Paweł Kukiz dla WP: Polska się wali, dlatego idę na wojnę
Zostaliśmy wtrąceni w Matrix, wmówiono nam, że Polska jest pępkiem świata, a w środku tego pępka jest konflikt PiS z PO. Tymczasem Polska jest przedmiotem, z którym świat się nie liczy. Panuje totalna anarchia, widzę analogię z czasami saskimi, które doprowadziły do zaborów. Podobnie może skończyć się teraz. Dlatego trzeba działać - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską muzyk Paweł Kukiz, kandydat na prezydenta.
10.02.2015 | aktual.: 01.03.2022 13:11
WP: Joanna Stanisławska: Po tym, co powiedział pan ostatnio o dziennikarzach właściwie nie powinien pan ze mną rozmawiać. Ani ja z panem.
Paweł Kukiz: Rzeczywiście "ścierwojady-pismaki" to było zbyt mocne określenie. I za to przepraszam. Ale moja opinia dotyczyła aparatczyków systemu, których tyle różni od dziennikarzy, ile chałturników od artystów. Dziennikarz to dla mnie osoba, która pisząc - myśli samodzielnie, może się zgadzać z rozmówcą lub nie, ale nie jest podporządkowana ideologicznie, nie przychodzi na rozmowę z gotowym planem.
WP: Jako kandydat na prezydenta będzie się pan musiał przyzwyczaić do tego, że będzie stale pod lupą. Ujawnienie szczegółów oświadczenia majątkowego, przy tym, co najpewniej pana czeka, to drobiazg.
- Ja się swoich pieniędzy nie wstydzę. Oburzyła mnie forma poinformowania. Podkreślenie słowa "musiał" ujawnić. Po pierwsze, niczego nie musiałem, bo jako radny nie mam takiego obowiązku, więc "ujawniłem" swoje zarobki z własnej woli. Po drugie, jakieś dwa tygodnie przed ich "ujawnieniem" powiedziałem o swoich dochodach w programie "Piaskiem po oczach"... A jeśli chodzi o stałe bycie na świeczniku, nie mam się czego obawiać: ze swoich grzechów dawno się wyspowiadałem. Zresztą, nie wyobrażam sobie, by można było wylać na mnie jeszcze więcej pomyj, niż do tej pory wylano.
WP: Magdalena Ogórek ogłosiła swój start i się zaczęło: rozbicie małżeństwa, romans z Bartoszem Węglarczykiem, mąż prawomocnie skazany. Czy znów nie poniosą pana nerwy?
- Wiem, że aparatczyk posunie się do wszystkiego, jest w stanie sprzedać własną matkę. Dlatego podtrzymuję swoje słowa, że jeśli ktoś skrzywdzi moją rodzinę, to zareaguję w sposób ostry, oczywiście w granicach prawa. Taka "podglądacka" działalność jest podła i z całą mocą będę się jej przeciwstawiał. Proszę sobie przypomnieć, co pseudodziennikarze zrobili Ani Przybylskiej tuż przed jej śmiercią.
WP: "Od kilku tygodni budzę się i zasypiam z pytaniem, czy to już TEN czas..." - napisał pan kilka dni temu na Facebooku. Decyzję podjął pan nie bez wątpliwości.
- Nie robię tego dla siebie, ale dla wszystkich Polaków. A szczególnie naszych dzieci i wnuków. Dla kolejnych pokoleń. Mam świadomość tego, co się dzieje. Nasz kraj stacza się w przepaść. Zostaliśmy wtrąceni w Matrix, wmówiono nam, że Polska jest pępkiem świata, a w środku tego pępka jest konflikt PiS z PO. Tymczasem Polska jest przedmiotem, z którym świat się nie liczy. Panuje totalna anarchia, widzę analogię z czasami saskimi, kiedy tak jak teraz działały dwory zupełnie oderwane od rzeczywistości, skłócone ze sobą, a kraje ościenne wiedziały, że na naszej ziemi mogą robić, co chcą. Zaraz po tym, jak uchwaliliśmy Konstytucję 3 maja, która dawała ogromne nadzieje na przywrócenie Polsce podmiotowości w świecie, doszło do zaborów. Podobnie może skończyć się teraz. Dlatego trzeba działać.
WP: Mówi pan Sienkiewiczem: "państwo polskie istnieje tylko w teorii"?
