistka szefa rządu.
Także "La Repubblica" zwraca uwagę na wątpliwości co do prawdziwości niektórych zeznań nieletniej złodziejki. Lecz podkreśla zarazem w podsumowaniu, że ten kolejny domniemany skandal wymaga postawienia pytań o odpowiedzialność moralną.
"Ile jest dziewcząt, które mogą publicznie upokorzyć szefa naszego rządu?" - pytają publicyści lewicowego dziennika.
Adwokaci Silvio Berlusconiego w złożonym oświadczeniu podkreślili zaś, że informacje dotyczące rzekomych wydarzeń w jego domu są bezpodstawne.