Decyzja o zbliżeniu Polska-Rosja zapadła przed 10 kwietnia?
Zbliżenie z Polską jest jednym z elementów nowej polityki rosyjskich władz, które dążą do ocieplenia wizerunku Rosji w Europie i na Zachodzie. Rosjanie stawiają sobie znacznie szersze cele niż naprawa gospodarki i przyciągnięcie zagranicznych inwestycji – mówi w rozmowie z Wirtualną Polską dr Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz, wicedyrektor warszawskiego Ośrodka Studiów Wschodnich, znawczyni problematyki wschodnioeuropejskiej. Jej zdaniem "decyzja o ociepleniu stosunków z Polską zapadła na długo przed tragicznym 10 kwietnia".
WP: Anna Kalocińska: Przełom w stosunkach Polska-Rosja to efekt nowej doktryny polityki Rosji przyjętej przez prezydenta Dmitrija Miedwiediewa – twierdzi rosyjski „Newsweek”. Gazeta dotarła do dokumentu, z którego wynika, że Kreml chce wykorzystać odprężenie w relacjach z USA i Europą do przyciągnięcia zagranicznych inwestycji – problemy gospodarcze dyktują w Rosji zmiany?
Dr Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz:– Czytałam ten dokument. Został opracowany przez Departament Strategii i Planowania Rosyjskiego MSZ. Ma on charakter roboczy, więc nie można go nazwać strategią, a tym bardziej zatwierdzoną przez prezydenta Miedwiediewa. Ale, moim zdaniem, dokument ten bardzo dobrze ilustruje nowe podejście rosyjskich władz do polityki zagranicznej, którego celem jest ocieplenie wizerunku Rosji w Europie i na Zachodzie.
WP: Gospodarka jest tu kluczowym czynnikiem?
– Wśród przyczyn dążenia strony rosyjskiej do ocieplenia stosunków z Polską jest element gospodarczy, ale Rosjanie stawiają sobie znacznie szersze cele. Choćby uzyskanie lepszej pozycji jako partnera w kwestiach bezpieczeństwa, na przykład akceptacji Zachodu dla rosyjskiej strefy wpływów czy lepszych warunków i większego poziomu zaufania ze strony Zachodu w relacjach ekonomiczno-biznesowych. Do tego Rosja dąży, a instrumentem, którym się posługuje, jest ocieplenie wizerunku. Elementem tego ocieplenia jest poprawa polsko-rosyjskich stosunków.
WP: Rosja zauważyła, że znaczenie Polski w Europie wzrosło w ostatnim czasie?
– Jak najbardziej. Dostrzegła też, że warto ileś w te stosunki polsko-rosyjskie zainwestować, po to, by mieć Polskę po swojej stronie w Unii Europejskiej. Zwłaszcza, że Polska jest jednym z tych nielicznych krajów, które ciągle idą pod prąd głównemu nurtowi europejskiego myślenia o Rosji. Temu, który właściwie akceptuje Rosję taką, jaką ona jest, z jej szczególnymi aspiracjami wobec Europy Wschodniej. Tak więc decyzja o ociepleniu stosunków z Polską zapadła na długo przed tragicznym 10 kwietnia. Świadczy o tym choćby obecność Władimira Putina 7 kwietnia w Katyniu. Natomiast 10 kwietnia dał kolejną możliwość – nie wykluczając czysto ludzkiego czynnika, że po prostu chcieli się zachować w porządku – ale niezależnie od tego ludzkiego czynnika, to umożliwiło dużo szybsze i głębsze posunięcie tego procesu.
WP: Wydaje się, że media rosyjskie również w tym ocieplaniu polsko-rosyjskich stosunków uczestniczą. Zaskoczeniem była reakcja poczytnej wielonakładowej gazety „Moskowskij Komsomolec”, która określa orędzie Jarosława Kaczyńskiego do Rosjan jako „przepojony emocjami apel o pojednanie” i zauważa, że „nawet jeśli to cynizm, to co z tego?”.
– Zdecydowana większość mediów w Rosji nie jest wolna. Poddają się pewnemu trendowi, któremu z kolei impuls nadaje góra, czyli władze Kremlowskie. To było bardzo widać. Jeszcze niespełna rok temu przed uroczystościami na Westerplatte ton w tych mediach, także w wymiarze historycznym, był diametralnie odmienny. Wtedy również decydował o tym impuls z góry, odmienny od tego teraz. Chociaż niewątpliwe sama tragedia – w wymiarze czysto ludzkim – też miała wpływ. Nie znaczy to, że dotąd w Rosji nie było osób pozytywnie myślących o Polsce albo tych, które myślą o niej źle. Tylko jedne doszły do głosu, a drugie – póki co – milczą.
