"Kredytowe narzeczone" - afgańskie dziewczynki są wymieniane za... długi opiumowe
Ich historie zaczynają się podobnie: bieda zagląda w oczy całej rodzinie, która decyduje się zaciągnąć dług u lichwiarza. Szanse na jego spłatę daje uprawa maku. Ale to również ryzyko, bo w Afganistanie z opium walczą siły rządowe i międzynarodowe. Gdy więc przychodzi dzień oddania pożyczki, a w kieszeniach nadal jest pusto, afgańskim ojcom wydaje się, że jedynym rozwiązaniem jest... oddanie córki. Takie "kredytowe narzeczone" są wydawane za mąż za starców, zmuszane do prostytucji czy stają się "mułami" do przemycania narkotyków.
Mohammad Zahir Khan w rozmowie z amerykańskim wydaniem "Newsweeka" wyznał: - Do końca życia będę się wstydził za to, co zrobiłem mojej córce. Wciąż nie potrafię spojrzeć jej w oczy.
Co takiego uczynił Mohammad, ubogi rolnik z prowincji Nangar w Afganistanie?
Zacznijmy może od tego, że 2012 rok, oględnie stwierdzając, nie był dla niego pomyślny. A mówiąc wprost, był najgorszym w jego ponad 40-letnim życiu. Początek zapowiadał się obiecująco: od lichwiarza pożyczył równowartość 850 dolarów - sumę, za którą mógł wyżywić rodzinę, załatwić najpilniejsze potrzeby, zreperować to i owo, a przede wszystkim kupić ziarna maku lekarskiego, którymi zamierzał obsiać trzyakrowe poletko. Układ był jasny - gdy tylko nadejdzie czas zbiorów, Mohammad odda wierzycielowi 10 kilogramów opium (wysuszonego soku mlecznego), których rynkowa wartość to około 1250 dolarów.
Jak zaplanował, tak zrobił. Kupił, obsiał, czekał. Wiosną zebrał 45 kilogramów opium. Połowę od razu zgarnął właściciel ziemi, którą dzierżawił, reszta miała pokryć spłatę długu i zapewnić rodzinie Mohammada przetrwanie. Ale jego żona niespodziewanie zachorowała. Poważne problemy z nerkami zmusiły ją do wyjazdu do prywatnej kliniki w Pakistanie. Na leczenie poszły wszystkie pieniądze, jakie udało mu się zebrać ze sprzedaży zbiorów.
Jakby tego było mało, gubernator prowincji, Gul Agha Sherzai, właśnie w tym czasie postanowił wypowiedzieć wojnę narkotykom (czytaj: rolnikom uprawiającym pola makowe). Setki z nich trafiły za kratki, a 18 tysięcy ha pól uprawnych poszło z dymem.
Dług rósł, a wraz z nim frustracja Mohammada. Wiedział, że nie będzie w stanie go spłacić zbyt szybko - może nawet nigdy. Wierzyciel okazał się wyrozumiały. Zaproponował, że umorzy dług, a nawet dopłaci 1,5 tysiąca dolarów. Cena, jaką miał za to zapłacić Mohammad, była jednak zdecydowanie większa. Bo wierzyciel zażądał, by 16-letnia córka Mohammada, Gul Ghoti, poślubiła jego 15-letniego syna.
Mohammad pociesza się. - To honorowy człowiek - mówi o nim. A o niej, to znaczy swojej córce: - Przynajmniej jest już na tyle dorosła, żeby wyjść za mąż.
I ma sporo racji. - Wielu rolników zaciągnęło dług u przemytników, żeby uprawiać mak, a kiedy rząd rozpoczął operację niszczenia plantacji, nie mieli jak spłacić baronów narkotykowych. Dostali ultimatum: "Oddajcie nam swoje najmłodsze córki albo was zabijemy" - wyjaśnia Nadżibullah Qureishi, afgański dziennikarz i filmowiec.
