Jurek Owsiak dla WP: w tym kraju każdy dostaje baty
Wiele osób podpowiada mi, że jeśli nie będę walczył do końca, przylgnie do mnie łata gościa, który robi jakieś machlojki. A to obraża nie tylko mnie, bije w cały zespół uczciwych ludzi.
Gdybym był pajacem, robił jakieś przekręty, nie byłoby dla mnie żadnej taryfy ulgowej - mówi w rozmowie z WP Jurek Owsiak, prezes Fundacji Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.
Agnieszka Niesłuchowska: Rok temu, tuż po finale WOŚP, mówiłeś, że "wypisujesz się ze wszystkiego". Nie wycofałeś się z jednak z kierowania Orkiestrą. Co cię skłoniło do zmiany zdania?
Jurek Owsiak: To był wyjątkowo niefortunny moment, gorycz wzięła górę nad rozsądkiem. Emocje były na tyle silne, że faktycznie chciałem odejść, ale moi ludzie stanęli za mną murem. Uświadomiłem sobie, że jesteśmy zespołem, nie gram sam.
WP: Z rytmu wybiło cię pierwsze pytanie, zadane podczas konferencji prasowej.
- Tak, bo miało negatywny podtekst. Wyszło na to, że dzień po wspaniałej akcji, w której brała udział cała Polska, chowam gdzieś pieniądze ze zbiórki. Szlag mnie trafił. Ale wydaje mi się, że zachowałem się w sposób ludzki, prawdziwy.
WP: Stałeś na stole, krzyczałeś do dziennikarzy: "Ludzie, co się z wami dzieje?".
- Może inaczej postępują politycy, wyuczeni skrywania emocji. Ja tak nie potrafię, mówię od serca. Na szczęście okazało się, że nie jestem sam, siła wsparcia była ogromna. To, co wykrzyczałem, było impulsem. Później pomyślałem: chrzanić to, psy szczekają, karawana jedzie dalej.
WP: Przez lata chyba zdążyłeś przyzwyczaić się do krytyki.
- Owszem, zawsze byli tacy, którym Orkiestra się nie podobała, choć nie kumali, o co w tym wszystkim chodzi. Ale czekali na wyraźny sygnał, dowód na to, że w tym, co robię, jest przekręt. Nagle ktoś podsunął im pomysł, że ideą mojego programu telewizyjnego "Róbta, co chceta", jest szerzenie anarchii. Niechęć zaczęła kiełkować po trzech latach naszej publicznej działalności. Stałem się obiektem pomówień. Ale z fochem spotyka się każdy, kto próbuje coś robić na własną rękę. Myślę, że to nasza polska specyfika, nie umiemy rozmawiać normalnie, powiedzieć na spokojnie, co nam się podoba w kimś, a co nie. Zawsze jest chore ciśnienie, awantura, węszenie spisku.
WP: O co chodzi w awanturze o Owsiaka? Finanse fundacji znalazły się pod lupą internautów ale też dziennikarzy i wymiaru sprawiedliwości.
- Ludzie, którzy nas atakują, twierdząc, że coś ukrywamy, wyrywają z kontekstu fragmenty dokumentów, nie analizując całości, manipulują nimi. Bez komentarza wyciągają np. samochód terenowy, będący elementem wyposażenia fundacji, a nie moją prywatną własnością, by zasugerować, że opływam w luksusy za kasę Orkiestry. A przecież mamy nieustanne kontrole urzędów i instytucji, które nie wykazały żadnych uchybień w naszych działaniach. Dziwne, że ludzie, którzy nie mają zielonego pojęcia o fundacji, robią z siebie ekspertów, próbują mnie rozliczać. Stałem się chłopcem do bicia. Gdybyśmy po pierwszych latach działalności mieli takich „oponentów” jak dziś, byłoby o wiele trudniej cokolwiek pożytecznego zorganizować.
WP: Jeden z blogerów, z którym procesujesz się od miesięcy zarzuca ci m.in., że sprzęt, który kupujesz jest przestarzały, że jego ilość jest nieadekwatna do sumy zbieranych pieniędzy.
