"Chcą podstępem wywieźć krzyż do Smoleńska"
- Chcę, aby rząd uczciwie nas traktował, informował o postępach śledztwa, jak Donald Tusk kiedyś obiecywał. Mam te słowa zapisane i czuję się oszukana. (...) Nadal nie ma dokumentacji z sekcji zwłok i niepokojące jest to, że zapisy z czarnych skrzynek nie będą ujawnione. W czasie kampanii prezydenckiej Komorowski zagrał stenogramami. To przykre, że grał na naszym nieszczęściu - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Beata Gosiewska. Wdowa po tragicznie zmarłym Przemysławie Gosiewskim, pośle PiS tłumaczy, dlaczego nie pojedzie na pielgrzymkę do Smoleńska i wyjaśnia, dlaczego stenogramy przekazane Polsce są niewiarygodne.
14.09.2010 | aktual.: 15.09.2010 10:06
Agnieszka Niesłuchowska: Rodziny 28 rodzin ofiar smoleńskiej katastrofy wyszły z inicjatywą zorganizowania pielgrzymki do Smoleńska by, jak napisały w apelu, "dotknąć ziemi, która przyjęła ostatni oddech" ich bliskich. Pani nazwiska nie ma jednak wśród osób, które podpisały się pod listem. Dlaczego?
Beata Gosiewska: Nic nie wiedziałam o tej inicjatywie, dowiedziałam się od dziennikarzy.
WP: Rodziny ofiar, które zapraszają do uczestnictwa wszystkich bliskich ofiar, zaproponowały, że wezmą krzyż, który stoi przed Pałacem Prezydenckim i zostawią w Rosji. Rozważy pani tę propozycję?
- Nie wybieram się do Smoleńska w najbliższym czasie, jeśli jednak podejmę taką decyzję, pojadę tylko z rodziną. Jeśli inni chcą lecieć, nikt nie może im zabronić. Dla mnie to sztuczna wyprawa, której celem jest podstępne wyniesienie krzyża. Gdy prezydent w cyniczny sposób powiedział, że popiera pomysł „całym sercem i duszą” zabrzmiało to tak, jakby cieszył się, że ktoś mu zabierze ten krzyż sprzed pałacu. Władza nie potrafi znaleźć wyjścia, więc w tchórzliwy sposób usiłuje zasłaniać się rodzinami.
WP: Brzmi to tak, jakby rodziny nie były pomysłodawcami inicjatywy. Dlaczego pani tak sądzi?
- Dziwi mnie, że pani Komorowska tak szybko zdecydowała się na objęcie patronatu nad pielgrzymką. Ubolewam nad tym, że władza dzieli rodziny na lepsze i gorsze, nie organizuje wspólnych spotkań, jednych zaprasza i informuje, innych nie. Przykładem mogą być niedociągnięcia przy organizacji uroczystości odsłonięcia tablic zarówno w Warszawie jak i na Wawelu. Mam wrażenie, że jestem traktowana jak wcześniej mój mąż, poseł opozycji.
WP: Pani nie proponowano pomocy?
- Kancelaria sejmu, która miała pomagać rodzinom ofiar działała niewydolnie, wsparcie polegało na pomocy w wypełnieniu dokumentów, nie mogliśmy uzyskać podstawowych informacji, podawano tylko telefony do innych instytucji. Niektórym rodzinom na samym początku zaproponowano wsparcie pełnomocników, mojej rodzinie po wielu prośbach wyznaczono go dopiero przed pogrzebem męża. Kilka dni później, dowiedziałam się, że nie będzie już mi pomagał. Próbowałam prosić o pomoc również marszałka Grzegorza Schetynę, ale bezskutecznie.
WP: O co go pani prosiła?
- M.in. o możliwość wglądu do dokumentacji komisji Jerzego Millera, szefa MSWiA, która niezależnie od MAK oraz prokuratur wojskowych obu krajów wyjaśnia przyczyny i okoliczności smoleńskiej tragedii. Pan marszałek spotkał się ze mną, ale sprawiał wrażenie niezorientowanego w sytuacji. Gdy wymieniałam nazwisko dyrektora, który zajmował się opieką nad rodzinami posłów, marszałek zapytał, kto to jest. Do tej pory nie oddzwonił i żadnej pomocy nie otrzymałam. Chcę, aby rząd uczciwie nas traktował, informował o postępach prac komisji, tak jak premier Donald Tusk kiedyś obiecywał. Mam te słowa zapisane i czuję się oszukana, bo nie wywiązał się z obietnic.
WP: Ale śledztwo jest w toku, premier niejednokrotnie apelował o cierpliwość.
- Premier nie informuje o przebiegu i efektach pracy rządowej komisji badającej przyczyny katastrofy, nawet rodziny nie mają dostępu do tych informacji. Premier tylko odbija pałeczkę i zasłania się prokuraturą. Ciągle słyszymy, że rząd i prokuratura robią wszystko, co w ich mocy, a tak naprawdę nawet laik może stwierdzić, że śledczy nie robią nic ponad to, co muszą. Naczelny Prokurator Wojskowy dostał, za tak prowadzone śledztwo, nominację generalską, choć wcześniej prezydent Kaczyński odmówił mu jej. Poza tym nadal nie ma dokumentacji z sekcji zwłok i kluczowych dowodów, niepokojące są wypowiedzi, że zapisy z czarnych skrzynek nie będą ujawnione. Dziwi mnie to, że w czasie kampanii prezydenckiej Komorowski zagrał stenogramami ujawniając pierwszą, niekompletną wersję zapisu. To przykre, że grał na naszym nieszczęściu. WP: Co pani zdaniem mogą ujawnić oryginalne zapisy?
