"Ktoś ma tę krew na rękach"
W obszernym wywiadzie dla tygodnika "Uważam Rze" Marta Kaczyńska opowiada o życiu po 10 kwietnia 2010 r. Twierdzi, że mocno wspiera Jarosława Kaczyńskiego zwłaszcza, że - jej zdaniem - za mało go wspierała podczas kampanii prezydenckiej. Ujawnia także, że najprawdopodobniej mąż Marcin Dubieniecki przestanie być jej pełnomocnikiem ws. dotyczących katastrofy smoleńskiej.
Śledztwo
- Moim zdaniem ktoś ma tę krew na rękach. To nie były same przypadki, to nie były siły bezosobowe. Dlaczego kontrolerzy lotów nie chcieli przyjmować samolotu, a ktoś w Moskwie ich przymusił? Dlaczego Paweł Plusnin, jeden z kontrolerów, mówił że chciał ich ratować, ale mu nie pozwolono? Kto nie pozwolił? - takie pytania stawia w rozmowie z Michałem i Jackiem Karnowskimi Marta Kaczyńska.
Dodaje, że spoglądając na sprawę z pewnego oddalenia, ale ze znajomością szczegółów zobaczymy, że zbiegów okoliczności jest w tej tragedii zdecydowanie za dużo. - Np. zlekceważony sygnał o podwyższonym zagrożeniu terrorystycznym 10 kwietnia, który otrzymały polskie służby specjalne. Nikt z tym nic nie zrobił - podkreśla córka Marii i Lecha Kaczyńskich.
Jak przyznaje po 10 miesiącach od tragedii, polskie społeczeństwo zostało nią podzielone. - Moment, kiedy ten podział rozpoczęto, da się wskazać bardzo precyzyjnie - to była chwila, kiedy prezydent Komorowski zapowiedział usunięcie krzyża sprzed Pałacu Prezydenckiego. To było połamanie uczuć tych, którzy starają się o tej katastrofie pamiętać. Oczerniono ich, choć nie robią niczego złego - wspominają, modlą się - uznano za oszołomów - mówi Marta Kaczyńska.
Dalej opowiada, że sama przegląda akta prokuratury i choć do tej pory jej mąż (Marcin Dubieniecki) był jej pełnomocnikiem, to stwierdza, że najprawdopodobniej w tej sprawie sama będzie się zajmowała analizą przebiegu śledztwa. - Do tej pory moim pełnomocnikiem w tym temacie był mój mąż, ale w tej sprawie najprawdopodobniej się rozstaniemy - stwierdza.
Pamięć
Jak mówi córka zmarłej pary prezydenckiej, każdego 10. dnia miesiąca zapala świeczkę u rodziców w mieszkaniu i idzie na mszę św. w ich intencji i innych ofiar. - Gdybym nie miała dzieci i rodziny zapewne jeszcze mocniej zaangażowałaby się w poszukiwanie prawdy - mówi. - Mam jednak dwie małe córeczki, które mają prawo do uśmiechniętej mamy, mają prawo do normalnej, radosnej rodziny. Chcę, żeby czas ich dzieciństwa nie został drastycznie przecięty katastrofą 10 kwietnia. Oczywiście, to nie jest proste, tęsknią za dziadkami - dodaje.
Jej zdaniem pomnik ku czci wszystkich ofiar katastrofy powinien stanąć w pobliżu Pałacu Prezydenckiego, bo to miejsce ludzie wskazali spontanicznie po 10 kwietnia, tam właśnie się gromadząc. - Równolegle - mówię to jako córka i jako osoba kochająca Polskę - mojemu tacie za jego zasługi dla kraju, za jego wieloletnią, bezinteresowną pracę dla Rzeczpospolitej należy się jego własny pomnik, niezależny od katastrofy.
Marta Kaczyńska ujawnia również, że dla niej najważniejszym miejscem pamięci jest Wawel, gdzie pochowani są jej rodzice. Choć przyznaje, iż jest to bardzo daleko, bo na codzień mieszka w Gdyni i nie może pobyć z rodzicami zupełnie sama, za czym czasem tęskni. - Jednak jestem dziś jeszcze bardziej pewna, że decyzja o tym, by pochować rodziców na Wawelu, była słuszna. Tysiące ludzi, którzy przychodzą tam oddać parze prezydenckiej hołd, są na to najlepszym dowodem - podkreśla.
Polityka
Marta Kaczyńska odnosi się także do kampanii prezydenckiej swojego stryja Jarosława Kaczyńskiego. - Dziś oceniam, że za mało go wspierałam. Mogłam zrobić więcej, bałam się jednak zarzutów o wykorzystywanie tragedii smoleńskiej. Potem poznałam sondaże, które mówiły, że gdybym mocniej wsparła stryja, wynik byłby dużo lepszy. Żałuję, że nie było mnie więcej - przyznaje córka Marii i Lecha Kaczyńskich.
Zapytana czy czuje się człowiekiem Prawa i Sprawiedliwości Marta Kaczyńska mówi, że nigdy nie zabiegała, by istnieć politycznie. - Przede wszystkim jestem obywatelem. Na pewno podzielam cele i założenia PiS. Im jestem starsza, tym bardziej rozumiem ich słuszność - mówi.
Dodaje, że możliwe jest jej wejście w politykę, ale na razie za wcześnie o tym mówić. - Zostałam wychowana w taki sposób, że sprawy naszego kraju nigdy nie będą mi obojętne - podkreśla.