- Jak dotarły do mnie te teksty, poczułem się jak Polak, który jedzie do Niemiec i słyszy, że wszyscy Polacy to złodzieje i pijacy. I chociaż zarzekałbym się, że jestem inny, uczciwy, nie znam złodziei samochodów, zostałbym zaszufladkowany. A przecież słyszę opinie lekarzy z całej Polski, rodziców dzieciaków, którym sprzęt kupiony z pieniędzy fundacji ratuje życie. Np. prof. Skalski, który operował wyziębionego dwulatka, poinformował, że w jego szpitalu zepsuło się płucoserce. Zareagowałem natychmiast. Po konsultacji z zarządem fundacji powiedziałem: no to kupujemy, przekażemy to urządzenie w uznaniu za sukces, jaki osiągnął szpital.
WP: Wytykano ci jednak, że personel medyczny w szpitalu, w którym chłopiec walczył o życie, policja i strażacy, obecni w czasie akcji ratowniczej, wcale nie korzystali wcześniej ze wsparcia WOŚP, nie brali udziału w szkoleniach przez ciebie organizowanych.
- Ale co ma piernik do wiatraka? Jeśli ktoś mi zarzuca, że nie wyszkoliłem policjantów czy strażaków, to punkt dla niego - zdaję sobie sprawę, że organizujemy tego typu szkolenia, uczymy udzielania pierwszej pomocy. Niewykluczone, że policjant, który pomógł dziecku, uczył się w szkole policyjnej wyposażonej w nasz sprzęt. Kupowaliśmy wszystkim ośrodkom policji trenażery, fantomy, defibrylatory do nauki. A przecież służby czy inne instytucje powinny dostawać urządzenia z budżetu, samorządu. Od państwa. Najczęściej jest jednak na odwrót. Albo my dajemy - np. na wspomniane płucoserce, albo lekarze sami sobie kupują sprzęt, ale dopiero, gdy uzbierają z pieniędzy pacjentów, przekazujących datki na przyszpitalne fundacje.
WP: We wrześniu Sąd Rejonowy w Złotoryi wydał niekorzystny dla ciebie wyrok. Uznał, że formułowane pod twoim adresem opinie blogera mieściły się w granicach krytyki i były oparte na faktach. Sędzia tłumaczył, że nie dostarczyłeś ksiąg rachunkowych, zlekceważyłeś polecenie sądu. Dlaczego?
- Wyrok był kuriozalny, trudno się z nim zgodzić. My cały czas przekazywaliśmy dokumenty na prośbę sądu, ale prosząc, by ich analizą zajmował się sądowy biegły, audytor, fachowiec. W czasie procesu właśnie na podstawie tych dokumentów bloger jeździł po nas, jak chciał, wyciągał fragmenty, manipulował, dorabiając do nich swoją ideologię. Chcąc pokazać swoją przejrzystość dawaliśmy hejterowi oręż do kolejnych ataków nienawiści.
WP: Ale to jemu sąd przyznał rację.
- Sąd stwierdził, że w ramach wolności słowa miał prawo do swojej opinii, ale tym samym podważył wiarygodność wszystkich firm audytowych, urzędów, instytucji, które od lat robią szczegółowe kontrole.
WP: Ile z przychodów fundacji jest wykorzystywanych na działalność bieżącą?
- Około ośmiu procent. Co i tak jest niewielką częścią, niektóre fundacje wykorzystują na swoje potrzeby aż 30 proc. przychodów. Nie da się prowadzić fundacji na taką skalę za darmo. Mało tego, my na te osiem proc. musimy pracować cały rok. Dużą część tej kwoty stanowią pieniądze od sponsorów. Ale wiele robimy sami, sprzedajemy gadżety, organizujemy komercyjne szkolenia etc. Nie możemy jednak wydawać środków zebranych w Finale WOŚP na bieżące utrzymanie fundacji. Każda złotówka przekazana nam w styczniu musi być przeznaczona na konkretny cel, któremu przyświeca Finał.
WP: Bloger opisywał, że w czasie procesu wyszły na jaw szczegóły podważające transparentność fundacji, jak choćby to, że księgowa fundacji, jako świadek zeznający w procesie, nie potrafiła wytłumaczyć wielu kwestii związanych z działaniem programu księgowego.
