"Gratuluję tym, którzy mieli krótką, bezbolesną śmierć"
Dzisiaj jest dzień myśliwego. I chciałbym z tej okazji złożyć gratulacje. Tylko nie bardzo wiem komu? Zwierzętom, którym udało się uniknąć kuli? A może tym, które zostały celnie trafione i zginęły krótką, bezbolesną śmiercią? Zdarzają się tacy szczęściarze, owszem, i taka śmierć na pewno zasługuje na gratulacje - pisze Tomasz Matkowski, autor książki "Polowaneczko".
Nie mogę niestety, mimo najszczerszych chęci, pogratulować tym, które zostały ranne, którym pocisk urwał łapę, albo dostały w wątrobę, w nerkę, w jelita, i teraz ciągną za sobą po ziemi wnętrzności, wnętrzności które wypłynęły przez przestrzelinę. Trudno jest uciekać ciągnąc po ziemi jelita. A jednak, ostatnim rozpaczliwym wysiłkiem takie zwierzę stara się uciec z miejsca, w którym spotkało je coś, czego nie rozumie - i czego nikt normalny nie jest w stanie zrozumieć. Bo trudno jest nawet wybitnie inteligentnemu człowiekowi zrozumieć chorą, zboczoną pasję jaką jest myślistwo. Normalnemu człowiekowi. Tym bardziej zwierzęciu.
Komu jeszcze mogę pogratulować z okazji dnia myśliwego?
Chyba łatwiej powiedzieć, komu nie mogę gratulować. Na przykład ptakom, zającom i całej drobnej zwierzynie, która ginie od śrutu - wystarczy jedna maleńka, ołowiana kuleczka, żeby strzaskać kości, przedziurawić płuca (tak, tak, zwierzę też ma płuca, całkiem jak człowiek, jakkolwiek śmiesznie, dziwacznie i nieprawdopodobnie by to brzmiało). Ma też - tylko proszę się nie śmiać - serce, którego budowa niewiele różni się od serca ludzkiego.
Może nieściśle się wyraziłem, mówiąc że zwierzę ginie od śrutu. Od śrutu nie ginie się tak od razu, to byłoby za łatwe, za wesołe. Od śrutu jest się rannym. Większość trafionych w locie ptaków spada, bo jest ranna - i dopiero myśliwi je podnoszą i dobijają.
Jak? To proste. Bierze się kuropatwę i pac! - wali się jej łebkiem o czubek myśliwskiego buta. Jeżeli to nie pomoże, zaciska się jej na szyi trok - taki mały, skórzany stryczek, którego działanie jest identyczne z działaniem stryczka na jakim wiesza się ludzi. Jeżeli ptak ma bardzo twarde życie - jak na przykład kaczka - bełta się jej mózg. Wystarczy w tym celu wyrwać jej duże pióro i ostrą nasadę tego pióra wbić z tyłu w głowę a potem zamieszać kolistym ruchem, tak jak się miesza herbatę łyżeczką. Albo kawę. Chociaż to brzmi nieprawdopodobnie, kaczka z tak rozbełtanym mózgiem potrafi się jeszcze wyrwać i pobiec kilka kroków takim śmiesznym, budzącym rechot truchcikiem. Zanim padnie. Więc gratuluję tym nielicznym ptakom, które dostały ziarnko śrutu prosto w serce i spadły na ziemię już martwe.
Komu jeszcze mam gratulować? Zadowolonym z siebie, brzuchatym i wąsatym chłopom śpiewającym przy ognisku ucieszne pieśni hubertowskie i przyznającym sobie nawzajem medale za sadyzm? A może grafomańskim poetom sławiącym niezapomniane chwile kontaktu z przyrodą, jakie daje upajanie się rykiem jelenia w rui, zanim się go rozpirzy pociskiem o sile rażenia małego granatu?
A może tym myśliwym, którzy należą do elity naukowej, towarzyskiej, artystycznej, politycznej, i którzy przez jakąś dziwną schizofrenię mają część osobowości normalną, a część chorą? A może tym pseudonaukowcom, którzy dorabiają sprytne teorie "uzasadniające" myślistwo i przypominają żywo nazistowskich ideologów - morderców zza biurka. A może gratulacje należą się producentom i dystrybutorom sprzętu myśliwskiego i niezliczonych gadżetów?
Na pewno nie gratuluję:
30 tys. jeleni zabijanym co roku tylko po to, żeby móc sobie powiesić na ścianie ich czaszki. 130 tys. saren rozstrzeliwanych rocznie dla zabawy. 120 tys. dzików zabijanych każdego roku, czyli prawie całej ich populacji. Rzadko który dzik dożywa późniejszego wieku. Prawie wszystkie padają od kul. I setkom tysięcy mniejszych zwierząt, ujętych w przybliżonych statystykach, a czasem nigdzie nie ujętych.
Więc komu w końcu mam gratulować?
Chciałem jakoś pozytywnie uczcić dzień myśliwego, a tu się okazuje, że to dosyć trudne. Więc może na koniec przynajmniej jakiś akcent humorystyczny na rozweselenie? W tym celu zachęcam państwa do wyszukania frazy: "wyroby z poroża". Znajdą tam Państwo opisy tak niezwykłych przedmiotów, jak na przykład: „sarenka z poroża łosia, z orłem z poroża jelenia, na drzewie z poroża. Albo: „żyrandole, zegary, lampy, kinkiety, ławy, fotele, kwietniki, wieszaki, krzyże (sic!), świeczniki - wszystko z poroża”. Przedmioty te tylko pozornie świadczą o krwiożerczości. Większość robiona jest z tzw. zrzutów, czyli poroża zrzucanego przez zwierzęta i zbieranego przez myśliwych w lesie, a następnie sprzedawanego firmom, które produkują wyżej wymienione atrakcyjne wyroby. To jakby materace robić z włosów ścinanych u fryzjera. Niby nic takiego, a trochę to dziwne.
Tomasz Matkowski, autor książki "Polowaneczko"