Oni zyskują na sporze o krzyż - dzisiaj ich ruch
Efektem bitwy o krzyż PiS-PO jest luka, którą usilnie stara się wypełnić SLD. I myślę, że robi to z powodzeniem. Choć sądzę, że to nie Grzegorz Napieralski wykreuje silną, polską lewicę – mówi Wirtualnej Polsce dr Ryszard Kessler, politolog z Uniwersytetu Zielonogórskiego. O godz. 17 na pl. Konstytucji w Warszawie odbędzie się wiec SLD pod hasłem obrony konstytucji i świeckości państwa.
10.08.2010 | aktual.: 11.08.2010 12:03
Jak informuje „GW” organizatorzy liczą na to, że przyjdzie nawet kilkaset osób. – Absolutnie nie chcemy wykorzystywać „sporu o krzyż” do bieżącej gry politycznej. Chcemy jedynie bronić konstytucji, zasady świeckiego państwa, i sprzeciwiać się temu, co miało miejsce przed Pałacem Prezydenckim – tłumaczył kilka dni temu ogólne stanowisko Sojuszu w wywiadzie udzielonym Wirtualnej Polsce Tomasz Kalita.
Dodał, że po wakacjach Sojusz chciałby przygotować rzetelną debatę w Polsce (z udziałem wielu środowisk i autorytetów), dotycząca rozdziału Kościoła od państwa. „Debata, którą państwa Europy Zachodniej przebyły już dwa wieki temu. A w Polsce jeszcze się nie odbyła. Inne europejskie kraje dyskutują o minaretach, a nie krzyżach. O krzyżach Europa dyskutowała w średniowieczu” – mówił Kalita. O tym, jak bardzo SLD zyskuje na „bitwie o krzyż” PiS i PO, rozmawiamy z politologiem dr Ryszardem Kesslerem z Uniwersytetu Zielonogórskiego.
WP: Anna Kalocińska: O godz. 17 na pl. Konstytucji odbędzie się wiec SLD w obronie „świeckości państwa i konstytucji” i przeciwko wydarzeniom, które miały miejsce przed Pałacem Prezydenckim – to dobrze, że Sojusz miesza się w ideologiczną wojnę o krzyż?
Dr Ryszard Kessler: Ewidentnie Sojusz stara się pozyskać zwolenników. To reakcja podyktowana bardzo dobrym, 14-procentowym, wynikiem w pierwszej turze wyborów prezydenckich.
WP: Czy nie lepiej, gdyby trochę odczekał?
- Obserwując wczorajszą manifestację przed Pałacem Prezydenckim, można było zauważyć, że jej uczestnikami byli ludzie, którzy stanowią pewną lukę polityczną. To znaczy: w wojnie o krzyż nie przekonuje ich ani PiS, ani PO. Wypełnienie tej luki jest wspaniałą szansą dla Sojuszu. Robi więc dobrze, organizując wiec. Tak zaleca marketing polityczny: trzeba dotrzeć do wyborcy; cały czas pytać, czego chce. Pod tym względem działanie SLD jest logiczne.
WP: Na wczorajszy, nocny happening, przyszła przede wszystkim młodzież, która „skrzyknęła się” wcześniej na Facebooku. Czy ten 14-procentowy wynik Napieralskiego z pierwszej tury wyborów prezydenckich nie pokazał, że ma on już duże zaplecze młodych?
- Nie, bo jeszcze niedawno to poparcie miała Platforma, podczas gdy Sojuszu sięgało rzędu zaledwie ok. 5%. Widać, że powoli następuje przesunięcie. Coraz więcej młodych osób dostrzega lewicę. Tym, jak do tej pory działa SLD, może tylko zyskać sobie nowych zwolenników. Co więcej, wszystkie działania, które obserwujemy po kampanii ze strony Sojuszu, to próba pozostawienia przy sobie tych 14% zwolenników, którzy wtedy zagłosowali na Napieralskiego.
WP: Nie jest tak, że PiS, za sprawą ostatnich ostrych wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego, i PO, z powodu dość chwiejnej postawy Komorowskiego ws. krzyża, oddają swoje głosy walkowerem? Może SLD nie musi nic robić, żeby zyskać poparcie.
- Faktycznie tak jest. To jest luka dla tych wszystkich postaw, które z jednej strony nie akceptują agresywnej retoryki PiS-u i środowisk prawicowych, jak i mało dynamicznego zachowania Bronisława Komorowskiego i Platformy. I tu powstaje wolna przestrzeń, którą – mimo trwających wakacji – idealnie wypełnia SLD. Trudno powiedzieć, która z dróg jest dla Sojuszu lepsza: czy branie udziału w ideologicznej walce o krzyż, czy nie branie w niej udziału, obserwowanie jej przebiegu z boku. Bo prawda jest taka, że tych, którzy siedzą cicho, zwykle się nie zauważa. Jeśli nie wytwarzamy faktów medialnych, czegoś, co zainteresuje dziennikarzy, to nas nie ma. Z tego względu lepiej więc być aktywnym. Chociaż nie wątpię, że część elektoratu nie poprze takiego działania. Szczególnie starsze osoby mogą nie chcieć, żeby Sojusz wkraczał w nastroje agresji, wzajemnego obwiniania siebie. Ale prawda jest taka, że tak się dzisiaj robi politykę.
WP: Grzegorz Napieralski jest sprawnym politykiem? Może stworzyć silną, liczącą się – porównywalną z PiS i PO - partię?
- Szansa jest, ale przewodniczący SLD nie jest osobą, która ma silną osobowość i wyraziste poglądy. Sprawia raczej wrażenie człowieka, który powtarza to, co powiedzą mu specjaliści ds. marketingu politycznego. Dlatego myślę, że ciężko będzie Grzegorzowi Napieralskiemu budować nową, silną lewicę, z innym przesłaniem niż to, które było do tej pory.
Jeszcze kilka miesięcy temu, komentując aktualne wydarzenia, mówiłem, że scena polityczna w Polsce jest zabetonowana. Że PO i PiS ją zawłaszczyły, rozdzielając między siebie. Jednak w polityce nic nie jest dane nam raz na zawsze; nic nie jest pewne. W ostatnim czasie stworzyła się luka dla trzeciej siły, którą SLD – myślę, że z powodzeniem – mogłoby zapełnić.
Oczywiście z jakimś konkretnym projektem dla Polski. Bo na samych, w kółko powtarzanych, hasłach o świeckości państwa i walce ws. in vitro, się nie da. W ten sposób nie przekroczy się poparcia rzędu kilkunastu procent. Ale jeżeli byłby to projekt inny niż do tej pory pokazywany, coś autentycznego, w co ludzie chcieliby jeszcze raz uwierzyć, to czemu nie? Może raz jeszcze będziemy świadkami przebudowy tej sceny politycznej. Zresztą, gdyby SLD stało się trzecią siłą, byłoby to z korzyścią dla polskiej demokracji. Ale myślę, że to nie będzie lewica Grzegorza Napieralskiego, gdyż on tego nie wykreuje.
WP: W rozmowie z Wirtualną Polską Tomasz Kalita z SLD nie szczędził słów krytyki i Jarosławowi Kaczyńskiemu, i – Bronisławowi Komorowskiemu.
- Sojusz pilnie szuka nowych twarzy. Próbuje dokonać wymiany starych liderów na nowych. Musi robić to w sposób wyrazisty, stąd zmiana przekazu medialnego na bardziej agresywny. To jest, jak mi się wydaje, główną przyczyną takiego zachowania.
Rozmawiała Anna Kalocińska, Wirtualna Polska