- Ależ on po prostu trafnie zdiagnozował naszą obecną sytuację! Żyjemy w partiokracji a nie w demokracji, władze sprawują tzw. mafie sejmowe, czyli grupy partyjnych jedynek, wystawianych przez wodzów. Polityków, którzy są porządnymi ludźmi można policzyć na palcach jednej ręki. Wszyscy oni są przeciwnikami jakichkolwiek zmian, bo mają dożywotnio zagwarantowaną partycypację w korzyściach płynących z udziału w układzie. Przecież gdyby ten system upadł większość z nich musiałoby np. wrócić do szkoły i pracować za 2,5 tys. na miesiąc. Dlatego w życiu z własnej woli nie zgodzą się na zmianę ordynacji.
WP: Jest pan wielkim krytykiem PO, ale długo był pan ulubieńcem PiS-owskiej prawicy, wielu łączy pana z PiS. Nie chciał pan wesprzeć tej partii?
- To system naczyń połączonych, w którym opozycja i koalicja to sztuczne pojęcia, a podziały światopoglądowe są fikcją. Opozycja - dziś jest nią PiS - w tym systemie może tylko pokrzyczeć, a potem idzie do kasy sejmowej i bierze pieniądze. Płaci im się za to, że jako przedstawiciele partii opozycyjnej atakują złodziejkę pana Nowaka, ale jednocześnie pan Hofman, z partii, która atakuje Nowaka robi dokładnie to samo co Nowak. Nie wiem, jakie są proporcje Nowaków w PO i Hofmanów w PiS, niemniej to oni są absolutną większością wśród partyjnych baronów. Prezydent musi być ponad tą partiokracją, jego zadaniem jest dbanie o dobro obywateli, bez względu na kolor skóry, światopogląd czy preferencje seksualne. Takiego kandydata dotąd nie było. Każdy traktował obywatela przez pryzmat interesu partii, z której się wywodził.
WP: Po co pan, muzyk, pcha się w ten brudny świat polityki?
- Był taki moment, że byłem przeszczęśliwy, bo spełniły się moje dziecięce marzenia: zostałem sławny, ludzie rozpoznawali mnie na ulicy. Zachwycił mnie świat gali i rautów. Kiedy jednak zobaczyłem, że aby to wszystko utrzymać muszę afirmować ten system, śpiewać, że jest fajnie i będzie jeszcze lepiej, a na własne oczy widzę, że jest inaczej - sumienie mi na to nie pozwalało. Traktuję działalność publiczną jak swój "krzyż". Nic przyjemnego a czasem wręcz cierpienie. Ale wiem, że idę po "jasnej stronie mocy" i ta świadomość mnie buduje. Mimo ogromu przeciwności.
WP: Zrobił pan bilans zysków i strat?
- To nie był skok w przepaść, rzucenie się pod pędzący pociąg, jestem ojcem trójki dzieci, dlatego musiałem zrobić wcześniej dokładnie się rozeznać, czy stać mnie na to, by iść na wojnę. Policzyłem wszystkie kredyty, wziąłem pod uwagę, że nie będę mógł grać już tylu koncertów i wyszło mi, że skończy się bezstresowe - pod względem materialnym - życie, ale wciąż będę mógł utrzymać rodzinę.
WP: Wszystkie partie, które w swoich programach miały postulat JOW-ów, zaraz po tym, jak dostawały się do parlamentu, zmieniały swój punkt widzenia.
- Bo żeby skutecznie walczyć z systemem, nie można używać jego narzędzi. Jeśli mielibyśmy wprowadzić jakąś siłę do sejmu, to tylko i wyłącznie na zasadzie ruchu obywatelskiego a nie partii politycznej z prezydium, skarbnikiem itd. I posiadałaby tylko jeden postulat - zmiany ustroju państwa na proobywatelski. Wielość postulatów prowadzi do podziałów już na początku drogi, a więc uniemożliwia osiągnięcie celu. Bo tylko w jedności siła.
WP: Jarosław Gowin twierdzi, że bez problemu zbierze pan 100 tys. głosów. Bez struktur to jednak wcale nie musi być takie proste.
- Na pewno nie będę szedł na żadne układy z partiami, podpisywał zobowiązań, że np. jeśli oni zbiorą mi podpisy, to w zamian otrzymają 15 jedynek w wyborach parlamentarnych. Wierzę, że zwycięży idea.
WP: Jest pan odważny. Liderzy głównych partii nie zdecydowali się na otwarte starcie z tak silnym Bronisławem Komorowskim. Kandydatów jest wielu. Niektórzy bardzo egzotyczni. Teraz pan znalazł się w tym gronie.
- To propaganda wbiła ludziom do głowy, że wszystko to, co nie jest Komorowskim jest oszołomstwem, tak jak wszystko co nie jest Platformą jest oszołomiarskie. Przykładem tego mechanizmu jest ostanie stwierdzenie Konrada Piaseckiego, który w rozmowie z Gowinem, nazwał mnie anarchistą, dlatego, że występuję przeciwko systemowi. Ale chyba pani przyzna, że Wielką Brytanię, gdzie obowiązuje ordynacja, za którą optuję, trudno nazwać krajem anarchii.
