Karmazynowy przypływ. Chiny wzmacniają morski element nuklearnej triady
W najbliższym czasie Chiny znacząco wzmocnią morski element nuklearnej triady, wprowadzając nowe atomowe okręty podwodne uzbrojone w pociski balistyczne. Rozbudowa tych sił ma być potwierdzeniem mocarstwowego statusu Państwa Środka - pisze "Polska Zbrojna".
18.05.2014 | aktual.: 18.05.2014 11:35
Przez wiele lat marynarka wojenna pozostawała najbardziej niedoinwestowanym rodzajem chińskich sił zbrojnych, nienadającym się w zasadzie do innych zadań niż obrona własnego wybrzeża. Próba wprowadzenia do służby w latach osiemdziesiątych XX wieku strategicznego okrętu podwodnego (SSBN) klasy Xia z pociskami JL-1 po części była eksperymentem, służącym zebraniu doświadczeń związanych z budową nowego rodzaju systemów uzbrojenia, a po części wyrazem morskich ambicji i próbą dołączenia do ekskluzywnego grona państw posiadaczy tego rodzaju jednostek.
Ani Xia, ani przenoszone przezeń rakiety najprawdopodobniej nigdy jednak nie osiągnęły gotowości operacyjnej. Inaczej mogą potoczyć się losy następcy tego okrętu, czyli boomera (potoczna nazwa okrętów podwodnych z pociskami balistycznymi - przyp. red.) typu Jin, przenoszącego pociski JL-2. Trzy jednostki tego typu już są w służbie, a przed 2020 rokiem flota ma się wzbogacić o kolejne dwie.
Nuklearne ramię Pekinu
Jeśli chce się jednak mówić o chińskich strategicznych okrętach podwodnych nowego typu, należy najpierw przyjrzeć się chińskim siłom nuklearnym jako takim. Nie jest to łatwe, bo Chińska Republika Ludowa nie publikuje dokumentów dotyczących doktryny, stanu posiadania czy planów rozbudowy lub modernizacji wojsk podlegających 2 Korpusowi Artylerii, bo tej właśnie jednostce podporządkowana jest niemal całość wojsk rakietowych Pekinu.
W publikowanej w dwuletnich odstępach białej księdze obronności znajdziemy jedynie zapisy o polityce no first use, zapewnienia o niewikłaniu się w nuklearny wyścig zbrojeń z żadnym innym państwem oraz potrzebie całkowitego rozbrojenia i zakazu tego rodzaju broni. Autorzy dokumentu w ciekawy sposób uciekają od przypisania Państwu Środka jakiejkolwiek roli w tym procesie, za który powinny odpowiadać głównie państwa mające najpotężniejsze arsenały jądrowe - proponują bardzo ograniczyć stan posiadania i stworzyć warunki do całkowitej likwidacji broni A. Dopiero wówczas pozostałe mocarstwa jądrowe będą mogły, w drodze negocjacji, włączyć się do tego procesu. W ten oto sposób Pekin w sferze deklaratywnej opowiada się za pełną denuklearyzacją, a faktycznie może jednocześnie powiększać i modernizować własny potencjał.
Według dostępnych danych, ChRL ma dziś około 250 głowic, z czego 190 jest rozmieszczonych, a pozostałe oczekują na utylizację lub przeznaczone im nośniki (między innymi wspomniane pociski JL-2). W tej liczbie większość (150 sztuk) stanowią głowice rakiet balistycznych, a pozostałe to bomby grawitacyjne (zagadką pozostaje fakt istnienia bądź nie atomowej wersji głowicy pocisku manewrującego DH-10). Wśród rakiet balistycznych blisko połowa to rakiety międzykontynentalne (ICBM), reszta zaś - pociski krótkiego i średniego zasięgu.
