"Zyta nie brała pieniędzy, ale była 'Beatą'"
"Trybuna" opublikowała rozmowę redaktora naczelnego Marka Barańskiego z Witoldem W., byłym oficerem SB, który prowadził TW "Beata", mężem Urszuli - znajomej b. wicepremier Zyty Gilowskiej. Rozmówca "Trybuny" powiedział, że Gilowska była "Beatą", ale zaznaczył, że nie brała pieniędzy.
13.07.2006 | aktual.: 13.07.2006 06:36
Z panią Gilowską nie spotykamy się już co najmniej 17-18 lat. Ona zaczęła robić karierę, miała coraz mniej czasu, my też żyliśmy swoim życiem. Jakoś to się rozeszło - powiedział Witold. W.
Czy rzeczywiście ukrył Pan przed nią, że był oficerem kontrwywiadu? Podobno przedstawiał się Pan jako milicjant od przestępczości gospodarczej - zapytał M. Barański.
Najbliżsi znajomi wiedzieli, że pracuję w kontrywwiadzie. Nie ukrywałem tego przed nimi. Poza tym to wtedy były honor i prestiż - odpowiedział Witold W.
Przejdźmy więc do rzeczy - czy była Pańską agentką? - pytał szef "Trybuny".
Pan oczekuje "tak", albo "nie". Tymczasem nic nie jest takie proste - oświadczył Witold W.
To ja Panu powiem, czego udało mi się dowiedzieć. To Pan nadał jej kryptonim "Beata" i numer. Nie zarejestrował jej Pan jednak jako "tajnego współpracownika", jak uparcie twierdziły media, lecz zaledwie jako "kontakt operacyjny". Można to wywnioskować z małego prostokątnego kartonika, który jest dowodem wyrejestrowywania takich ludzi i na którym takie informacje są umieszczone. Ten kartonik jest w IPN - stwierdził Barański.
Jestem w pewnym szoku. Mnie obowiązują przepisy, za złamanie których grożą mi sankcje karne, tymczasem o największych tajemnicach czytam w gazetach, co świadczy, że dziennikarze mają dotarcie do źródeł. Ktoś im to ułatwia. Może tak powinno być w świecie wolnych mediów, w świecie bez cenzury, ale wtedy niech to obowiązuje wszystkich jednakowo. Mnie też - zaznacza mąż Urszuli.
No to jak było? - pyta red. naczelny "Trybuny"
Skoro pan już wie... Nigdy niczego nie podpisała, do niczego się nie zobowiązywała, nie pisała raportów, nie brała pieniędzy. Była jednak "Beatą", choć o tym nie wiedziała - powiedział Witold W.
Nic nie rozumiem - zaznaczył Barański.
Jej mąż, inżynier, pracował wtedy w WSK Świdnik. Wiadomo, że nie produkowano tam wyłącznie śmigłowców sanitarnych. Zakład był pod kontrwywiadowczą ochroną. Był i na pewno jest, bo przecież nic się nie zmieniło. Ci z SB przyłapali go na zbieraniu składek na "Solidarność". Zaplanowano grę. Miał stracić pracę, chyba że... Kolegowaliśmy się wtedy. Był tylko jeden sposób, żeby jej tego wszystkiego oszczędzić. Tak została moim "kontaktem operacyjnym". Nic jej nie mówiłem, bo to trajkota nieprzeciętna, a poza tym to nie miało żadnego znaczenia. Powodowało tylko, że ktokolwiek ze służb chciałby coś od niej, to musiał zgłosić się do mnie. Nie ruszali jej już - oświadczył m.in. Witold W. (PAP)