PolitykaABW ponownie w redakcji "Wprost"

ABW ponownie w redakcji "Wprost"

18.06.2014 17:31, aktualizacja: 19.06.2014 04:23

ABW ponownie weszła do redakcji "Wprost". Jak informują na Twitterze dziennikarze tygodnika, tym razem pojawiło się więcej funkcjonariuszy. Redaktor naczelny tygodnika Sylwester Latkowski poinformował, że ABW przeszukiwało pomieszczenia. Funkcjonariusze chcieli uzyskać dostęp do jego laptopa. W redakcji pojawiła się także policja. Latkowski powiedział dziennikarzom, że użyto wobec niego przemocy fizycznej. Dopiero po godz. 23 prokurator odstąpił od wykonywania dalszych czynności, a funkcjonariusze opuścili budynek redakcji. O godzinie 8 odbędzie się konferencja prasowa Donalda Tuska - poinformowało Centrum Informacyjne Rząd.

Funkcjonariusze ABW starali się przejąć laptop redaktora naczelnego "Wprost", Sylwestra Latkowskiego. Zdemolowali drzwi do jego gabinetu, doszło do przepychanek. "Do widzenia", "do domu" - skandowali dziennikarze do funkcjonariuszy.

- Udało im się zdemolować redakcję i przeszkodzić w naszej pracy - powiedział redaktor naczelny tygodnika. Latkowski oświadczył, że podczas przeszukania użyto wobec niego siły chcąc zabezpieczyć jego laptop. - Użyto w stosunku do mnie siły fizycznej. (...) Jeżeli otrzymamy wyrok niezależnego sądu, jeżeli takie postanowienie uchyli tajemnicę dziennikarską, wtedy natychmiast, niezwłocznie wydamy - mówił, po tym, jak dziennikarze weszli do pomieszczenia, w którym próbowano mu odebrać laptopa.

Funkcjonariusze ABW i policji opuścili budynek redakcji dopiero po czterech godzinach. Nie udało im się zabrać laptopa Latkowskiego. Pełnomocnik "Wprost", mec. Jacek Kondracki zapowiedział, że złoży do sądu zażalenie na działanie prokuratury.

Jak powiedziała prok. Renata Mazur, prokuratorzy odstąpili od czynności w siedzibie tygodnika po tym, jak do pomieszczenia, w którym przebywali oni z redaktorem naczelnym "Wprost", weszli dziennikarze, którzy zebrali się redakcji.

"W związku z zaistniałą sytuacją tj. eskalacją konfliktu, w szczególności zagrożeniem dla bezpieczeństwa i zdrowia prokuratorów i funkcjonariuszy ABW wykonujących czynności przeszukania w siedzibie redakcji oraz brakiem prawidłowego i realnego zabezpieczenia pracy tychże przez obecnych na miejscu funkcjonariuszy Policji, prokuratorzy zmuszeni byli odstąpić od kontynuowania zadań służbowych" - napisała rzeczniczka prokuratury w komunikacie.

Rzecznik KGP Mariusz Sokołowski powiedział, że na miejscu było 13 funkcjonariuszy wezwanych w trybie alarmowym w ostatniej fazie "tej konfliktowej sytuacji". Jak mówił, zgodnie z prawem w takiej sytuacji prokurator wydaje funkcjonariuszom na miejscu, a takich poleceń nie było.

- Zostaliśmy wezwani na miejsce przez prokuratorów wykonujących czynności w celu zapewnienia bezpieczeństwa. Nie jesteśmy tutaj stroną. Dla nas działanie w takiej sytuacji, sytuacji sporu, nie jest prostym działaniem. Naszą rolą jest zapewnienie porządku w danym miejscu - powiedział.

Wcześniej podczas wieczornego briefingu Mazur mówiła, że Łukasz N. - zatrzymany po południu przez ABW - usłyszał już zarzuty związane z nielegalnymi podsłuchami. Grozi za to grzywna, kara ograniczenia wolności albo kara pozbawienia wolności do lat 2.

Mazur podkreśliła ponadto, że prokurator wydał decyzję o żądaniu wydania dowodów przez "Wprost", a potem - wobec odmowy - zarządził w redakcji przeszukanie. Zaczęło się ono krótko przed godz. 20.

Dodała, że czynności były zgodne z prawem i wynikały z konieczności zabezpieczenia dowodów przestępstwa, gdyż nośniki muszą być poddane badaniom, niezależnie czy to kopia czy oryginał. Odmowę redakcji uznała za "całkowicie niezrozumiałą". Zapewniła, że prokuratura nie miała na celu poznania tajemnicy dziennikarskiej.