Wasilij Kaszin, ekspert moskiewskiego Centrum Analiz Strategii i Technologii, twierdzi, że jeśli obecne trendy modernizacyjne chińskich sił zbrojnych nie ulegną zmianie, to w ciągu dekady Chiny będą dysponować około 600 głowicami nuklearnymi. Jednocześnie, jeśli Stany Zjednoczone będą dążyć do dalszych redukcji arsenału strategicznego, w przyszłości będzie możliwy amerykańsko-chiński parytet nuklearny. Kaszin zaznacza jednak, że większość nośników Pekinu nie jest w stanie dosięgnąć kontynentalnej części USA i stanowi zagrożenie przede wszystkim dla amerykańskich sojuszników w regionie.
Apetyt na boomera
Chiny dysponują bronią jądrową od 1964 roku, ale przez wiele lat nie miały w swym arsenale systemów uzbrojenia o zasięgu międzykontynentalnym. Pierwszym pociskiem tej klasy był DF-5A, który wszedł do służby w 1981 roku. Wyprodukowano zaledwie około 20 rakiet tego typu, a dopiero od 2007 roku są one uzupełniane przez stacjonarne i mobilne wersje DF-31/DF-31A (do chwili obecnej około 30 sztuk). Niewielka liczba nośników, w dodatku wyłącznie stałego bazowania i przenoszących pojedyncze głowice, sprawiała, że chińska zdolność odstraszania wobec Stanów Zjednoczonych była bliska zeru, a tak zwanej zdolności do drugiego uderzenia nie było w ogóle. Nie mówiąc już o tym, że Chiny jako jedyne państwo z nuklearnej piątki (USA, ZSRR, a później Federacja Rosyjska, Wielka Brytania, Francja i ChRL) nie dysponowały morskim komponentem odstraszania. Uzbrojony w rakiety balistyczne okręt podwodny stałby się lekiem na te bolączki. Wyprodukowanie go przekraczało jednak możliwości chińskich stoczni, a nie do końca poprawne
stosunki z Moskwą uniemożliwiały chociażby skorzystanie z "opcji indyjskiej", czyli zaangażowania do budowy reaktora zagranicznych specjalistów lub wypożyczenia gotowej jednostki.
Bardzo niedoskonały Xia oraz hałaśliwe okręty uderzeniowe klasy Han stały się więc platformami doświadczalnymi, których eksploatacja miała umożliwić wypracowanie nowych, bardziej zaawansowanych rozwiązań. I chociaż ich następcy - okręty typu Jin i dwa okręty uderzeniowe typu Shang - pod względem głośności wciąż ustępują radzieckim maszynom z lat siedemdziesiątych, konstrukcyjnie stanowią spory krok naprzód. Co więcej, około 2015 roku przewidywane jest pojawienie się w służbie serii czterech jednostek zmodernizowanego typu Shang, a po 2020 boomerów nowej klasy typu 096 oraz okrętów uderzeniowych z pociskami Cruise (SSGN) typu 095. Z kolei już w 2014 roku chiński SSBN może wyjść na pierwszy patrol bojowy.
Podwodny straszak
Okręty typu Jin mają długość 130-140 m, wyporność nawodną około 8 tys. ton i podwodną 11 tys. Ich podstawowym uzbrojeniem, oprócz sześciu wyrzutni torped, jest 12 rakiet JL-2 o zasięgu co najmniej 7200 km, wyposażonych w pojedyncze głowice o mocy 200-300 kt. To właśnie dla tych okrętów została wykuta baza w skałach na wyspie Hajnan. Zapewnia ona zarówno możliwość ukrycia, jak i skrytego wyjścia na wody Morza Południowochińskiego lub też, jeśli Chińczycy zdecydują się na radziecki model tak zwanych bastionów, operowania wzdłuż linii własnych wybrzeży pod ochroną nawodnych i podwodnych jednostek floty oraz lotnictwa. W tym ostatnim wypadku wschodnie wybrzeże Stanów Zjednoczonych znalazłoby się najprawdopodobniej poza potencjalnym zasięgiem JL-2, ale wzrosłoby bezpieczeństwo ich nosicieli.
