Jerzy Owsiak: nikt z ministerstwa nie zainteresował się, że gramy dla geriatrii; nie to nie
- Jest pan bardzo podłym gościem – w tych ostrych słowach Jerzy Owsiak w rozmowie z Wirtualną Polską odpowiada Tomaszowi Terlikowskiemu, który zasugerował, że za kilka lat Orkiestra będzie zbierała pieniądze na sprzęt do eutanazji, a wolontariusze zamiast czerwonych serduszek będą przyklejali na kurtki darczyńców kościotrupy. - Żeby było jednak jasne: oczywiście, że nie jestem za eutanazją - powiedział portalowi. Szef Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy skomentował również m.in. sytuację w polskiej służbie zdrowia. - Nikt po dzień dzisiejszy z ministerstwa nawet nie dał sygnału, nie zainteresował się, że gramy dla geriatrii - zaznaczył. - Wszystkie spotkania naszych specjalistów z ludźmi z ministerstwa, są nieskuteczne. Sam brałem udział w takich spotkaniach w związku z badaniami słuchu, wszystko spełzło na niczym - dodał.
11.01.2013 | aktual.: 15.01.2013 09:51
WP: Jurku, masz już 60 lat. Czy tego żywiołowego chłopaka w żółtej koszuli, czerwonych spodniach i okularach w ogóle dopada starość?
- Oczywiście, że dopada. Jednak ta cała przygoda, która mnie w życiu spotkała, bardzo aktywizuje. Właśnie aktywność jest najlepszym lekarstwem dla nas wszystkich. Życie codzienne oczywiście niesie za sobą niespodzianki, które wymuszają na przykład wizytę u kardiologa czy stomatologa. To jest jednak najnormalniejsze dbanie o siebie. Jestem już w wieku badania prostaty, więc tych sytuacji jestem świadomy i te wizyty nie są mi obce. Na szczęście nie czuję się osobą, którą dopada strzykanie wiekowe.
WP: 60 lat to już ten wiek, w którym naszła cię autorefleksja i stwierdziłeś, że będziesz teraz grał dla seniorów, bo boisz się polskiej starości? Przy czym celowo podkreślam słówko „polskiej starości”.
- W jakiś sposób odnoszę ten temat do siebie - ze względu właśnie na wiek - ale powodem, że Orkiestra zaczęła grać dla seniorów były przychodzące do nas maile, typu: panie Jurku, czy może szepnąć słówko ministrowi zdrowia, żeby poprawił nasz los? Oczywiście boję się polskiej starości, bo ją obserwuję. Moi najbliżsi są uczestnikami życia w Polsce, więc widzę jak bardzo trudna jest ta pomoc.
WP: W tym roku gracie już 21. raz. Jak oceniasz te wszystkie lata działalności fundacji w odniesieniu do działania polskiej służby zdrowia?
- Nasze związki są słabe. Nie są takie, jak powinny być. Dwadzieścia lat temu były mocniejsze, minister zdrowia konkretnie interesował się tym, co robimy.
WP: Czyli Bartosz Arłukowicz się nie interesuje?
- Gdybyśmy go zapytali, to oczywiście powiedziałby, że nie jest mu to obojętne. Ja też broń Boże nie widzę jakiejś wrogości czy zamkniętych drzwi. Ale wszelkiego rodzaju próby rozwiązywania niewielkich, dosłownie pojedynczych problemów systemowych, wszystkie spełzły na niczym. System jest tak niewydolny, że wszelkie rozmowy, spotkania, zamieniają się w jakieś permanentne niezałatwienie niczego. Przykładem niech będzie onkologia dziecięca, dla której graliśmy trzy lata temu. Kupiliśmy 80 ultrasonografów do wczesnej diagnostyki. Stworzyliśmy cały system, żeby matka jak najwcześniej przyszła ze swoim dzieckiem i żeby zostało ono przebadane. Musi to być jednak dodatkowo opłacane, chodzi m.in. o lekarza czy personel medyczny. Mieliśmy pomysł na to. Nawet obliczyliśmy, że te dodatkowe pieniądze wyniosą około trzech milionów złotych rocznie, jednak w zamian za to oszczędzimy. Bo u dziecka, u którego chłoniak będzie zdiagnozowany wcześnie, leczenie jest bardzo skuteczne. Nie ma później tego dramatu, wydatków. I nie
możemy tego przejść.