- Księgowa była po prostu przerażona tym, jak abstrakcyjne pytania zadawał jej bloger podczas procesu. Nie miał adwokata, a niektóre jego wywody były tak kuriozalne, że trudno było pojąć, o co mu chodzi. Na dodatek wyciągał fakty z mojej przeszłości, wytykał, że mój ojciec był milicjantem. Totalna abstrakcja, próba zdyskredytowania mnie wykorzystując to, jakie mam korzenie.
WP: Ile wiesz o przeszłości swojego taty?
- Gdyby zrobił coś złego, IPN nie zamiatałby pod dywan takich faktów. Wypłynęłyby przy pierwszej możliwej okazji. Sam byłem ciekaw, czy mój ojciec miał jakąś "słabą kartę", ale nigdy na nic takiego nie natrafiłem. Poza tym - co to ma do akcji WOŚP? Kupujemy sprzęt dla szpitali, ratujemy życie i zdrowie dzieciaków, to jest sedno.
WP: Co się dzieje z pieniędzmi ze zbiórek WOŚP na Allegro? Bloger twierdzi, że w odpowiedzi uzyskanej od Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej, nadzorującej organizacje pożytku publicznego, usłyszał, że: "resort nie tylko nie ma wiedzy, ale i możliwości sprawdzenia, co dzieje się z pieniędzmi z aukcji internetowych".
- No właśnie, bo ten człowiek nie ma zielonego pojęcia, o czym pisze. Przede wszystkim zbiórki publiczne rozlicza ministerstwo administracji, a nie pracy. Więc istotnie, minister pracy odpisze mu – „ja nie mam nic do tego”. Poza tym, zbiórka na aukcji internetowej jest czymś innym niż zbiórka do puszek, na którą mamy pozwolenie. To nie minister i nie bloger, tylko przepisy definiują, co jest zbiórką publiczną, a co nie. Dlatego pieniądze ze zbiórek w internecie nie są uwzględniane w wynikach zbiórki, ale muszą być uwzględnione w przychodach z działalności statutowej. Co nie zmienia faktu, że za każdym razem dokładnie podajemy, ile środków wpłynęło z Allegro.
WP: Wiele mitów narosło wokół firmy Złoty Melon, związanej z WOŚP. Mówi się, że przepływają przez nią miliony. Czym tak naprawdę się zajmuje?
- Działającą od 2003 roku spółkę, założyliśmy po to, by pozyskiwać środki na utrzymanie fundacji, prowadzić działalność gospodarczą wspierającą WOŚP. Bez pośredników, którzy zarabialiby na wspieraniu Orkiestry. Dzięki temu, że spółka funkcjonuje, korzystamy z wielu zwolnień i ulg podatkowych. Co roku otrzymujemy jako fundacja dywidendę z wypracowanych przez nią zysków, co pozwoliło nam m.in. powiększyć ośrodek, w którym prowadzimy szkolenia z zakresu pierwszej pomocy. Warto wiedzieć, że wszystko, co zbudowaliśmy, nie będzie kiedyś - jeśli nagle WOŚP przestanie istnieć - należeć do mnie, ale do ministra zdrowia, który jest naszym nadrzędnym urzędem kontrolnym. Dziwię się, że hejterzy, którzy tak mnie nienawidzą, nie rozumieją tego. I na tę "chamówę", wyzywanie mnie od „króla żebraków”, „romskiego macho”, przyzwala sąd. W USA coś takiego by nie przeszło, za jeden "hejt" pod adresem prezydenta USA mogą cię zamknąć na kilkanaście godzin. A bloger, który mnie znieważa, znieważył wcześniej prezydenta Polski, ale
jego sprawa została „warunkowo umorzona”. Ma poczucie, że wszystko mu wolno, i w każdym kolejnym wpisie zieje coraz większą nienawiścią.
WP: W twoim przypadku sąd uznał, że bloger przekroczył prawo, nazywając cię "hieną cmentarną". Reszta epitetów mieściła się w granicach krytyki.
