Dzieci wyzywały koleżankę od terrorystów. "Zapytali, ile razy była w kościele"
"Terrorystka", "arabuska" - dzieci wyzywały na podwórku swoją 8-letnią koleżankę, bo ma inny kolor skóry. - Nie winię tych chłopców, tylko ich rodziców, bo to oni dają im przykład - mówi mama dziewczynki w rozmowie z Wirtualną Polską.
"Moja córka nie jest terrorystką!" - zatytułowała swój post na Facebooku pani Agnieszka. Opisała w nim, jak w niedzielne popołudnie grupka chłopców wyśmiała i zwyzywała jej córkę. Tylko dlatego, że ma inny kolor skóry. Dziewczynka po kilku minutach znoszenia obelg wróciła do domu z płaczem. Mówiła, że przecież "nikogo by nie zabiła", więc nie jest terrorystką. Zabolało tym bardziej, że zaatakowali ją koledzy z osiedla, których znała już wcześniej.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
- Najpierw zapytali ją, ile razy była w kościele, ona odpowiedziała, że ani razu - relacjonuje nam mama dziewczynki. I dodaje: - Chłopcy nie mogli się temu nadziwić, bo w końcu każdy musi być ochrzczony. Gdy moja córka wyjaśniła, że to nieprawda i nie jest wierząca, już zupełnie puściły im hamulce. Gdy dowiedzieli się, że jej ojciec pochodzi z Arabii Saudyjskiej, zaczęli ją nazywać "terrorystką" i "arabuską".
Na zachowanie dzieci zwróciła uwagę sąsiadka pani Agnieszki - zareagowała natychmiast. Tłumaczyła chłopcom, że nie wolno mówić w taki sposób. - Potem sąsiadka opowiadała mi, że nagle pojawiła się matka jednego z chłopców i zwróciła jej uwagę jakim prawem poucza jej syna - mówi mama dziewczynki. Chwilę później zapłakana córka pobiegła do domu.
Pani Agnieszce, jak sama mówi, łamało się serce. Postanowiła pójść do rodziców trójki chłopców, którzy źle potraktowali jej córkę. - Bo ja nie winię tych dzieci, tylko ich rodziców, bo to oni dają im przykład - wyjaśnia. Uważa, że reakcja rodziców na jej opowieść nie była wystarczająca. Ograniczała się do rzucenia "przepraszam" tylko po to żeby się odczepiła. - I właściwie to nie ja powinnam to słowo usłyszeć... - stwierdza pani Agnieszka.
Dzieli się też tym, co zrobiła w tej sprawie potem. - Jeden z tych chłopaków uczy się w tej samej szkole, co moja córka. Złożyłam pismo, w którym opisuję sytuację i wnioskuję o zorganizowanie przez dyrekcję zajęć edukacyjnych dla dzieci. Takich, na których dowiedzą się, że są różne wyznania, różne kolory skóry, i że trzeba się nawzajem szanować. Liczę, że dyrektor podejmie przychyli się do mojej prośby. W końcu szkoła to drugie po domu miejsce, w którym dziecko powinno się uczyć szacunku - podsumowuje zdecydowanie mama.