Oczywiście ojcowie wybierają pierwszą opcję. A wtedy "dziewczynki są błyskawicznie wywożone za granicę, głównie do Pakistanu i Iranu, gdzie są dalej sprzedawane, wydawane za mąż za starców, wykorzystywane jako "muły" przemycające narkotyki do innych krajów", jak wylicza dziennikarz w rozmowie z niemiecką stacją nadawczą Deutsche Welle. - W wielu przypadkach są również zmuszane do prostytucji - dodaje.
Opium w Afganistanie
Afgańska ziemia nie ma wiele do zaoferowania ludziom, którzy po niej stąpają. Twarde warunki geograficzne i klimatyczne nie dają zbyt wielkich możliwości rolnikom, którzy stanowią ok. 93 proc. tego 30-milionowego kraju. Uprawia się tu więc przede wszystkim owoce (granaty, morwy, morele, winogrona, melony), pistacje i zboża, głównie pszenicę i kukurydzę. Wielu chłopów nie potrafi czytać ani pisać, ale liczyć już tak. Skoro uprawa pszenicy albo kukurydzy przynosi z akra (przy tzw. dobrych wiatrach) około 250 dolarów zysku rocznie, a pola maku lekarskiego (którego niedojrzałe główki nacina się, uzyskując sok mleczny i po wysuszeniu otrzymując opium) dziesięciokrotnie więcej, kalkulacja jest prosta. Tak prosta, że według UNODC źródłem utrzymania 500 tysięcy afgańskich rodzin są uprawa maku i produkcja opium. Jeśli wziąć pod uwagę, że przeciętnie w jednym gospodarstwie domowym zamieszkuje sześć osób, okaże się, że utrzymuje się z nich co dziesiąty mieszkaniec kraju. Do ich kieszeni trafiają jednocześnie grosze i
majątek.
Grosze, bo choć rocznie zarabiają na uprawie około miliarda dolarów, a wartość globalnego rynku handlu opium wyceniana jest na 65 miliardów dolarów, większość zysków trafia do kieszeni przemytników, pośredników, kontrolujących obrót talibów i skorumpowanych urzędników.
Majątek, bo średnio na rodzinę przypada 2,5 tysiąca dolarów zysku rocznie - a więc dwukrotność średniej rocznej pensji w Afganistanie.
Rząd oczywiście od lat obsypuje ich obietnicami, z których nic nie wynika. A przynajmniej nic pozytywnego. - W 2001 roku panował wielki optymizm w moim kraju. Przyszłość wydawała się świetlana. Rolnicy wierzyli w publiczne zapewnienia i oczekiwali wielkich inwestycji w agrokulturę, które miały pomóc im zrezygnować z uprawy maku - wyjaśnia Qureishi. W rzeczywistości jednak nie mają oni praktycznie żadnych szans na otrzymanie pieniędzy z rządowej kasy: ani w formie pożyczki, ani odszkodowania za wypalone pola. - (Urzędnicy) dzielą wszystko między sobą. Zarządcy dystryktów dostali na ten cel mnóstwo pieniędzy, ale ludzie nie mają z tego nic - mówi jeden z nich w filmie Qureishiego "Opiumowe zakładniczki".
Dlatego zapewnienia urzędnika, który stwierdza, że rolnicy "współpracują z nami (przy niszczeniu upraw) i są bardzo szczęśliwi", brzmią jak wyświechtana śpiewka. Tym bardziej, że już w kolejnej wypowiedzi sam rozwiewa tę propagandową mgiełkę: - Nawet gdyby byli z tego niezadowoleni, musielibyśmy wdrożyć przepisy.
Dlatego jeden z rolników zapewnia Qureishiego: - Póki żyjemy, będziemy uprawiać mak. Nie przestaniemy, bo nie mamy wyboru.