WP: Sobotnia spektakularna konwencja kandydata PiS zrobiła wrażenie. Duda to się może udać? Czuje pan oddech konkurenta na plecach?
- PiS ma swój twardy elektorat, który zagłosuje na kandydata mówiącego głosem Kaczyńskiego. Może odnieść dobry wynik, który będzie testem przed wyborami parlamentarnymi. Odnoszę jednak wrażenie, że PiS wcale nie chce zdobyć władzy. A to dlatego, że arytmetyka ordynacji proporcjonalnej wyklucza hegemonię jednej partii: została stworzona po to, by zawsze musiało dojść do koalicji. To był taki nasz kompleks PZPR. A PiS zdolności koalicyjnej nie ma żadnej.
WP: Zawsze może stworzyć koalicję z PSL.
- Nie ma takiej opcji, bo PSL jest biznesowo powiązana z PO. Teraz wystawili swojego kandydata tylko po to, żeby pokazać jacy są ważni, podbić swoją wartość negocjacyjną. To wszystko są zorganizowane klany, które mają jeden cel: żyć na koszt obywatela. To cała ich filozofia.
WP: Taką samą ma SLD? Kandydatura Magdaleny Ogórek wzbudza wiele emocji. To już czas na kobietę prezydenta?
- To mistrzowski ruch SLD - albo intuicyjny, albo w pełni świadomy. Zauważyli, że na hasło "partia" wyborca reaguje alergicznie, dlatego wystawili kandydatkę bezpartyjną o konotacjach katolickich, taką socjalistkę-katoliczkę, to działanie stricte marketingowe. Do tego to śliczna kobieta, mężczyźni przy piwie będą deklarować, że zagłosują na Ogórek po to, żeby rozwijać temat i skończyć na sąsiadce Marysi, ale przy urnie wybiorą mężczyznę. Kobiety też na nią nie zagłosują. To kandydatka wystawiona, ale niestety do wiatru. Zresztą ona nie mówi swoim głosem, ale głosem Millera.
WP: Adam Michnik stwierdził, że Bronisław Komorowski może przegrać tylko, jeśli pijany przejedzie na pasach zakonnicę w ciąży. Czy warto się bić, kiedy jego wygrana wydaje się przesądzona?
- Znam przypadek Włodzimierza Andrzeja Dorsza, dyrektora Biura Prawa i Ustroju Kancelarii Prezydenta, który w listopadzie 2011 r. potrącił na przejściu dla pieszych 80-latka, powodując u niego poważne obrażenia, a sąd umorzył wobec niego postępowanie, karząc jedynie 100 zł kosztów postępowania. Dlatego nie zdziwiłbym się, gdyby w przypadku prezydenta okazało się, że zakonnica w ciąży nie zachowała szczególnej ostrożności podczas zbliżania się do pojazdu uprzywilejowanego, nie mówiąc już o tym, że jej ciąża była nielegalna, bo powinna była zostać usunięta w związku z tym, że godziła w uczucia religijne prezydenta.
WP: Połączy pan siły z Januszem Korwin-Mikkem?
- Na pewno nie będę mu przeszkadzał, bo jest tak samo antysystemowy jak ja, jego celem również jest obalenie systemu poprzez wprowadzenie JOW-ów. Tutaj jednak kończy się mój sojusz z Korwinem, który chciałby wprowadzenia w Polsce monarchii. To może ciekawy pomysł, ale w Polsce nie mamy takich tradycji. Nie jestem też aż takim wolnorynkowcem jak Korwin, nie może być tak, że róbta co chceta, a najsilniejszy bierze wszystko. Ja jestem prawicowcem o lewicowym sercu.
WP: Powtarza pan postulat JOW-ów jak mantrę, Polacy są jednak zniechęceni polityką, a ten system sprawdza się w społeczeństwach rozbudzonych obywatelsko.
- Polacy też tacy mogą być, ale panujący system blokuje każdą inicjatywę obywatelską.
WP: Czy to na pewno dobry moment na zmianę systemu? Czy potrzebne nam wstrząsy, kiedy sytuacja na świecie jest tak niepewna?
