Polska"Po tragedii zawsze pojawiają się teorie spiskowe"

"Po tragedii zawsze pojawiają się teorie spiskowe"

Musimy się liczyć z tym, że będą się pojawiały różnego rodzaju teorie spiskowe dotyczące katastrofy w Smoleńsku. Coś trzeba zrobić ze smutkiem, który odczuwamy, on sam nie zniknie, dlatego będziemy szukać winnych. Ponieważ do tragedii doszło na terytorium Rosji, gniew może się obrócić przeciwko Rosjanom, szczególnie, że w kontekście Katynia, wciąż jesteśmy wobec nich nieufni – mówi w rozmowie z Wirtualną Polską psycholog Aleksandra Sarna.

"Po tragedii zawsze pojawiają się teorie spiskowe"

12.04.2010 18:11

WP: Joanna Stanisławska: Od soboty Polacy spontanicznie gromadzą się w symbolicznych miejscach, przynoszą kwiaty, palą znicze. O czym świadczą te reakcje?

Aleksandra Sarna: Znów, tak jak przed pięcioma laty, kiedy umierał papież Jan Paweł II, okazuje się, że jesteśmy narodem na trudne czasy. Idealnie się jednoczymy i funkcjonujemy w obliczu strasznego wydarzenia. Jednocześnie nasz reakcja jest typowa dla katastrofy lotniczej. Ponieważ większość z nas choć raz w życiu leciała samolotem, ta tragedia staje nam przed oczami, odczuwamy ją bezpośrednio, widzimy samych siebie na pokładzie spadającego samolotu. Przy okazji tego konkretnego wydarzenia odczuwamy również niedowierzanie w to, co się stało. Myślimy sobie, przecież prezydent powinien mieć zapewnione jak najlepsze warunki, być chroniony na sto procent, a środki transportu, którymi się porusza powinny spełniać wszelkie standardy bezpieczeństwa. Pytamy, o kogo zadbają, jak nie o prezydenta? Dlatego idziemy na miasto także po to, by sprawdzić, czy to wszystko jest prawdą.

WP:

Dlaczego tak silnie przeżywamy tę żałobę narodową?

- Powody są różne. Przede wszystkim stoimy bezradnie w obliczu katastrofy, która się zdarzyła, solidaryzujemy się z poległymi, dlatego, że ich lubiliśmy, bądź po ludzku jest nam ich żal. Możemy przecież kogoś nie lubić, ale nigdy nie życzymy mu śmierci. W obliczu takiej tragedii musimy starać się oddzielić nasze sympatie i antypatie od zwykłego, ludzkiego współczucia, postawić się w sytuacji rodzin i bliskich ofiar. Zastanowić się, jak byśmy sami czuli się w podobnej chwili. Np. dla Jarosława Kaczyńskiego to musi być przeżycie nie do wyobrażenia, przecież, kiedy poleciał identyfikować zwłoki, to tak jakby siebie zobaczył martwego. Ogrom jego tragedii rzuca na kolana.

WP: Jaką rolę w przeżywaniu spontanicznej żałoby odgrywa czynnik patriotyczny, poczucie lęku o państwo, które utraciło swoją „głowę”?

- Niewielką. Lęk o państwo jest dla ogółu pojęciem bardzo abstrakcyjnym. Tak silne przeżycie tej tragedii powoduje raczej fakt, że doszło do zachwiania naszego poczucia bezpieczeństwa. Odczuwamy lęk o to, co będzie dalej. Jako naród dostaliśmy nagle w głowę, bez ostrzeżenia. Przede wszystkim mamy jednak naturalną skłonność do odczuwania współczucia i empatii. Dużą rolę w postrzeganiu katastrofy odgrywa miejsce, w którym do niej doszło. Wyprowadzamy parabolę, że oto w Katyniu znów giną nasi.

WP: W związku z tym, że do tragedii doszło na terytorium Rosji, już dziś pojawiają się różnego rodzaju teorie spiskowe związane z katastrofą. Dlaczego?

- Musimy się z tym liczyć. Coś trzeba zrobić ze smutkiem, który odczuwamy, on sam nie zniknie, dlatego będziemy szukać winnych. Już teraz na forach internetowych można spotkać wpisy, że „Ruscy to nas zawsze dobiją”. Nie ufamy Rosjanom. W kontekście Katynia wciąż uważamy, że kłamią. W internecie pojawiają się pytania: czemu to Rosjanie zabrali czarne skrzynki, dlaczego sprawę katastrofy będzie badać komisja polsko-rosyjska, a nie tylko polska, o czym świadczy fakt, że zwłoki prezydentowej nie zostały przywiezione razem ze zwłokami prezydenta? W obliczu tragedii umykają nam zupełnie naturalne rzeczy, jak np. to, że zwłoki muszą być w fatalnym stanie, bo takie są prawa fizyki. Cześć gniewu na pewno obróci się w stronę pilota, co jest naturalnym mechanizmem, bo on bezpośrednio odpowiadał za bezpieczeństwo swoich pasażerów. Pozostaje tylko współczuć rodzinie pilota.

WP: Jako naród znajdujemy się obecnie w stanie szoku, dlatego tak bardzo chcemy być razem. Czy to poczucie wspólnoty, które odczuwamy będzie trwałe?

- Z doświadczeń po śmierci papieża wiemy, że niestety ten stan nie utrzymuje się długo. Na razie reagujemy w bardzo silnym stresie. Jednak już w niedzielę pojawiały się komentarze niezadowolonych internautów, że z powodu żałoby pozamykano sklepy i zniszczono ramówkę telewizyjną, a poza tym imprez nie ma i ogólnie jest niefajnie. Tragiczne historie staramy się jak najszybciej przykryć, powtarzamy sobie, to już się stało, już nam nic nie grozi. Chcemy żyć dalej, dlatego tak nas denerwuje, że ktoś nam przeszkadza w tym procesie powrotu do normalności.

WP: Wkrótce na nowo rozgorzeje kampania prezydencka. Jak pani sądzi, jak będzie ona wyglądała?

- Nie wyobrażam sobie, żeby przebiegała tak jak zwykle ma to miejsce w Polsce. To nie jest czas, ani miejsce na bezpardonową walkę polityczną. Pytanie, na ile politycy udźwigną tę odpowiedzialność. Trudno przewidzieć ich reakcje, bo tragedia w Smoleńsku niesamowicie zamieszała na scenie politycznej. Na pewno nikt przytomny nie powie dziś głośno: nie lubiłem Lecha Kaczyńskiego i miałem nadzieję, że nie będzie reelekcji, choć oczywiście wiele osób tak pomyśli. Politycy nie mogą przeszarżować z wyrażaniem sympatii dla Lecha Kaczyńskiego, bo zachowania niektórych z nich, już teraz część z nas odbiera jako typowo polityczną hipokryzję. Włącza się myślenie: przecież oni się wcale nie lubili, przecież się zwalczali, a teraz jeden mówi, że zmarły był jego najlepszym przyjacielem.

Rozmawiała Joanna Stanisławska, Wirtualna Polska

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)