Według obliczeń innego, zysk otrzymywany z dwuakrowego pola jest 20-krotnie większy niż dochód z takiego samego areału pszenicy. - Nieważne, jak bardzo rząd się będzie starał, nie oddamy naszych zbiorów. Jesteśmy gotowi za nie umrzeć.
Z tą śmiercią to gruba przesada. Wiadomo, że "ci, którzy pożyczają pieniądze, nie mają żadnej litości", jak stwierdza w rozmowie z "Newsweekiem" starzec, który ponad 10 lat temu sprzedał swoją córkę. Na potwierdzenie swoich słów przytacza pogłoskę, która krąży w okolicy: jeden z dłużników został związany i zamknięty w małym pokoju bez okien, ale za to z tlącym się ogniskiem. Zaczadził się na śmierć.
Jednak w obliczu ultimatum: córka albo życie, wszyscy wybierają pierwsze rozwiązanie.
Narzeczona za dług
Nazywają je "kredytowymi narzeczonymi". Według rządu przypadki sprzedawania (czy raczej: wymiany) dziewczynek za długi opiumowe to jednostkowe, marginalne przypadki. Na tyle marginalne, by zupełnie się nimi nie zajmować. - Mogę powiedzieć w zaufaniu, że nawet jeśli takie historie mają miejsce gdzieś w Afganistanie, jest ich niewiele - zapewnia Janan Mosazai, rzecznik ministerstwa spraw wewnętrznych, w rozmowie z Deutsche Welle. Z kolei Sayed Abadullah w filmie Quraishiego już nie w zaufaniu, a oficjalnie stwierdza: - O niczym takim nie słyszeliśmy.
Jego słowom przeczą ustalenia Fariby Nawy, reporterki "The Atlantic". Gdy w 2003 roku próbowała uratować jedną ze sprzedanych dziewczynek i doniosła o jej przypadku Niezależnej Afgańskiej Komisji Praw Człowieka, usłyszała lakoniczne stwierdzenie: "Cóż, jest tylko jedną z tysięcy".
Z kolei Jean-Luc Lemahieu, regionalny przedstawiciel UNODC w Afganistanie i sąsiednich krajach, podkreśla, że problem nie ogranicza się do opium. - W wielu sytuacjach kobiety są wykorzystywane do rozliczeń finansowych - stwierdza. W ilu sytuacjach i jak wiele kobiet i dziewcząt - to liczba, której w żaden sposób nie da się ani odgadnąć, ani tym bardziej choćby orientacyjnie oszacować. - Ten rok będzie najgorszy od ośmiu lat. Zostanie sprzedanych więcej córek - przewidywał w rozmowie z "Newsweekiem" w 2008 roku Baz Mohammad, 65-letni plantator maku z Nangar.
Wiele wskazuje na to, że się pomylił. Dla niego i setek tysięcy chłopów apokalipsa nastała dopiero w 2012 roku. Choroby i kapryśna pogoda spowodowały katastrofalny nieurodzaj, a agresywne działania władz w celu wyrugowania nielegalnych pól uprawnych dopełniły dzieła.
Quraishi w czasie prac nad filmem w tym samym roku spotkał co najmniej setkę rodzin-zakładników biedy, które zdecydowały się na desperacki krok i sprzedały swoje córki. Według Manizhy Naderi Parand z organizacji Women for Afghan Women, która prowadzi schroniska dla kobiet w całym kraju, część "kredytowych narzeczonych" popełnia samobójstwo. Niektórym udaje się uciec i jeśli mają pecha (a w nieprzychylnym "słabszej płci" Afganistanie o to nietrudno), zostają złapane i trafiają do więzienia, w najlepszym przypadku do schroniska. Większość poddaje się losowi, który zgotowało im życie i ich ojcowie.
- To było moje przeznaczenie. Przyzwyczaiłam się do tego - stwierdza w rozmowie z reporterką "The Atlantic" 22-letnia Darya, 10 lat wcześniej sprzedana przez ojca-dilera za opiumowe długi. Choć zapewnia, że mu wybaczyła, jednocześnie stwierdza: - Powinien był znaleźć inne rozwiązanie. To, co mi zrobił, było złe.