- Rozmawiam z ekspertami, którzy mówią, że stenogramy ujawnione przez MAK są niewiarygodne. Tłumaczą, że analizując parametry lotu - wysokość i czas, wychodzi, że momentami samolot leciał z prędkością, z jaką nie utrzymałby się w powietrzu. Niepokoi minie to, że władze i prokuratura są głuche na wypowiedzi np. Marka Strassenburgera Kleciaka (specjalisty odpowiedzialnego za rozwój systemów trójwymiarowej nawigacji w koncernie Harman Becker w Niemczech – przyp. red.). Z wypowiedzi ekspertów wynika, że doszło do elektronicznego zakłócenia nawigacji, a więc zamachu. Eksperci mówią, że jest to metoda stosowana od lat 70 i dziwi mnie, że polska prokuratura nie skupia się na wykluczeniu tej hipotezy.
WP: W piątek, podczas spotkania z częścią rodzin ofiar, na którym pani była, Jarosław Kaczyński ostro wypowiadał się na temat rządu. Mówił, że Donald Tusk, Bronisław Komorowski, Radosław Sikorski, Bogdan Klich i Tomasz Arabski "muszą zejść ze sceny politycznej raz na zawsze". Po tych słowach, Radosław Sikorski stwierdził, że prezes PiS urwał się z orbity okołoziemskiej.
- Prezes przedstawił standardy jakie powinny obowiązywać w demokratycznym państwie prawa, wypowiedzi przedstawicieli rządu świadczą o tym, że Polska pod tymi rządami zmierza w przeciwnym kierunku. Prezes powiedział to, co myśli wielu Polaków. Ludzie interesują się tym tematem i denerwuje ich to, że władze robią wszystko, aby zapomnieć o sprawie. Nie jestem zdziwiona takimi komentarzami, rządzący chcąc uniknąć odpowiedzialności, od początku starają się z nas robić osoby niezrównoważone. Jeśli ginie prawie sto osób i nie ma odpowiedzialnych za tę tragedię, to nie można mówić, że żyjemy w kraju praworządnym. Panowie z trudem kryją satysfakcję, że po katastrofie mogli obsadzić stołki, proszę policzyć ile instytucji w ten sposób obsadzili. Niech pani mi wskaże choć jedną osobę, która poniosłaby odpowiedzialność za katastrofę.
WP: Politycy PO, odpowiadając na takie zarzuty, mówią, że z ferowaniem wyroków należy się wstrzymać do zakończenia śledztwa i prac międzynarodowej komisji.
- Ale na co tu czekać? Nie ma przecież międzynarodowej komisji pomimo wielu apeli. Premier na szefa komisji wyjaśniającej przyczyny katastrofy powołał podlegającego mu ministra, który nadzoruje chroniący prezydenta BOR. Z całą pewnością można stwierdzić, że rząd jest „sędzią we własnej sprawie”. Wcześniej z bardziej błahych powodów ministrowie podawali się do dymisji, np. minister Ćwiąkalski zrobił to po tym, jak jeden z odsiadujących wyrok powiesił się w więzieniu. W podobnej sytuacji znalazła się szwedzka minister, która służbową kartą zapłaciła za pieluchy dla dziecka. Katastrofa smoleńska ma zupełnie inny wymiar. Ci, którzy powinni chronić prezydenta, śmiali się, szydzili z niego, doprowadzili do bałaganu, nie zadbali o bezpieczeństwo rządowego samolotu, co zakończyło się tragedią. Teraz mówią, że odpowiedzialni nie są oni, ale ci, co nie żyją. Tak nie powinno być, władza to przede wszystkim odpowiedzialność.
WP: Na ten argument też jest odpowiedź, że delegacja prezydenta miała charakter prywatny. Były prezydent Lech Wałęsa w felietonie dla Wirtualnej Polski pytał, dlaczego doszło do nieoficjalnego, nieopartego na ustaleniach między państwami, wyjazdu takiej delegacji?
- Więc pytam: kto do niego doprowadził? Jak to się stało, że prezydent kraju wyjeżdża prywatnie. Gdy mój mąż, jako wicepremier, usiłował wyjechać na wakacje, musiał napisać oświadczenie, że rezygnuje z ochrony BOR za granicą. Nie słyszałam o tym, aby prezydent zrezygnował z ochrony jadąc do Smoleńska. Rozumiem, że przez wiele lat nienawidzono prezydenta, ale obowiązkiem rządu było zadbanie o bezpieczeństwo Lecha Kaczyńskiego. Tymczasem rządzący wypowiadają się lekceważąco, a nawet obraźliwie na temat katastrofy, usiłują winą obarczyć tych, którzy nie żyją.
WP: Podpisałaby się pani pod piątkowymi słowami Jarosława Kaczyńskiego słowami, że rząd próbuje walczyć z prezydentem nawet wtedy, gdy ten nie żyje?
- To walka nie tylko z prezydentem. To, że władze nie chcą upamiętniać ofiar katastrofy, świadczy o tym, że chcą zatrzeć nawet pamięć o nich. Nasi bliscy są niebezpieczni dla nich nawet po śmierci.
Rozmawiała Agnieszka Niesłuchowska, Wirtualna Polska