- Przeszukanie w redakcji "Wprost" zostało zarządzone w celu uzyskania dowodów dotyczących nielegalnego podsłuchiwania polityków, a nie naruszania tajemnicy dziennikarskiej - zapewniła Renata Mazur. - Nasze decyzje o wezwaniu do wydania nagrań i późniejsza decyzja o przeszukaniu w redakcji mają na celu tylko i wyłącznie uzyskanie dowodów w sprawie. Nie mamy zamiaru uzyskiwania danych informatorów, ani naruszania jakiejkolwiek dziennikarskiej tajemnicy - zapewniła Mazur.

Zaznaczyła, że przepisy dokładnie mówią, jak postępować podczas przesłuchania z materiałami, które mogą stanowić tajemnicę dziennikarską i te przepisy stosują funkcjonariusze ABW.

Przed redakcją siedzi większa ekipa smutnych panów w ciemnych autach.

— Michał Majewski (@MajewskiMichal) czerwiec 18, 2014

W redakcji "Wprost" prokurator jest Józef Gacek. "Czekamy na prawnika wydawnictwa" - pisze na Twitterze dziennikarz "Wprost" Michał Majewski.

Prok. Józef Gacek w redakcji Wprost pic.twitter.com/DMJngXhUpm

— Grzegorz Sadowski (@gregsadowski) czerwiec 18, 2014

W środę ABW już raz weszła do redakcji tygodnika. Prokuratura chciała, by dziennikarze "dobrowolnie" oddali nośniki, na których zarejestrowano podsłuchane rozmowy czołowych polityków. Redakcja "Wprost" odmówiła.

Dziennikarz "Wprost" Michał Majewski informował na Twitterze, że do redakcji przyszło trzech agentów ABW. Opublikował też zdjęcie prokuratorskiego "postanowienia o wydaniu rzeczy". Czytamy w nim, że prokuratura żąda od redaktora naczelnego i kilkorga dziennikarzy "dobrowolnego wydania rzeczy w postaci nośników zawierających treści rozmów prowadzonych podczas spotkań w restauracji "Sowa&Przyjaciele" oraz w restauracji w Amber Room w Pałacyku Sobańskich w Warszawie".

— Michał Majewski (@MajewskiMichal) czerwiec 18, 2014

Latkowski poinformował na stronie tygodnika, że ABW zażądała "wydania nośników pamięci, na których zawarte są materiały dotyczące opublikowanych nagrań rozmów m.in. ministra spraw wewnętrznych, prezesa NBP, Sławomira Nowaka czy Andrzeja Parafianowicza". Latkowski zachowanie agentów ABW odbiera "jako presję na redakcję"; odmówił wydania nośników z nagraniem.

Powiedział też dziennikarzom, że poprosił funkcjonariuszy ABW, by "pojechać do prokuratury, aby te czynności były wykonywane w prokuraturze, ale odmówiono".

- Prawo prasowe mówi, że jeżeli źródło informacji zastrzegło anonimowość, to ja, Michał Majewski i inne osoby, które miały dostęp do tych materiałów, nie możemy tego ujawnić. Najpierw musimy sprawdzić, czy przekazanie tych materiałów nie doprowadzi do źródła - mówił Latkowski. Według niego informator na dzień dzisiejszy sobie tego nie życzy. - Jeśli stwierdzi, że tak - wydamy, ale to on musi zdecydować, nie redakcja - dodał. Jak zadeklarował, tygodnik opublikuje w całości nagrania rozmów.

"Lakują komputery i laptopy"

Kiedy w redakcji trwało przeszukanie Latkowski mówił, że dziennikarze chcą towarzyszyć prokuratorom, żeby widzieć, jakie materiały będą zabezpieczali i by nie kopiowali materiałów, które stanowią tajemnicę dziennikarską. - Lakują komputery i laptopy - opowiadał przedstawicielom mediów, którzy byli w redakcji tygodnika. - Obawiam się, że przeszukanie dotyczy też innych śledztw dziennikarskich.

W wieczornym komunikacie rzecznik Prokuratury Okręgowej Renata Mazur wyjaśniła, że w przypadku oświadczenia osoby, od której rzecz zostanie zabezpieczona, iż zawiera ona informację prawnie chronioną, bez zapoznania się z zabezpieczonymi dokumentami - nośnikami, zostaną one przekazane sądowi w opieczętowanym opakowaniu wraz z wnioskiem o uchylenie tej tajemnicy. Ewentualna negatywna decyzja sądu spowoduje zwrot zabezpieczonego przedmiotu bez ingerencji i zapoznawania się z jego treścią - dodała.