W większości przypadków dziewczynki stają się "opiumowymi zakładniczkami" przez ojców-rolników, ale bywa i tak, że zostają sprzedane przez ojców-narkomanów. Według UNODC co trzydziesty Afgańczyk jest uzależniony od opium. Jedna z byłych pracownic sektora prewencji narkotykowej i edukacji opowiedziała w rozmowie z "The Atlantic", że pracowała kiedyś z rodziną, której ojciec sprzedał trzy córki, żeby mieć środki na zakup narkotyków.
O tym, jaki los gotują swoim córkom, rzadko mogą się przekonać, bo te znikają często bez śladu. Historie nielicznych, którym udaje się uciec, to litanie bólu i wstydu. Bohaterką jednej z nich jest 11-letnia Zarmina. Jak stwierdziła w rozmowie z Quraishim, stara się zapomnieć o tym, co przeszła w niewoli. - Nie pozwalali mi zmieniać ubrań. Nie dawali mi mydła, żebym mogła je uprać. (…) Zadali mi każde możliwe okrucieństwo. Bili mnie bez powodu. Udało mi się uciec z grupą koczowników - opowiada Zarmina.
W powietrzu wiszą złowrogie słowa, które w Afganistanie, nie powinny nigdy być wymawiane na głos. Gwałt. Molestowanie. Upokorzenie.
Czarny scenariusz
Pod koniec roku wojska NATO opuszczą Afganistan. Już teraz wielu analityków wieszczy najczarniejszy scenariusz: do władzy wrócą talibowie. I będzie jeszcze gorzej. Choć w 2000 roku mułła Omar wyraźnie zakazał uprawy maku i produkcji opium, ponad dekadę później wiadomo z całą pewnością, że talibowie nie tylko przymykają na nie oko, ale również wyciągają ręce po zyski ze sprzedaży substancji za granicę, co stanowi ich główne źródło dochodu. Już teraz, mimo zakrojonych na szeroką skalę akcji wypalania pól, w prowincjach Helmand i Nimruz, gdzie talibom skutecznie udaje się trzymać rządowe wojska z dala od nich, uprawa maku kwitnie na niespotykaną wcześniej skalę.
Biorąc pod uwagę, że talibowie mają w poważaniu prawa kobiet, można się spodziewać, że transakcji typu "córka za dług" (albo: "córka za narkotyki"), będzie coraz więcej, a obrońcy praw człowieka obawiają się, że już na początku przyszłego roku parlament może obniżyć ustawowy wiek zamążpójścia kobiet (obecnie jest to 16 lat). Zwłaszcza że dziewczynki to tradycyjny "środek płatniczy" w tej części świata: kiedyś częściej oddawano je na mocy decyzji starszyzny plemiennej jako rekompensatę za przewinienia rodziców, dziś są walutą, którą można spłacić długi albo podreperować domowy budżet.
Dlatego słowa prezydenta Hamida Karzaja, który w ubiegłym roku wzywał swoich rodaków, by nie oddawali córek za pieniądze, nie sprzedawali ich starcom, nie zmuszali do małżeństw, to głos wołającego na pustyni.
Nie usłyszy go raczej Mohammad, który musiał przerzucić się na uprawę pszenicy. Jak większość rolników w wyczyszczonej z makowych pól prowincji Nangar.
Mężczyzna wątpi, by ze zbiorów udało mu się wyżywić rodzinę. I boi się, że któraś z jego dwóch pozostałych córek będzie musiała podzielić los swojej siostry i stać się "kredytową narzeczoną".
Bardzo się boi, bo żadna z nich nie skończyła jeszcze dziesięciu lat.
Aneta Wawrzyńczak dla Wirtualnej Polski
Tytuł, lead i śródtytuły pochodzą od redakcji.