Wszystkie spotkania naszych specjalistów z ludźmi z ministerstwa, są nieskuteczne. Sam brałem udział w takich spotkaniach w związku z badaniami słuchu, wszystko spełzło na niczym. Po prostu widzimy nowe osoby, które przychodzą – nie te, które były i które rozmawiały z nami wcześniej – i niczego nie można załatwić. Załatwić, w znaczeniu „dogadać czegoś”. Broń Boże nie widzę wrogości, ale mam odczucie, że system jest jeszcze bardziej dysfunkcjonalny niż kiedyś, że przez te 20 lat ministerstwo nie skorzystało z takiej logistyki, żeby stworzyć prężną komórkę do działań z organizacjami pozarządowymi. Więcej odbywa się spotkań z ministrem Michałem Bonim, który rozmawia z nami o procedurach związanych ze zbiórką pieniędzy, podatkami, niż spotkań dotyczących konkretnych rozwiązań.
WP: Arłukowicz w ogóle się nie odzywa?
- Nikt po dzień dzisiejszy z ministerstwa nawet nie dał sygnału, nie zainteresował się, że gramy dla geriatrii. Nie krytykuję. Ty mnie o to pytasz, to ja odpowiadam. Ale to nie jest temat, z którym musimy się boksować. Nie to nie.
WP: Twoje słowa o eutanazji wywołały prawdziwą burzę. Celowe działanie czy też autoryzacja zawiodła? Bo nie uwierzę, że człowiek z takim doświadczeniem jak ty, nie przewidział, co się zdarzy.
- Autoryzacja nie zawiodła. Myśmy sobie po prostu rozmawiali na ten temat, tak jak to ludzie rozmawiają. Jest to dylemat dopuszczalny w każdej rozmowie. Łączenie tego z filozofią prezesa fundacji, tego, co robimy, było nadużyciem. Zdziwiłem się, bo moje wypowiedzi dotyczące otaczającej nas rzeczywistości nieraz są dosyć mocne. Kiedyś napisałem list do pani minister zdrowia Ewy Kopacz, że źle się dzieje w polskim państwie, że karetka nie wyjechała po kobietę w Bartoszycach, skutkiem czego kobieta zmarła. A wracając do moich słów. To była wypowiedź pokazująca dylematy. Łączenie tego i stawianie znaku równości – takie uproszczenie, że chodzi o uśpienie dziadka i babci – to jest po prostu totalne nadużycie. I pokazuje, jak nieraz w Polsce szybko stawia się kropkę nad „i”. Nie dla celów tej mojej wypowiedzi, tylko też, żeby kopnąć przeciwnika. Wtedy ludzie mówią: no, strzeliłeś sobie w kolano. Nie jestem 16-latkiem, który sobie pomyślał, że powie tak, bo to gorące słowa. Dokładnie wiedziałem, o czym mówię.
WP: Senator SP Kazimierz Jaworski, Marek Sawicki z PSL, Jacek Żalek z PO i Przemysław Wipler z PiS wystosowali do ciebie specjalny list, w którym prosili o „wycofanie się ze swojej wypowiedzi”. Na konferencji powiedziałeś, ze jedna z tych osób – celem podania sobie ręki – zadzwoniła do ciebie. Kto to był?
- Pan senator. Jeżeli mówię o tym, to mam odwagę o tym mówić. To są moje dylematy. Żeby było jednak jasne: oczywiście, że nie jestem za eutanazją. Nie jestem facetem, który wstanie i podpisze się. Jeszcze te ostatnie dni utwierdziły mnie w przekonaniu, że warto o tym rozmawiać, ale także znam swoje stanowisko. Cała reszta to jest dęcie w tubę.
WP: Zaskoczyła cię reakcja części środowisk katolickich? „Mam pytanie, dla tych wszystkich, którzy co roku, z dobrego serca i chęci pomocy innym, wspomagają WOŚP, dla tych, którzy godzą się, by dzieciaki (pełne dobrych chęci) zbierały pieniądze do puszek przed kościołami, czy nie obawiacie się, że za rok (albo za lat kilka), gdy już temat zabijania starców się osłucha, gdy już „autorytety” przekonają, że zarżnięcie kogoś jest formą pomocy dla niego, to Jerzy Owsiak nie zacznie zbierać na sprzęt konieczny do eutanazji? I ze za lat kilka czerwone serduszka nie zmienią się w czerwone kościotrupki, które symbolizować będą ludzi, których zlikwidowano za sprawą tej akcji? Nie wiem, czy tak będzie, ale na wszelki wypadek akcji Owsiaka wspierać nie będę. Nie mam ochoty uczestniczyć w działaniach kogoś, kto promuje likwidacje staruszków.. „ – napisał publicysta Tomasz Terlikowski na stronie Frondy.