Według źródeł powołujących się na wywiad marynarki USA (Office of Naval Intelligence - ONI), pierwszy patrol bojowy okrętu typu Jin odbędzie się jeszcze w 2014 roku, choć wciąż można mieć wątpliwości co do znajdujących się w fazie prób i raczej nietestowanych do tej pory spod wody pocisków JL-2, tym bardziej że ich poprzednik, pocisk JL-1, nigdy nie osiągnął statusu gotowości operacyjnej. Warto pamiętać także, jakie problemy, pomimo olbrzymiego doświadczenia z systemami tej klasy, mają Rosjanie z pociskami R-30 Buława. Nie zmienia to jednak kwestii zasadniczej - w najbliższym czasie Pekin wejdzie w posiadanie ostatniego elementu nuklearnej triady, co może nie będzie samo w sobie zmianą, ale swego rodzaju korektą sytuacji bezpieczeństwa w regionie.
Trudno przecenić korzyści, jakie płyną z posiadania boomerów. Po pierwsze, odpalane spod wody rakiety to zwiększenie zdolności nie tylko drugiego uderzenia, lecz także przełamania obrony antyrakietowej przeciwnika. A chińskie obawy związane z amerykańskim systemem missile defense nie są wcale mniejsze od rosyjskich... Po drugie, strategiczne okręty podwodne to także zwiększenie roli marynarki wojennej, a więc i większe środki przeznaczane na ten rodzaj sił zbrojnych, co w kręgach chińskiej admiralicji raczej nie pozostaje argumentem bez znaczenia.
Instrukcja obsługi
Posiadanie systemu uzbrojenia danego typu to jedno, zdolność operowania nim to jednak coś zupełnie innego. Pierwsze odpalenie pocisku balistycznego z pokładu amerykańskiego okrętu podwodnego miało miejsce w listopadzie 1960 roku, ponad pół wieku temu, a pięćdziesięciu lat doświadczeń nie można zastąpić samą techniką i wyszkoleniem załóg. Pierwszy bojowy patrol chińskiego boomera niewątpliwie będzie miał wydźwięk propagandowy i zapoczątkuje pewien proces. Oczywiście nie można lekceważyć tego faktu, ale i nie należy go przeceniać. Pekin będzie musiał bowiem odpowiedzieć wówczas na kilka ważnych pytań.
Jaki będzie na przykład łańcuch dowodzenia w wypadku użycia przebywającego na patrolu okrętu? Kontrolę nad 2 Korpusem Artylerii sprawuje bowiem bezpośrednio Centralna Komisja Wojskowa, której przewodniczący jest zwykle pierwszym sekretarzem KPCh oraz prezydentem kraju i to on podejmuje decyzję o użyciu broni jądrowej. Jak zapewnić skuteczną łączność z przebywającą w zanurzeniu jednostką i jakiego rodzaju procedury przyjąć w wypadku jej zerwania? Jak zadbać o kontrolę nad znajdującymi się na okręcie podwodnym głowicami, skoro na lądzie najprawdopodobniej są one przechowywane oddzielnie od nośników? Gdzie powinny być prowadzone patrole - w pobliżu własnych wybrzeży czy raczej na pełnym oceanie? Być może przewodniczący Centralnej Komisji Wojskowej zna już dziś odpowiedzi na te pytania, ale i tak będą one musiały zostać zweryfikowane w praktyce.
Morski komponent nuklearnej triady ma być potwierdzeniem mocarstwowego statusu Państwa Środka. Ma także ograniczyć gotowość Stanów Zjednoczonych do angażowania się w regionalne sytuacje kryzysowe, również te dotyczące Tajwanu. Chińskie media sformułowały ten przekaz w sposób wyjątkowo jasny - w końcu października 2013 roku w kilku dziennikach oraz stacjach telewizyjnych została opublikowana mapa, ukazująca zasięg pocisków JL-2 oraz zasięg radioaktywnej chmury, która wytworzyłaby się po eksplozjach. Dziennikarze "Global Timesa" posunęli się nawet do stwierdzenia, że z uwagi na słabą gęstość zaludnienia stanów środkowego zachodu ewentualnym atakiem powinny zostać objęte takie metropolie, jak Los Angeles, San Francisco, San Diego czy Seattle.
Rafał Ciastoń, "Polska Zbrojna"