Ocalały Polak: strzelali do ludzi jak do kozłów ofiarnych
- Chcemy zakładników amerykańskich i brytyjskich - żądali w środę wieczorem od przerażonych gości hotelowych w Bombaju uzbrojeni po zęby napastnicy. Ci, którym udało się uciec terrorystom mówią, że to były najgorsze chwile w ich życiu. - Widziałam kałuże krwi - relacjonowała jedna z ocalałych. - Terroryści strzelali do ludzi na oślep jakby to były jakieś kozły ofiarne - mówił Polak ocalały z zamachu w TVN24. Na 13. i 14. piętrze hotelu Oberoi wybuchł pożar. W hotelu jest jeszcze uwięzionych 200 turystów. W zamachach zginęło co najmniej 125 osób, 327 jest rannych.
Rzecznik polskiego MSZ Piotr Paszkowski poinformował, że z najnowszych informacji przekazanych resortowi wynika, iż wśród ofiar oraz rannych w wyniku zamachów w Bombaju nie ma Polaków. Zapewnił, że czworo Polaków, którzy przebywali w dwóch hotelach Taj Mahal i Trydent Oberoi, jest już na wolności i w bezpiecznym miejscu. Podkreślił, że osoby te zostały otoczone opieką konsula.
Do zamachów przyznała się mało znana do tej pory organizacja Mudżahedini Dekanu. - Mówili wszystkim, by się nie ruszali, podnieśli ręce do góry, a potem pytali, czy są wśród nas Brytyjczycy lub Amerykanie - relacjonował Anglik Alex Chamberlain, któremu udało się uciec z zaatakowanego przez terrorystów hotelu Oberoi. - Przyjaciele mówili, żebym nie udawał bohatera, nie przyznawał się, że jestem Brytyjczykiem" - kontynuował. Jeszcze przed ucieczką Chamberlain widział zakładników wyprowadzanych przez terrorystów na wyższe piętra.
Przebywająca w hotelu przedstawicielka władz regionu madryckiego Esperanza Aguirre przyznała, że dopiero widząc panikę w oczach hotelowego personelu, zrozumiała, iż to co się dzieje jest na zupełnie niespotykaną skalę. Kobiecie i jej delegacji udało się wydostać z hotelu, ale byli oni ewakuowani jako jedni z ostatnich.
Gdy wraz z ok. 200 osobami znaleźli się w hotelowym holu, powiedziano im, że mają się stamtąd nie ruszać. Jednak kilka chwil później, gdy pojawiły się płomienie członkowie hiszpańskiej delegacji postanowili uciekać.
- Widziałam kałuże krwi, ale nie widziałam ani rannych, ani terrorystów - podkreśliła Aguirre.
Terroryści w t-shirtach
Dokładnie taki sam cel - zlokalizować Amerykanów lub Brytyjczyków - mieli terroryści w luksusowym hotelu Taj Mahal.
Brytyjka z Hongkongu Rakesh Patel opowiedziała, że napastnicy przyszli od strony restauracji i kazali zakładnikom wspinać się po schodach. - Byli bardzo młodzi, prawie dzieci, nosili dżinsy i t-shirty - opisała ich Patel, której udało się ukryć na 18. piętrze z grupą ok. 25 innych przerażonych ludzi. - Bez wątpienia było to najgorsze doświadczenie w moim życiu. Sześć bardzo, bardzo ciężkich godzin - opowiedziała.
Z kolei Amerykanka Marilyn Ernsteen, która z mężem zatrzymała się w Taj Mahal, początkowo wzięła wybuchy za sztuczne ognie. Nieświadomej sytuacji kobiecie pracownicy hoteli kazali zamknąć się w pokoju i zgasić światła.
W czwartek po południu w dalszym ciągu nie było jasne, czy antyterrorystom udało się uwolnić wszystkich zakładników z hotelu Taj Mahal. W zabytkowym holu hotelu wybuchł ogromny pożar, który wielu gościom odciął drogę ucieczki.
W drugim z hoteli - Oberoi - w dalszym ciągu przebywa 20-30 ludzi - poinformował wysoki rangą przedstawiciel indyjskiego MSW, odpowiadający za sprawy bezpieczeństwa.
Według niego ponad 10 pięter budynku zostało już oczyszczonych przez agentów ochrony. Ten sam przedstawiciel przekazał, że oczyszczono też kilka pierwszych kondygnacji hotelu Taj Mahal.
- Ja się tak cieszę, że żyję, jakbym się co najmniej drugi raz urodził - mówił na antenie TVN24 Polak uwolniony z rąk terrorystów z hotelu Oberoi.
Relacja Polaka z zamachu jest dramatyczna. - To było straszne. To jest ogromny hotel, jak studnia. Każdy odgłos, każdy strzał jest zwielokrotniony. Nagle wyskakuje paru facetów i strzela na oślep do ludzi, którzy siedzieli przy stolikach. (…) Strzelali, jakby to były jakieś kozły ofiarne, albo na jakimś stosie ofiarnym tych ludzi składali - mówił nasz rodak.
Dalej nie było lepiej. - Było bardzo trudno. Słyszało się ostrzeliwanych ludzi, albo bomby - mówił mężczyzna. - Zobaczyłem coś, co będzie mi się śniło do końca życia - mówił ocalony Polak. - Przepędzali ludzi na 18. piętro, a później zaczęli ich rozstrzeliwać, bo coraz bardziej dochodziło do nich to, że będą wystrzelani jak kaczki przez służby specjalne - mówił nasz rodak. I dodał: przez 16 godzin żyłem w stresie, kilka razy żegnałem się z żoną. Bohaterska kucharka
W czwartek rano terroryści zaatakowali także siedzibę żydowskiej ortodoksyjnej grupy Chabad-Lubawicz. W 12 godzin po ataku 44-letnia kucharka pracująca w ośrodku, Sandra Samuel, usłyszała na korytarzu, za drzwiami pokoju, w którym się zabarykadowała, płacz dziecka. Kobieta błyskawicznie podjęła decyzję - otworzyła drzwi, złapała 2-letniego chłopca i uciekła razem z jeszcze jednym pracownikiem centrum. To jedyne osoby, którym dotąd udało się uciec z oblężonego budynku.
Według Sandry Samuel, chłopiec jest synem głównego rabina Gavriela Noach Holtzberga. Dziecku nic się nie stało.
Rzeczniczka ośrodka powiedziała z Izraela, że w budynku w chwili ataku znajdowało się osiem osób, w tym rabin z żoną.
Kim są sprawcy zamachu?
Obrażenia poniosło m.in. 7 Brytyjczyków, 3 Amerykanów i 2 Australijczyków. Napastnicy zaatakowali wiele punktów miasta, m.in. hotele, stację kolejową oraz lotnisko. Uzbrojeni mężczyźni w wieku 20-25 lat strzelali na oślep z broni automatycznej i rzucali w tłum granaty.
Do zamachów przyznała się mało znana do tej pory organizacja Mudżahedini Dekanu. Jest ona prawdopodobnie związana z ugrupowaniem Indyjskich Mudżahedinów, mającym na koncie ataki terrorystyczne na terenie Indii.