Polska"Odcięte kończyny były wszędzie" - relacja Internauty

"Odcięte kończyny były wszędzie" - relacja Internauty

- Z radiostacji dobiegały komunikaty o rannych i zabitych, o odciętych rękach i nogach, a także oczach wyłupanych kawałkami szkła - pisze Internauta Wirtualnej Polski Andrzej Winiarski, który pełnił służbę jako strażak 15 lutego 1979 roku, gdy wybuch gazu zniszczył Rotundę w Warszawie. W katastrofie zginęło 49 osób, a 110 zostało rannych. Wczoraj obchodziliśmy 32. rocznicę tego wydarzenia.

"Odcięte kończyny były wszędzie" - relacja Internauty
Źródło zdjęć: © PAP

16.02.2011 | aktual.: 16.02.2011 14:57

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

- Nie przypuszczałem, że znajdę się w samym oku cyklonu. Że będę ratownikiem i świadkiem jednej z największych tragedii w historii powojennej Polski, która pochłonęła kilkadziesiąt ofiar - wspomina Andrzej Winiarski, dyspozytor Stołecznego Stanowiska Kierowania, Komendy Stołecznej Straży Pożarnych, który w dniu 15 lutego 1979 r. pełnił służbę.

"Byłem w ogniu wydarzeń"

Byłem świeżo upieczonym, dwudziestokilkuletnim podoficerem pożarnictwa. Służba 15 lutego 1979 r. była dla mnie czwartą w nowym miejscu pracy. Ja, młody strażak pochodzący z prowincji, pełniłem obowiązki radiooperatora stołecznego stanowiska kierowania. Funkcję oficera dyżurnego pełnił Mieczysław Sawicki. Rozpocząłem służbę od nałożenia taśm na magnetofony sprzężone z radiostacją, które nagrywały całą prowadzona korespondencję radiową z podaniem dokładnego czasu.

Dochodziło południe. Utrzymywałem łączność radiową z jednostkami w terenie. W pewnej chwili Waldek, obsługujący konsolę telefoniczną, krzyknął: "Andrzej wybuchła Rotunda!!!"

Jeszcze nie zdawałem sobie sprawy z ogromu tragedii, jaka właśnie w tej chwili się wydarzyła. Na miejsce akcji do Banku PKO, znajdującego się przy skrzyżowaniu ulicy Marszałkowskiej i Alej Jerozolimskich, wyjechały pierwsze wozy bojowe z III Oddziału oraz samochód dowodzenia i łączności o kryptonimie "Unia". Wysyłane do akcji jednostki zgłaszały mi kolejno swój wyjazd. Za kilka minut, kiedy "Unia" dotarła do Rotundy, Jurek dosłownie krzyczał przez radio: "jest tu straszny widok! Przyślij maksymalną ilość karetek pogotowia!"

Odcięte ręce i nogi

Pobiegłem do Waldka przy konsoli telefonicznej. "Karetki już jadą" - powiedział. Za oknem było słychać wielki, przeraźliwy jęk, jakby płacz syren pędzących na pomoc samochodów. Spojrzałem na konsole, ujrzałem wszystkie zapalone czerwone lampki telefonu alarmowego 998. Na miejsce zdarzenia pojechał także "Orion", drugi samochód dowodzenia i łączności.

Z radiostacji dobiegały komunikaty o rannych i zabitych, o odciętych rękach i nogach, a także oczach wyłupanych kawałkami szkła, o damskim kozaku z uciętą na równo z brzegiem cholewki nogą. Rannych przewożono do warszawskich szpitali, zabitych transportowano do prosektorium na Oczki. Pamiętam dobrze informacje od Jurka, że na Oczki zwieziono 60 lub 70 zabitych.

Po południu paraliżująca informacja o wybuchu Rotundy obiegła całą Polskę. Meldunki o odnajdywanych wśród ruin zabitych i rannych dobiegały coraz rzadziej. Z akcji powracali ubrudzeni i zmęczeni koledzy. Powrócił też Jurek, który powiedział do mnie: "Andrzej byłeś dobry, byłeś bardzo dobry, dobrze wyszkolili cię w tym Przemyślu".

Następnego dnia rano, kiedy zdałem służbę kolegom z trzeciej zmiany, wmieszany w tłum, jadąc do domu tramwajem, zobaczyłem ruiny i powyginane konstrukcje Rotundy. Tramwaj nieco zwolnił, wszyscy ludzie w milczeniu patrzyli w stronę wczorajszej tragedii. Pamiętam także poprzedzające tę tragedię pożary sklepów Peweksu w różnych dzielnicach Warszawy. "Widok był straszny, koledzy nie chcieli rozmawiać"

W niedługim czasie po wybuch w Rotundzie nastąpiła katastrofa samolotu, w której zginęła m.in. Anna Jantar. Koledzy, którzy przyjechali na miejsce tragedii ujrzeli tak straszny widok, że trudno było z nimi o tym rozmawiać.

Cała Polska pod koniec lat siedemdziesiątych triumfowała. 16 października 1978 r. wybrano papieża Polaka. 2 czerwca 1979 r. jako strażak miałem zaszczyt zabezpieczać pielgrzymkę papieża Jana Pawła II na ówczesnym Placu Zwycięstwa w Warszawie. Wsłuchiwałem się w słowa Papieża, które stały się przesłaniem :"wołam ja, syn polskiej ziemi, a zarazem ja Jan Paweł II, papież. Wołam z całej głębi tego tysiąclecia, wołam w przeddzień Święta Zesłania, wołam wraz z wami wszystkimi: niech zstąpi Duch Twój! Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi. Tej ziemi!".

Dziś wracają do mnie pytania z tamtych lat. Może ktoś przez wypadek w Rotundzie usiłował zakłócić radość i nadzieję Polaków, jaką dawał Jan Paweł II? Może eskalacja tragedii była świadomym wprowadzeniem zamętu w budzącym się do wolności państwie? Później, kiedy przechodziłem obok odbudowanej i tętniącej życiem Rotundy, doznawałem dziwnego uczucia. Jakby ucisk serca, bezdech.

"Zapisy z dyżurów można odtworzyć jeszcze dziś"

Ponad trzydzieści lat temu w Stołecznym Stanowisku Kierowania Stołecznej Komendy Straży Pożarnych, za pomocą magnetofonów rejestrowaliśmy każdą rozmowę z podaniem dokładnego czasu na tyle skutecznie, że dziś z pewnością można bez żadnych nadzwyczajnych urządzeń technicznych odtworzyć przebieg każdej służby z dokładnością do jednej sekundy. Dlatego wsłuchując się w informacje i śledząc tragiczne wydarzenia z dnia 10 kwietnia 2010 r., nie mogę zrozumieć dlaczego do chwili obecnej nie odczytano rejestrów korespondencji i komunikatów z wieży kontrolnej lotów lotniska pod Smoleńskiem, czy zapisów czarnych skrzynek.

Internauta Andrzej Brzezina Winiarski

Masz pomysł na ciekawy artykuł? Chcesz opublikować własny felieton? ** Zamieścimy Twój tekst w naszym serwisie!

Źródło artykułu:WP Wiadomości
relacjainternautawarszawa
Komentarze (61)