- To napisz: „jest pan bardzo podłym gościem, piratem życiowym”. Co mogę mu więcej powiedzieć, skoro ma takie przypuszczenia po 21 latach działalności WOŚP? Na takie przypuszczenia może wpaść tylko podły gość, który ma właśnie takie myśli. Pan Tomasz Terlikowski niech się na przykład pochyli nad takimi zjawiskami w polskiej historii jak list biskupów do biskupów niemieckich. Gdzie wydawało się wtedy, że napisać taki list do ludzi, do narodu, który nas tak sponiewierał, to jest abstrakcja. Myślę, że on reprezentuje właśnie tę opcję. I ci ludzie właśnie w ten sposób myśleli. Jeżeli pan Terlikowski myśli takimi kategoriami to jest podłym gościem. Nie ma wątpliwości, przykro mi bardzo, mogę go przytulić do serca, ogrzać go i powiedzieć: „Panie Terlikowski, niech się pan nie wygłupia, niech pan po prostu będzie trochę lepszym gościem”.
WP: Pretekstem do twojej wypowiedzi był mail, który dostałeś od człowieka, którego 80-letniego ojca z zapaleniem płuc nie przyjęto do szpitala. „Powiedzieli mu brutalnie, że łóżka są dla tych, których będą leczyć, a nie dla tych, którzy umierają. Jak to nazwać, jeśli nie ukrytą eutanazją? To już się dzieje, ale wszyscy zamykają oczy i udają, że nie widzą” – mówiłeś. Dużo takich maili dostajesz? Co piszą?
- Dużo, ale tu nie chodzi tylko o maile. Moja mentorka, która ma już skończone 80 lat, powiedziała: panie Jurku, niech pan coś powie głośno, żeby mnie przyjęli do szpitala. Jest znaną polską artystką, bardzo inteligentną, wiele zrobiła dla polskiej sztuki. Odmówili jej wizyty w warszawskim ośrodku zdrowia, słysząc, ile ma lat. Poczuła się absolutnie wyeliminowana.
WP: W tym roku macie temat pomostowy. Działacie dla seniorów i dla dzieci. Zebrane pieniądze pójdą m.in. na „wsparcie terapii noworodka”. Na czym to dokładnie polega?
- Głównie na wymianie urządzeń, które kupowaliśmy 19, 15 czy 10 lat temu. One się po prostu zużywają. Nam zależy na najwyższych standardach. Inkubatorami hybrydowymi stworzyliśmy najwyższe standardy jakie są na świecie. I chcemy je utrzymać. Ale żeby je utrzymać, trzeba działać.
WP: Wyjaśnijmy więc jedno. Bo pojawiają się głosy, że zakupiony sprzęt dla noworodków – ten, który kiedyś kupował WOŚP – pójdzie na wymianę, a stary pójdzie do kosza. To prawda?
- Nie, coś takiego nie ma miejsca. Nigdy nie słyszałem, żeby coś poszło do kosza. Jeżeli pracuje to pracuje, jeżeli nie pracuje to trzeba wymienić. Widziałem w Stanach Zjednoczonych inkubatory, które też miały po 20 lat. Zresztą w Polsce kosz w medycynie nie istnieje.
WP: Jakie w tym roku będą najciekawsze licytacje?
- Jeżeli chodzi o rzeczy najbardziej gorące, fantastyczne, to mamy na przykład oryginalne zdjęcia z lat 50. Marilyn Monroe, gadżety od artystów, obraz Andrzeja Wajdy czy Artura Barcisia. Gdybym był szefem firmy to natychmiast bym się zasadził na bolida, bo wiem, że nie ma osoby, która przeszłaby obok takiego przedmiotu obojętnie. Jest jeden jedyny taki gadżet, dedykowany jednej sytuacji. Ale są drobne dzieła sztuki, gadżety od celebrytów; czy to książka z dedykacją, czy też suknia ślubna Kingi Rusin.
WP: Na koniec poproszę o przesłanie dla Internautów WP.PL na 21. Finał WOŚP.
- Grajcie z nami, bo w ten sposób pokonujemy nie tylko bariery niemożliwości. Każda złotówka już coś poprawia i coś robi. Pochylajcie się nad tym, co dzieje się wokół was, wspierajcie, nawet jeżeli nie zgadzacie się z tym, co ja mówię czy myślę indywidualnie to odłóżmy to na bok. Nie muszę wam udowadniać, że to, co robimy, ma sens. Tylko tyle. Pamiętajcie – to kieruję do wszystkich internautów - żeby nigdy nie traktować internetu jak anonimowego szaletu. Najgorsze, co może być, to obrażanie ludzi anonimowo.
Rozmawiała Anna Kalocińska, Wirtualna Polska