"Zwycięstwo" i beznadzieja w Iraku
Nie tylko brak pracy daje się we znaki
mieszkańcom Iraku. Ta, która jest, to często marnie opłacana
harówka w strasznych warunkach. Za mizerne wynagrodzenie pracują
dzieci.
31.01.2004 | aktual.: 31.01.2004 17:55
Chude, apatyczne osły z zaschniętymi ranami na grzbietach i zadach wchodzą, ciągnąc blaszane wózki, do niskiego, długiego, koślawego budynku z wysokim kominem. W ciemnym, gorącym, zapylonym wnętrzu ludzie układają na wózku cegły, z którymi zwierzęta wychodzą przez niskie, łukowate otwory na zewnątrz. Tu układa się gotowe cegły na ziemi lub ładuje na ciężarówkę, czekającą w zagłębieniu, wykopanym by ułatwić tę czynność. Inny osiołek ciągnie wózek wypełniony gliną, którą uszczelnia się prowizorycznie zamurowywaną komorę do wypalenia kolejnej porcji cegieł. Na stalowym zbiorniku na dachu siedzi palacz, dolewający mazutu, wprowadzanego rurą do tych pomieszczeń, które akurat pełnią rolę pieca. Z komina i pęknięć w ścianie wydobywa się gęsty czarny dym, widoczny z kilku kilometrów.
W cegielni "Intisar", po arabsku "Zwycięstwo", pracuje stale sześćdziesiąt osób; latem, gdy przed wypaleniem można wysuszyć na słońcu więcej cegieł, przybywa jeszcze czterdziestu robotników. Z pracy w cegielni żyje około trzystu osób, mieszkających wokół manufaktury w osadzie na przedmieściach Hilli. Wiele z nich to dzieci.
Robotnicy zarabiają około 10 tysięcy dinarów - nie więcej niż 10 dolarów - tygodniowo. Specjalistom płaci się dwa razy tyle. Ahmed zarabia 9 tysięcy. "Nie lubię tej pracy, ale nie mam wyboru. Mam dwóch braci i trzy siostry, ojciec jest stary, matka umarła. Muszę pracować, żeby rodzina przeżyła" - opowiada 13-letni chłopiec, który chciałby zostać lekarzem w szpitalu, ale od dwóch lat zamiast chodzić do szkoły prowadzi ośle zaprzęgi do cegielni i z powrotem.
Według ONZ, nie uczy się blisko jedna trzecia irackich dzieci w wieku szkolnym. Zwalczająca pracę dzieci organizacja Global March ocenia, że w Iraku, który dawniej miał najmniej analfabetów spośród krajów Bliskiego Wschodu, rośnie pokolenie nieumiejące nawet napisać własnego imienia. Na ulicach Bagdadu i mniejszych miast chłopcy w brudnych kombinezonach pracują w warsztatach, inni, podzwaniając uderzeniami kija w zardzewiałe butle na ciągnionych przez osły wózkach, szukają nabywców gazu. Dziewczynki sprzedają papierosy albo żebrzą.
_ "Zatrudnianie dzieci poniżej piętnastu lat jest zabronione. Szkoła jest obowiązkowa, ale biedne rodziny posyłają dzieci do pracy"_ - mówi Fadil Abid Abud, nauczyciel z Hilli.
Ali Husejn Mohammed pracuje w fabryce cegieł "Zwycięstwo" od 40 lat. "Ludzie, chcąc przeżyć, muszą tu pracować, jest bezrobocie, w okolicy nie ma innej pracy. Nie ma żadnych marzeń, żadnej przyszłości" - mówi. Jednak Ahmed nie porzucił nadziei i chciałby być bogaty. Wie, co by zrobił z pieniędzmi. "Kupiłbym dom z łazienką i samochód, rozdawałbym biednym".
Jednego z mężczyzn, o twarzy pokrytej pyłem tak, że kolorem prawie nie różni się od pryzmy ziemi, na której odpoczywa mężczyzna, denerwują pytania. "Dlaczego nie pytacie, co mamy do powiedzenia o obietnicach Busha? Dwa tygodnie po pierwszej wojnie w Zatoce wszystko można było kupić - naftę, gaz, jedzenie, nie było tego dużo, ale starczało. Teraz, kiedy przyszli Amerykanie, obiecywali wolność, żywność, wszystko. Nie dali nic, ludzie nie mają pracy" - mówi podniesionym głosem.
Przybyszów wita się jednak przyjaźnie. Starszy szczupły nauczyciel opowiada o osadzie przy cegielni, upewnia się, czy Irak mi się podoba. Bardziej chodzi mu o bogatą historię niż o krajobraz Mezopotamii. Wspomina o Babilonie i Hammurabim. Dzieciaki domagają się, żeby im robić zdjęcia, pytają, skąd jestem. Każde chce, by udzielić mu osobnej odpowiedzi. "Bolanda?" - woła ze śmiechem jeden z malców. "Kurwa mać" - dodaje z całkiem poprawną wymową. "Często spotykają żołnierzy, szybko się uczą" - wyjaśnia tłumacz. (iza)