Zwykli i niezwykli bohaterowie olimpiady
Michael Phelps nie ma doskonałej techniki, nie używa kosmicznych kostiumów, nie goli głowy na zero, a i tak jest „Pociskiem z Baltimore”.
28.08.2008 | aktual.: 28.08.2008 15:04
W osiem dni zdobył osiem złotych medali. Tym samym pobił rekord wszech czasów należący do jego rodaka Marka Spitza z igrzysk w 1972 roku (siedem złotych krążków) i stał się legendą. Ma dopiero 23 lata. Trzy kanapki ze smażonym jajkiem, miska kaszy, omlet z pięciu jaj, trzy tosty, trzy naleśniki z czekoladą. Cztery tysiące kalorii. Taka sama ich dawka na obiad i kolację. Pięć razy większa niż dla normalnego mężczyzny. – Jeść, spać i pływać. To wszystko, co potrafię – żartował Phelps w wywiadzie dla telewizji NBC. Czego potrzeba, by zdobywać seryjnie medale? – Przede wszystkim dostarczać sobie kalorii – stwierdził mistrz, który ma problemy z nadmiernym chudnięciem. Waży 88 kilogramów, przy 193 centymetrach wzrostu mógłby więcej.
Basenowy pracoholik trenuje czasami z ołowianymi ciężarkami przyczepionymi do bioder. Dziennie przepływa nawet 15 kilometrów. Zdarza się, że skrajnie wyczerpany pływaniem wymiotuje. Mimo to w ciągu ostatnich czterech lat opuścił tylko cztery treningi. Phelps jest owładnięty pasją pływania. „Kiedy śpię, czasami dosłownie śnię wyścig od startu do mety” – wspomina w autobiografii „Pod powierzchnią wody”.
Wychował się w Baltimore. Matka Debbie, nauczycielka w szkole średniej, i ojciec Fred, policjant, rozstali się, kiedy miał siedem lat. Michael i jego starsze siostry Whitney i Hilary azyl od domowych kłótni znajdowali na basenie. Woda pomagała też Phelpsowi rozładować nadmiar energii – miał ADHD.
Kiedy Michael miał 11 lat, policjanta Freda zastąpił trener Bob Bowman – nauczył go jeździć samochodem, pomógł zawiązać pierwszy krawat, ale przede wszystkim zaszczepił miłość do pływania. Cztery lata później Phelps został najmłodszym amerykańskim pływakiem, który wystartował na igrzyskach. Kilka miesięcy potem pobił rekord świata. Jeśli chodzi o style, to najlepszy jest w żabce (przez Internet przebiegły nawet zdjęcia: na jednym jest on, na drugim żaba i podpis pod płazem: „Phelps bez kostiumu”), w delfinie i grzbiecie taki sobie, w kraulu pływa po prostu nierytmicznie. Mimo to coraz szybciej. W Pekinie poprawił o ponad sekundę swój własny rekord sprzed roku na 200 metrów kraulem. Jak to zrobił? Nikt nie ma pojęcia. Trudno też zrozumieć, jak można osiągać tak doskonałe wyniki w tak różnych stylach. 23-latek jest basenową orkiestrą: startuje jednocześnie na 100 i 200 delfinem, 100 i 200 kraulem, 200 i 400 zmiennym.
– Phelps to kosmos – mówił o nim Paweł Korzeniowski. – Doskonała praca nóg pod wodą, wspaniałe nawroty...
Zwycięskie dysproporcje
Nawrót to jego tajna broń, nad którą pracował pół roku – mocno odbija się od ściany, potem głęboko pod wodą mknie 15 metrów, omija wzburzoną falę, która innych wyhamowuje, po czym wynurza się z siłą i szybkością pocisku.
Ma doskonałe warunki fizyczne. Jak mówił o nim Bartosz Kizierowski, były mistrz Europy, teraz trener pływania w USA, pomagają mu zarówno długi tułów, krótkie nogi, niezbyt wypukły tyłek, jak i smukłe, opływowe mięśnie. Tak zbudowany Phelps łatwo pokonuje opór wody. Pomagają mu też długie jak wiosła ramiona – 201 centymetrów – i ogromne stopy, numer 49, które niczym płetwy wachlują wodę. Niezwykle pojemne płuca sięgające 12 litrów (u przeciętnego dorosłego mężczyzny – 4,5 litra) dają mu niebywałą wytrzymałość.
Jedyny problem mogłyby stanowić uszy. Phelps ma ogromne i odstające. Idealnie przylegający pływacki czepek usuwa tę przeszkodę.
Zwycięskie dysproporcje ciała doskonale komponują się z mocną jak stal psychiką. Jest maszyną do zwyciężania. – Nie interesują mnie inne miejsca oprócz pierwszego – mawia.
Judyta Sierakowska