- Za "hienę", sąd kazał mu zapłacić... 300 zł - zwrot kosztów sądowych. Za "romskiego macho" - nic. Żałuję, że to wszystko rozpoczynałem, zresztą od początku chciałem się z tego wycofać. Czułem, co z tego będzie. Już dwa lata temu, gdy zostałem - również w internecie - „ubrany” w czapkę oficera SS, a fotomontaż znalazł się w serwisie społecznościowym, sędzia uznał, że nic się nie stało, że takie znieważenie także można warunkowo umorzyć.
WP: Warto zatem drążyć temat? Występować z apelacją?
- Wiele osób podpowiada mi, że jeśli nie będę walczył do końca, przylgnie do mnie łata gościa, który robi jakieś machlojki. A to obraża nie tylko mnie, bije w cały zespół uczciwych ludzi. Gdy pokazałem uzasadnienie wyroku kilku najlepszym warszawskim adwokatom, powiedzieli coś, co wydało mi się niepokojące. Zmienia się sposób myślenia sędziów - są bardziej wyrozumiali dla ludzi, którzy wyrażają swoje ostre opinie w internecie. Ale jest różnica między obrażaniem kogoś a konstruktywną krytyką. Hejterstwo w Polsce jest rozszalałe. Baty dostaje każdy, to bardzo niebezpieczne zjawisko.
WP: To znaczy?
- Pamiętam całą dyskusję na temat praw autorskich. Zbyszek Hołdys, który zabrał głos w internecie, zetknął się z falą nienawiści. Tak go to uderzyło, że zrezygnował z jakichkolwiek publicznych wypowiedzi. Swoich prześladowców mają też inne osoby znane publiczne, także te prowadzące fundacje, goście zapraszani przez nas na Przystanek Woodstock. Mieszany z błotem jest Lech Wałęsa czy Grzegorz Miecugow, który został uderzony podczas swojego wykładu na Przystanku. Kiedyś Janina Ochojska powiedziała mi: nie przejmuj się, jak cię nie atakują, to nie istniejesz.
WP: Co cię mobilizuje do dalszego organizowania finałów WOŚP, Przystanku Woodstock?
- Wiem, że oprócz tego całego zła, jest dobro. Gdy spotykam na Woodstocku obcokrajowców, którzy mówią mi: fajnie, że Polsce nie tylko w ryj można dostać, że dzieje się tu też coś pozytywnego, pomaga się na taką skalę, jest mi naprawdę miło. Nie tylko bloger czy kuriozalny wyrok sądu jest oceną naszej pracy. Gdybym był pajacem, robiłbym jakieś przekręty, nie byłoby żadnej taryfy ulgowej. Minister pracy już w ubiegłym roku wypowiadał się na ten temat. Kilka miesięcy temu powtórzył, że przyjrzał się rocznemu sprawozdaniu WOŚP i niczego się nie dopatrzył. Wszystko jest przejrzyste.
WP: Od pewnego czasu pieniądze ze zbiórek przeznaczane są nie tylko na pomoc dzieciom. Oprócz wspierania pediatrii, Orkiestra inwestuje w sprzęt dla oddziałów geriatrycznych. Nadal jednak gorzko przyznajesz, że geriatria w Polsce kuleje, ludzie starsi są wyrzuceni na margines społeczeństwa. Jest aż tak źle?
- To mało powiedziane. Standardy, dotyczące nie tylko sprzętu, ale opieki nad seniorami w polskich szpitalach, są XIX-wieczne. Prawa pacjenta bywają łamane w sposób okrutny. Wiele mówi się o przemocy wobec dzieci, ale równie strasznie wygląda to w przypadku osób w podeszłym wieku. Chcemy zająć się oddziałami geriatrycznymi, baczniej przyglądać się temu, co tam się dzieje. Nie może być syfu, archaicznego sprzętu, spadów z innych oddziałów. Kupiliśmy mnóstwo urządzeń, zmieniliśmy diametralnie podejście do starszych osób w ponad stu ośrodkach, kupując blisko trzy tysiące urządzeń medycznych. Chciałbym, aby wróciła mentalność z czasów międzywojnia, gdy ludzie starsi byli traktowani z szacunkiem i estymą.
_**Rozmawiała Agnieszka Niesłuchowska, Wirtualna Polska**_