WP: Jak Pani oceni nasze zachowanie wobec Rosji po tragicznym 10 kwietnia? Wielu ekspertów zauważa, że nasi wschodni sąsiedzi robią nawet więcej, niż nakazuje im międzynarodowa kurtuazja, tymczasem francuski „Le Figaro” zauważa, że polska „rusofobia” jest wykorzystywana w grze wyborczej, a w Polsce w najlepsze kwitną teorie spiskowe sugerujące odpowiedzialność Rosji za wypadek prezydenckiego tupolewa…
– Zachowujemy się zaskakująco romantycznie. Cała nasza debata wokół tych nowych relacji polsko-rosyjskich prawie całkowicie omija temat polskiej listy korzyści. Oczekujemy od Rosjan tylko dwóch rzeczy – ocieplenia Polsko-Rosyjskich stosunków które postrzegamy jako wartość samą w sobie, oraz pewnych zmian historycznych. I to wszystko. Na tym kończy się nasza artykułowana wyraziście, publicznie, w debacie publicznej, lista korzyści. Są to bardzo ważne rzeczy, bardzo wartościowe, ale drugorzędne z punktu widzenia polskiej racji stanu. Czas pomyśleć o nieco dłuższej i bardziej racjonalnie umocowanej liście korzyści. WP: Te 67 ze 183 tomów dokumentów śledztwa Katyńskiego, które prezydent Miedwiediew przekazał Bronisławowi Komorowskiemu, to był, Pani zdaniem, przełom?
– Sprawy historyczne są istotne, ale nie są fundamentalne. Przełom w sprawach historycznych jest tylko przełomem w sprawach historycznych, a nie w stosunkach polsko-rosyjskich. Akurat te tomy są dokumentami, które już wcześniej były ujawnione. Jest to zatem gest symboliczny ze strony rosyjskiej, bo różnica jest tylko taka, że teraz nie musimy jeździć do Moskwy, żeby je przeczytać. Natomiast to, o co zabiegała strona polska to ujawnienie całej reszty. A to w szybkim tempie się nie stanie – i nie może stać – bo, przynajmniej pro-forma, pewne działania prawne ze strony rosyjskiej muszą zostać podjęte. Nawet jeżeli uważamy, że proces prawny jest stymulowany odgórnie, to musi się on dokonać.
WP: Delegacja Parlamentu Europejskiego ds. stosunków z Rosją przyjęła deklarację wyrażającą żal po katastrofie pod Smoleńskiem, stwierdzając, że polska delegacja „leciała tam upamiętnić zbrodnię wojenną o charakterze ludobójstwa dokonaną na polskich oficerach w Katyniu” - to pierwszy raz, kiedy instytucja międzynarodowa używa słowa „ludobójstwo” w kontekście Katynia. Będzie łatwiej o odszkodowania?
– To, jakimi słowami w sprawach katyńskich operuje Parlament Europejski, nie ma absolutnie żadnego wpływu na rosyjską politykę w kwestii odszkodowań. Pewne kroki może i zostaną dokonane wobec nas, ale nie wyobrażam sobie takich, które pociągnęłyby znaczne nakłady finansowe, czyli wypłaty odszkodowań. Polacy nie są jedynym narodem i jedynymi, którzy takie roszczenia mogą zgłaszać. Rosja absolutnie nie jest gotowa, żeby wypłacać teraz odszkodowania.
WP: 10 kwietnia rozpoczął nową epokę w historii trudnych stosunków między Polską a Rosją?
- Już jest pewna poprawa, i to znacznie większa, niż w ciągu szeregu minionych lat. Trudno ocenić natomiast, czy będzie ona trwała; to zależy od obu stron. Również od tego, jak dużo będziemy oczekiwać od Rosjan i na ile będziemy gotowi spełniać ich oczekiwania. Trwałość tej poprawy na pewno nie jest przesądzona.
Jeśli chodzi o nastroje społeczne, to każda zmiana, szczególnie z krajem, z którym – do czego jesteśmy przyzwyczajeni – od lat mamy problem, może, a nawet powinna budzić kontrowersje i wywoływać różnice zdań. W demokratycznym kraju takie zjawisko jest czymś normalnym i byłoby dużym zaskoczeniem, gdyby go nie było. I taki proces społeczny, gdzie część osób odnosi się do Rosji entuzjastycznie, a część jest wobec niej podejrzliwa, jest czymś normalnym. Natomiast kluczowa jest pewna debata ekspercka i polityczna, która już nie powinna być oparta na emocjach, ale na wiedzy i racjonalności. I tutaj tej dłuższej listy korzyści brakuje.
WP: A trwałość zmiany Jarosława Kaczyńskiego jest przesądzona? Orędzie do Rosjan, z ust polityka uważanego za rusofoba, było dużym zaskoczeniem…
– Mogę powiedzieć tylko tyle, że ewidentnie elementem w polskiej kampanii wyborczej jest strona rosyjska, i polsko-rosyjskie stosunki. I wszyscy kandydaci się do tej problematyki odnoszą. Po tragedii pod Smoleńskiem nie jest to jednak zaskoczenie.
Dr Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz była uczestnikiem debaty "Polska-Rosja: wielkie pojednanie?" w Collegium Civitas, organizowanej przez Instytut Obywatelski.