Ewa Błaszczyk: nie oddam swoich organów
- Śmierć pnia mózgu nie istnieje. Lekarze transplantolodzy pobierają organy
od żywych ludzi - tak kilkanaście dni temu mówił prof. Jan Talar, który
zajmuje się ludźmi znajdującymi się w śpiączce. - Nie jestem za eutanazją.
Nie chciałabym, żeby człowiek zajmował miejsce Pana Boga. Nie ma Boga, to
znaczy wszystko wolno. A ja takiego świata nie chcę - podkreśla z kolei
aktorka Ewa Błaszczyk w rozmowie z "Wprost". Błaszczyk
deklaruje, że nie podpisze zgody na to, aby po śmierci pobrać jej organy.
Ewa Błaszczyk: Nie jestem lekarzem, neurologiem, neurochirurgiem. Wiem tylko, że na świecie istnieje problem określenia śmierci mózgowej. Na ten temat się rozmawia. To bardzo trudne, bo niejednoznaczne. Najwięksi specjaliści zastanawiają się nad tym, gdzie to jest, gdzie jest świadomość. A mam doświadczenia związane z moim dzieckiem. Nie byłabym w stanie podjąć takiej decyzji, że ktoś, że ona nie żyje. I tyle. Mam też przeczucie, intuicję, wiarę, mam też sygnały i mam za sobą rozmowy z lekarzami, którzy nigdy nie stwierdzili śmierci mózgu. Raczej mam sygnały, że coś tam jest, że jest jakaś świadomość. Nie wiem, jakbym się zachowała, gdyby ktoś mnie zaczął przekonywać, udowadniać, że nic w mózgu mojej córki nie ma.
(..) Natomiast wiem, i mówię to tylko za siebie, że choćby nie wiadomo, kto mi udowadniał śmierć mózgu mojego dziecka, to siedziałabym 28 godzin na dobę przy dziecku i wypatrywałabym sygnałów. Musiałabym wtedy zrobić wszystkie badania jakie są na świecie dostępne, a i tak nie miałabym pewności. Nie posunęłabym się na milimetr w swoich decyzjach, jeśli nie byłabym w stu procentach przekonana. Ponieważ nie mam do czynienia z takim zjawiskiem, bo ja z Olą mam kontakt, wiem że mam, to nie myślę, nie chcę nawet o tym myśleć, nie chcę sobie tego wyobrażać… Zapyta pani: a gdyby… To się zaczyna nowe opowiadanie. A gdyby było widać wszędzie totalny brak reakcji: sztywne źrenice, totalnie płaskie EEG…
To?
Nie jestem za eutanazją. Nie chciałabym, żeby człowiek zajmował miejsce Pana Boga. Nie ma Boga, to znaczy wszystko wolno. A ja takiego świata nie chcę.
Na stronie Pol-Transplantu są do pobrania dokumenty. Pani już takie dokumenty wypełniła.
Nie. Nie wypełniłam deklaracji, że chcę oddać swoje organy.
Tam są dwa rodzaje dokumentów - jedne to zgoda na pobranie organów, drugie sprzeciw.
Przecież, jeśli nie podpisuję zgody na to, by oddać swoje organy, to znaczy, że nie wyrażam na to zgody. Jeśli jest inaczej, to znaczy, że coś jest nie tak. Dlaczego coś takiego mam podpisywać? Nie zgadzam się też, by ktoś decydował za mnie. Nie myślę tak dobrze o ludziach. Nie ufam, że ktoś podejmie właściwą decyzję. (…) Nie będę się zgadzać z takimi uregulowaniami prawnymi, które stwarzają możliwość do manipulacji w majestacie prawa. To jest niebezpieczne.
To zapytam wprost. Oddałaby pani swoje organy?
Gdybym nie żyła… I wracamy do początku naszej rozmowy, do tzw. śmierci mózgu.
Gdzie jest teraz pani córka Ola?
Tu, w domu.
W jej imieniu wypełni pani dokumenty w Pol-Transplancie?
Jeśli już zrobię ruch, to wszystkich nas wpiszę na tę listę ludzi, którzy się na to nie zgadzają.
Bo nie ma pewności, kiedy ta śmierć następuje?
Nie ma pewności i nie ma zaufania do tego kogoś, kto taką decyzję podejmuje. (…) Najtrudniejsze do zdiagnozowania są te stany zawieszenia, przebywania na krawędzi życia i śmierci. Na początku, kiedy podtrzymuje się funkcje życiowe, to doświadczeni neurolodzy zawsze mówią: trzeba czekać. Robić swoje i czekać. Czekać, żeby ta decyzja nie była pochopna. Jak trafiłam na dr Barbarę Szal Karkowską, która Olę ratowała, a Ola miała płaskie EEG, to dr powiedziała: nie takie płaskie żeśmy tutaj oglądali. Trzeba czekać. I zaczęło się falować.
Kiedy?
Po wielu miesiącach. Musiał zejść obrzęk mózgu. Trzeba mieć wielką cierpliwość. Jak się lekarzowi choć raz pacjent obudzi po roku, to się już nie ma tendencji do wydawania takich łatwych wyroków.
Więcej na Wprost.pl: Ewa Błaszczyk: nie oddam swoich organów