Kilka godzin później do redakcji wszedł prokurator Józef Gacek wraz z funkcjonariuszami ABW i zażądał rozmowy z redaktorem naczelnym tygodnika. Jak informuje "Wprost", Latkowski czekał na przybycie prawnika redakcji, potem odbyła się rozmowa Latkowskiego i Gacka.

- Wejście i zabranie mojego komputera, gdzie mam dokumenty, nagrania, to jest bandytyzm. Jeżeli jest tak w tym kraju, że można coś takiego zrobić, to po co są media? - Sylwester Latkowski komentując na gorąco wydarzenia w redakcji.

List dziennikarzy

List otwarty w obronie "Wprost" wystosowało kilkunastu dziennikarzy różnych mediów, którzy uznali, że "nie mogą pozostać obojętni wobec tego brutalnego aktu naruszenia niezależności dziennikarskiej".

W ocenie dziennikarzy przeszukanie redakcji przez ABW i domaganie się wydania materiałów, które mogły zawierać chronioną prawnie tajemnicę dziennikarską to pierwszy po 1989 roku przypadek "jawnie siłowego rozwiązania wobec mediów i otwartej ingerencji tajnych służb w sferę wolności słowa w jej najbardziej wrażliwym aspekcie, jakim jest ochrona źródeł, które zastrzegły sobie anonimowość".

"Bez względu na to, kim są informatorzy i jakie są ich intencje, dziennikarz ma obowiązek strzec ich danych. Wyjątki od tej zasady są nieliczne i nie dotyczą opisywanej sytuacji" - zaznaczyli w liście.

Przypomnieli, że ABW na polecenie prokuratury nie domaga się od tygodnika materiałów w sprawie o morderstwo czy zamach terrorystyczny, tylko nagrań rozmów najwyższych urzędników państwowych, których treść stawia w złym świetle obecny rząd. "Dlatego działania służb specjalnych w redakcji Wprost uznajemy nie tylko za bezprawne, ale i nacechowane politycznie" - podkreślili przedstawiciele mediów.

Afera podsłuchowa

Kodeks karny stanowi, że grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2 podlega ten, kto w celu uzyskania informacji, do której nie jest uprawniony, zakłada lub posługuje się urządzeniem podsłuchowym, wizualnym albo innym urządzeniem specjalnym. Tej samej karze podlega, kto informację tak uzyskaną "ujawnia innej osobie".

Zawiadomienia w tej sprawie złożyli szef MSW Bartłomiej Sienkiewicz i Dariusz Zawadka, b. dowódca jednostki GROM, obecnie członek zarządu spółki PERN.

Na upublicznionym przez "Wprost" nagraniu słychać, jak szef MSW Bartłomiej Sienkiewicz rozmawia z prezesem Narodowego Banku Polskiego Markiem Belką i byłym ministrem Sławomirem Cytryckim o hipotetycznym wsparciu przez NBP budżetu państwa kilka miesięcy przed wyborami, które może wygrać PiS; Belka w zamian za wsparcie stawia warunek dymisji ówczesnego ministra finansów Jacka Rostowskiego oraz nowelizacji ustawy o banku centralnym. Tygodnik twierdzi, że do rozmowy doszło w lipcu 2013 roku. W listopadzie Rostowski został zdymisjonowany; pod koniec maja 2014 roku do Rady Ministrów wpłynął projekt założeń nowelizacji ustawy o NBP.

W innej nagranej rozmowie b. wiceminister finansów Andrzej Parafianowicz miał mówić ówczesnemu ministrowi transportu Sławomirowi Nowakowi, że użył swych wpływów do zablokowania kontroli skarbowej u żony Nowaka. W sprawie treści tej rozmowy praska prokuratura wszczęła śledztwo już w poniedziałek.

Kilka dni po opublikowaniu pierwszych nagrań "Wprost" ujawnił pierwszą godzinę (bez żadnego cięcia w materiale - red.) rozmowy Sienkiewicza z Belką. W tym fragmencie słychać, jak Marek Belka mówi o "wytrychach" w ministerstwie i nowelizacji ustawy o NBP. - Jak bym miał sygnał od premiera, że mogę tam wstawić to, co będzie trzeba - przekonuje na nagraniu. Rozmowa jest też o sytuacji PO. Marek Belka mówi: "To nie jest tak, że jesteśmy na ugorze, jesteśmy w wielkiej kuwecie zwanej Saharą".

Źródło artykułu:PAP
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (0)
Zobacz także