- To jedyny moment, ostatni. Aktywnie popierałem Ukraińcom i nadal będę to robił na zasadzie Czerwonego Krzyża, ale kiedy zobaczyłem, że Polska zaczyna wychodzić przed szereg, a przecież nie zostaliśmy zaproszeni nawet na negocjacje w Mińsku i usłyszałem ostatnią wypowiedź Zbigniewa Bujaka, że byłoby fantastycznie, gdyby polscy żołnierze walczyli na Wschodzie, którą Duda skwapliwie poparł, złapałem się za głowę. Takie wymachiwanie szabelką to przejaw albo działalności agenturalnej, albo choroby psychicznej. Być może w ten sposób ten system się broni: chce wywołać zamieszanie na zewnątrz, żebyśmy zaabsorbowani wrogiem zewnętrznym, przymykali oczy na tę całą złodziejkę w kraju.
WP: To niebezpieczeństwo jest przecież realne. Dostrzega je prezydent Komorowski, który ogłaszając swój ponowny start podkreślił, że "konieczne jest posiadanie przez prezydenta kwalifikacji i doświadczeń koniecznych do wypełniania konstytucyjnego obowiązku zwierzchnika Sił Zbrojnych".
- Nie rozumiem, jak prezydent może się w ten sposób wypowiadać, w sytuacji, gdy jest współodpowiedzialny jako dawny szef MON a obecnie Zwierzchnik Sił Zbrojnych za tragiczny stan polskiej armii, w której 18 szeregowców przypada na jednego pułkownika albo generała! Jeżeli będziemy stali z boku, prowadzili rozsądną politykę względem Rosji, nie sądzę, żeby coś nam groziło. To komunikaty takie jak ten Bujaka ściągają na nas niebezpieczeństwo, bo dla Putina mogą być pretekstem do tego, żeby bez kamuflażu wkroczyć z regularną armią. A wtedy, czy pani myśli, że Niemcy i Francuzi nam pomogą?
WP: To pan przecież jeszcze niedawno porównywał strajki górników na Śląsku do Majdanu. Krytycy zarzucają panu, że chce pan podpalić Polskę.
- Raczej ugasić ogień. Skoro wszystko się wali, to wszyscy strajkują. Do pewnego momentu ulegali tej propagandzie, że jest fajnie i będzie jeszcze lepiej. Dziwię się, że tak późno otrzeźwieli. Ja mówię o tym od lat. Uważam, że Tusk spełniał zadanie demontera, osłabiał Polskę - czy mówiąc inaczej - "przystosowywał do warunków unijnych" i został ewakuowany przez Angelę Merkel w krytycznym momencie po aferze taśmowej. Wystarczy prześledzić, kiedy pojawiały się komunikaty o tym, że Tusk byłby świetnym politykiem w UE. Pierwszy raz przy okazji Amber Gold, kiedy istniało duże zagrożenie, że ten rząd upadnie. Drugi - przy aferze z zegarkiem Nowaka. A w końcu - taśmy. To nie był przypadek.
WP: To, co pan mówi, brzmi jak teoria spiskowa. A może protesty społeczne to skutek błędów premier Ewy Kopacz, która okazała słabość, poszła na zbyt duże ustępstwa wobec górników. Teraz pozostałe grupy wyczuły krew i wyciągają rękę po pieniądze.
- Dlaczego Czechom opłaca się mieć kopalnie? Jesteśmy pierwszym w Europie i trzecim na świecie krajem, jeśli chodzi o możliwości wydobywcze węgla kamiennego, a jednocześnie nie jesteśmy w stanie zapewnić sobie bezpieczeństwa energetycznego. A przecież to państwo jest właścicielem kopalni, więc to nie górnicy są nierentowni, tylko rząd, sejm, klasa polityczna. Zamiast skutecznie nimi zarządzać, złupili je.
WP: Co jeśli się panu nie uda?
- Jeśli Polacy uznają, że chcą żyć w obecnym systemie, że boją się jakichkolwiek zmian, dam sobie spokój. Nie będę ich na siłę uszczęśliwiał, bo demokracji nie da się narzucić siłą. Do niej trzeba dojrzeć. Podobnie jak z wiarą. Przekonywanie ludzi do Boga z pomocą ognia i miecza to bandytyzm a nie ekumena. Będę wiedział, że zrobiłem absolutnie wszystko, co mogłem, bo pani mnie widzi i wie, jak jestem zaangażowany. Z czystym sumieniem wrócę do tego, co kocham.
WP: I będzie pan śpiewał radosne piosenki?
- Oczywiście. Szczere na dodatek. Że mnie osobiście jest dobrze, że mam ładny samochód, duży dom i ogród i uwielbiam łowić ryby na Teneryfie. Będę śpiewał, że będzie zabawa, będzie się działo i żebyśmy się napili z tej radości. Skasuję pieniądze, pojadę do dom, a przed zejściem ze sceny krzyknę: "Sie ma! Róbta, co chceta! Póki jeszcze żyjeta".